– Jak się pan czuje, Ekscelencjo? – zagadnął go Mirre.
– A pan? – odpowiedział więzień.
– Najjaśniejszy Pan jest w dobrym humorze, to cieszy. Jeśli będzie równie skłonny do współpracy…
– Jakiej współpracy?
– Massmedialnej czy jak kto woli – publikatoryjnej. Od dziś zaczniemy nagrywać audycje na temat „cała prawda o tyrańskim systemie regenckim, jego kłamstwach, fałszach…”
– I ja miałbym być gwiazdorem w tym telehicie?
Hugon potwierdził.
– A jak nie zechcę?
– Są metody zachęty – odezwał się przerażający już swym wyglądem Ketes.
– Powiedzmy, gdybym nawet się zgodził, co chcecie tym osiągnąć?
– Prawda skruszy okowy – rzekł „Ocelot". – Kiedy naród dowie się wszystkiego o mechanizmach ucisku, manipulacji, anatomii kłamstwa i zbrodniach pańskiego panowania, nikt go nie powstrzyma. Zrzuci jarzmo!
– Naprawdę?
– Zresztą, być może wcześniej pańscy ministrowie okażą się bardziej skorzy do współpracy. – Mirrę wyciągnął tekst ultimatum. – Wysłaliśmy im taki liścik: Mamy Regenta i dajemy wam dwadzieścia cztery godziny na otwarcie więzień, zniszczenie elektronicznych archiwów i uznanie praw ludu, inaczej Roderyk zacznie mówić…
– Aha. I liczycie na odpowiedź?
– Nie mają wyjścia. Zresztą, niech nie odpowiadają. Pańskie rewelacje za pomocą przychylnych nam radiostacji i programów wynajętych z Sieci Satelitarnej uderzą niczym fala powybuchowa…
– Hugonie – przerywa nagle Dawid Jang – jest dwudziesta, pora „Niusów”. Może już coś powiedzą?
– Słusznie, włączcie ten turystyczny telewizorek.
Pojawia się Wirujący Centaur i słychać przenikliwy sygnał Wiadomości. Potem ekran wypełnia skupiona twarz ciemno odzianego spikera.
– Chwała niech będzie świętemu Limerykowi – zaczyna wolno, z namaszczeniem, z jakim wygłasza się wyłącznie informacje najwyższej wagi. – Niniejszym informuje się, że dzięki Najwyższej Opatrzności, kierowana najgłębszym objawieniem Wielka Tajna Rada Królestwa
postanowiła przychylić się do prośby Roderyka II i zwolniła go z funkcji dziedzicznego Regenta Królestwa Amirandy. Wielka Tajna Rada Królestwa przekazała tę zaszczytną funkcję wybrańcowi Najwyższego, światłemu uczniowi świętej Zyty, Reginaldowi I, z młodszej linii Najświetniejszej Dynastii.
Wielka Tajna Rada, działając z Inspiracji Sił Najwyższych, postanawia niezwłocznie ujawnić całą prawdę o panowaniu Roderyka, który nadużywał swego stanowiska do szerzenia terroru i bezprawia. Uzurpując sobie boskie pełnomocnictwa, których w istocie nie posiadał, przez dwadzieścia cztery lata rządził naszym pięknym trapezoidalnym państwem, doprowadzając je do obecnej ruiny. Jest możliwe, że Roderyk, eks-Regent, który zbiegł z dworu, zechce jeszcze bruździć i przeszkadzać wielkiemu dziełu naprawy, ale czyż znajdzie się choć jeden obywatel, który go posłucha? Każda dłoń i każdy rozum potrzebny jest w dziele odbudowy i przebudowy naszej nadbudowy. Mamy wszak niezmierzone bogactwa, zdolną młodzież, świetnych, wypróbowanych ministrów z Generałem Nadliktorem na czele. Dziś, gdy uroczyście sami znieśliśmy tyranię i nawiązujemy do najszczytniejszych kart, na jakie wspięła się nasza absolutna monarchia, w czasach, gdy nie kaziły je pseudodemokratyczne frazesy, trzeba po prostu zawierzyć Reginaldowi I, który łączy wdzięk młodości z dojrzałym doświadczeniem, wiedzę z energią i bezkompromisowość z poczuciem taktu, i wziąć się intensywniej do pracy. Albowiem nie będziemy dłużej tolerować dotychczasowego bezhołowia, chaosu i anarchii. Regent odszedł, niech żyje Regent!
Mirre potoczył wzrokiem po obecnych. Miny wszystkich wydłużyły się.
– Cholera – warknął „Ocelot". – Reginald ma wszystkie wady tego typa i dodatkowo jest jeszcze patalogicznym sadystą bez poczucia humoru.
Regent tylko zachichotał.
– Ale nasze rewelacje – wybąkał Jang – kiedy polecą w eter…
– Jakie rewelacje! – zawołał Mirrę. – Teraz oni nas uprzedzą, powiedzą o nieprawościach i zbrodniach Roderyka dużo więcej. Spuszczą parę z kotła, ale władzy nie popuszczą. Byliśmy durniami sądząc, że ruszywszy człowieka podważamy system.
– Biedny pan Gwidon – westchnął Ketes.
I zapadła cisza.
– Zaraz, zaraz – powiedział nieoczekiwanie Regent – coście tak pospuszczali nosy na kwintę?! Przecież jeszcze nie wszystko stracone.
– Jak to? – poderwali się wszyscy.
– Macie z pewnością jedną szansę, którą tak świetni fachowcy jak wy na pewno potrafią wykorzystać. Nie powinno wam to sprawić kłopotu.
– Co mianowicie?
– Przywrócenie mi władzy. W interesie naszego kraju. Przecież sami zauważyliście, że to będzie mniejsze zło.
– I tak by to wyglądało. – Szef Wywiadu Rurytanii zawiesił głos i spojrzał na prezydenckiego Doradcę i Dowódcę Sił Natychmiastowego Użycia. – Nie udało się. Po otrzymaniu tego raportu Gwidon Res zmarł na serce. Jego majątek ma być w całości przeznaczony na Fundację Emigracyjną…
– Czy nie powinniśmy się w to wmieszać? – Doradca uniósł się z fotela. – Skoro eks-Regent znajduje się nadal w rękach spiskowców, moglibyśmy to zdyskontować. Możecie rzeczywiście stworzyć ruch na rzecz przywrócenia Roderyka, rozkręcić wojnę domową, pobić Reginalda i tuż przed przejęciem władzy ukręcić kark Roderykowi. No,
a potem republika, reformy i tak dalej…
Szef milczy przez chwilę. Myślami jest wciąż przy człowieku, który dostarczył mu ten zapis, przy załamanym starym wilku morskim o nazwisku Zenos. Przekonanym, co gorsza, że to jego praca dla Rurytanii pokrzyżowała plany Resa. Cóż, zawsze są jakieś koszty.
– A ja – odzywa się Generał – nie mogę pojąć, kto dopuścił, że następcą został ten kretyn Reginald? Nie umiarkowany Roland, nie młodociany, ale chyba światlejszy Remi… Przecież jeśli dotąd Amiranda pozostawała w tyle za resztą Z-2 o sto lat, teraz cofa się o dwieście.
– A może to lepiej – mówi Szef Wywiadu – może nowa fala obłąkania i zbrodni odegra rolę katharsis, może potrzeba jeszcze większego upadku i znieprawienia, żeby Amiranda ocknęła się, powstała, odrodziła… Zwycięstwo Mirre… Któż zaręczy, czy zmiany nie byłyby tylko połowiczne… A werdykt i tak wyda historia.
Doradca spoglądał spod oka na szpakowatego Arcyszpiega: Co on chce przez to powiedzieć? Ze swoich przecieków wie, że główną rolę w nominacji Regenta odegrał Nadliktor wsparty przez swego Szefa VII Departamentu Siódemkę. Ale przecież Siódemka w świetle raportu…
Zamyśla się jeszcze głębiej. Za oknami przestaje padać. Kropelki deszczu drżą na pajęczynie, a nad Rurytania Avenue znów pojawia się wielkie alternatywne słońce.
Antychryst Wiecznie Żywy
Żywiczny zapach i dzwony w oddali…
Żywiczny zapach…
Aleksander uniósł głowę. Zdało mu się, że już kiedyś musiał tu być, że nagle przebudził się ze snu długiego, ciemnego. Popatrzył z pewnym zaskoczeniem na kolumny strzeliste, złocenia, okno otwarte na oścież ku zachodzącemu niebu. Nie, z pewnością nigdy tu nie mógł przebywać, a jednak…
Wyszedł do ogrodu. Czuł, jak po każdym kroku odchodzi go owo koszmarne zmęczenie, skumulowane napięcie ostatnich tygodni, miesięcy. Pierwszy weekend. Pierwszy naprawdę wolny weekend. Może właśnie dlatego wybrał na miejsce odpoczynku tę od ponad trzydziestu lat nie używaną rezydencję, której chyba przez przeoczenie nie przekazano na żłobek czy Dom Pracy Twórczej.
– Czy mam towarzyszyć Waszej Ekscelencji? – Blondynek w mundurze z dystynkcjami lejtnanta poderwał się z ogrodowego leżaka.
– Nie, Anton, dziękuję. I błagam, nie używaj tej idiotycznej formuły.