Выбрать главу

Tak też uczynił. Jego rezydencja w Wielkim Uskoku stała się mekką playboyów i gwiazdek filmowych, natomiast prywatne wyspy i jacht.,Nereida" zapewniały mu intymność i odpowiednią dozę samotności, gdy tylko tego zapragnął. Toteż dla dziennikarzy, lubiących gmerać w życiu potentatów, samotny rejs na ocean w marcu roku 2000 nie był niczym zaskakującym.

Ot, kaprys bogacza.

Tymczasem Gwidon Res – który podczas wieloletniej krzątaniny nawet na sekundę nie zapomniał o złożonej przysiędze – uznał, że nadszedł czas. Zresztą przepowiednia św. Lami mówiła: Dwakroć po tysiąc w nowe się odmieni.

A proroctwom, jak wiadomo, trzeba pomagać.

* * *

Pięćset metrów od ruchliwej Rurytania Avenue, w niewielkim parku, którego południowy kraniec przylega do Jeziora Tapirów. znajduje się elipsoidalny gmach, nazywany przez mieszkańców stolicy Wielką Zieloną Żabą. Efekt wywoływany przez nieforemny kształt i zielone tafle pancernego, solaryzacyjnego szkła potęgują nadto anteny satelitarne, niczym olbrzymie oczy płaza umieszczone na szczytowej koronie gmachu.

Jak można przeczytać na tabliczce wywieszonej przy wejściu, mieśći się tu Instytut Badania Kultur i Języków, co tylko w części odpowiada prawdzie. Na trzydziestu górnych i osiemnastu podziemnych kondygnacjach znajduje się bowiem centrum wywiadu Republiki Rurytanii od lat dominującej siły w tym regionie.

Czwartego kwietnia w oktagonalnym gabinecie jednego z najniższych poziomów odbywała się konferencja, w której brały udział trzy osoby: Szef Wywiadu Kontynentalnego, Osobisty Doradca urzędującego prezydenta oraz młodzieńczo wyglądający Generał, piastujący niebagatelną funkcję Szefa Sił Natychmiastowego Użycia.

Przed nimi leżał cienki plik kartek, dzieło jednego z najlepszych agentów, plan sporządzony na cienkim papierze w jednym egzemplarzu, z zachowaniem wszelkich reguł utajnienia.

– I co panowie na to? – zapytał Szef Wywiadu, szczupły, szpakowaty, przystojny niczym aktor filmowy.

– Po pierwsze, Szefciu, nie przeszkadzać – odezwał się Doradca, będący jego jaskrawym przeciwieństwem. Typowy pyknik o wypielęgnowanych dłoniach i trzech podbródkach, z którymi niesympatycznie kontrastował cienki nos i krzywo wygięta linia wąskich ust. – Nie

przeszkadzać i zachowywać dystans. Powodzenie akcji oznaczałoby ogromne zmiany, nie wiem nawet, czy nie rozpoczęcie otwarcia.

– Aż tak? – zdziwił się Szef Sił Natychmiastowego Użycia.

– Jak panowie wiedzą – ciągnął Ekspert – i jak, mimo zasady absolutnego utajnienia, orientuje się już stosunkowo sporo ludzi, obok nas istnieją światy alternatywne. Niektóre -jak na przykład Z-1 – szalenie nam bliskie. Co więcej, między obu światami, myślę o Z-1

i naszym Z-2, istnieją szczeliny relatywne, którymi od zamierzchłych czasów dokonuje się międzycywilizacyjna wymiana. To nasi artyści, którzy przybyli poprzez szparę czasu, nauczyli ziemian kultury magdaleńskiej kunsztu naskalnych malowideł. Z kolei ich wygnańcy przynieśli do nas islam czy religię Jezusa Chrystusa…

Szef Wywiadu chrząka. Ekspert mówi rzeczy oczywiste, a szpakowaty amant nade wszystko ceni sobie konkrety.

– Socjologowie interświatowi uważają, że tylko nieskrępowana wymiana między Ziemią l i 2 daje gwarancje harmonijnego rozwoju ich obu. Napotyka ona, niestety, duże trudności.

– Istoty Najwyższe – wtrąca Generał.

– Właśnie. Nie zbadana jest struktura ani cele tych superinteligentnych sił. Z wieloletnich badań prowadzonych w Instytucie Transcendencji wynika, że ich wpływ na nasze bezpośrednie czyny jest znacznie mniejszy, niż przypuszczano w Ciemnych Wiekach. Nie mamy też

dowodu, że nas stworzyli. Jedno nie ulega wątpliwości: spełniają One funkcje superkontrolerów przepływu międzywymiarowego. Przymykają oczy na drobny handelek czy wycieczki krajoznawcze. Strzegą natomiast bardzo skutecznie wszelkich zaburzeń czasowych. Wiadomo,

że via światy alternatywne można dotrzeć do własnej przeszłości bądź przyszłości. Jednak nikomu nie udało się zakłócić kolei rzeczy. Były, owszem, próby ingerowania w przeszłość celem zmiany przyszłości. Zawsze jednak uruchamiały się mechanizmy korygujące, które bądź uniemożliwiały działanie wbrew istniejącej konsekwencji, bądź dokonywały takich posunięć, które neutralizowały czasoburcze czyny. Wiemy, że pewien żądny rozgłosu Herostrates z naszych czasów, przeniknąwszy w przeszłość Z-1, wdarł się na arkę Noego z bańką benzyny celem jej podpalenia. Udało mu się tylko częściowo, albowiem na

korabie znalazły się zupełnie nieoczekiwanie dwudziestowieczne gaśnice pianowe. Wiele też wydarzeń, które lud ochrzcił mianem cudu, było właśnie przykładami takich korekt dokonanych przez Najwyższe Moce.

– Do rzeczy – syknął Szef Wywiadu.

– Moim zdaniem, na przeszkodzie trwałej komunikacji między Z-1 a Z-2 stała zawsze różnica czasów. Nie można przecież bezkarnie łączyć w jedno świata na poziomie wieku XXI i XVII. Dziś mamy rzadki w równoległych historiach wypadek pełnego synchronu. Na Z-1

trwa rok 2000 nowej ery, u nas też 2000 Uniwersalnej Rachuby… Jedyną przeszkodą jest Liga Przyjaciół i Sojuszników Erbanii pozostająca stulecia z tyłu, a nawet cofająca się w czasie. Gdyby jednak Hugonowi Mirre się udało…? Amirandę oceniamy jako najsłabsze ogniwo… Czas relatywny stałby się dla wszystkich uniwersalny. Poszerzylibyśmy szczeliny międzywymiarowe. To stworzyłoby perspektywę dla handlu na wielką skalę, turystyki, wymiany ludzi i idei. A potem już nic nie stałoby na przeszkodzie, aby Z-1 wspólnie z Z-2 rozpoczęły penetrację całego tysiącwymiarowego Świata. Ku chwale Istot Najwyższych.

– Oby pan był dobrym prorokiem – mruknął Generał. – Czy jednak informacje są pewne?

– Mam człowieka w najbliższym otoczeniu Gwidona Resa i meldunki na bieżąco – odparł Arcywywiadowca. – Rzecz w tym, że nasza rozmowa musi przebiegać w absolutnej tajemnicy. Nasza szansa polega na tym, że Hugon nie jest związany z naszymi służbami. Nie wie o nim

nic Rada Prezydencka, z której wiadomości przeciekają jak przez durszlak do prasy. Inicjatywa jest prywatna. I niech taka pozostanie.

– Do odpowiedniego momentu – zauważa lubiący mieć ostatnie słowo Doradca.

* * *

– Rozumiem, że ma pan gotowy plan? – Hugon Mirrę mówi wolno, rozważnie.

– Mam wiele planów. Wiele poszczególnych pomysłów, elementów, wariantów i parę punktów, których nie potrafię sam rozwiązać. Stąd niezbędna jest pańska obecność.

– Rozumiem, że zadbał pan też o to, aby nikt nie powątpiewał w moją śmierć.

– Naturalnie. Waszą egzekucję pokazała telewizja światowa, człowiek zaś, który przeprowadził operację wykradzenia pana, już nie żyje, usunięto też kilka innych wtajemniczonych w szczegóły.

– Słusznie, od pewnego czasu nie mogłem zrobić kroku, żeby najrozmaitsze wywiady nie deptały mi po piętach. Gdyby wykryto moją pracę dla pana… Zdwojono by tylko ostrożność. A już dotarcie do Amirandy graniczy z nieprawdopodobieństwem. W samym Regentowi każdy cudzoziemiec ma paru aniołów stróżów, granice są pilnie