– Kto? – zainteresował się Kreol. Jemu samemu zdarzało się robić takie rzeczy z różnymi dziwnymi stworzeniami. – Magowie?
– Nie, nie magowie! – przedrzeźniała go Vanessa. – CIA! FBI! W ogóle różne tajne służby i inni faceci w czerni! Dobrze, że to są poważni ludzie i nie czytają brukowców. Chociaż o tym już mówiłam…
– Córeczko, wszystko w porządku? – nieoczekiwanie rozległ się okrzyk ojca, a w następnej sekundzie zaczęły się otwierać drzwi.
– Tata! – wyszeptała Vanessa. – Chowajcie się! Hubaksis z szybkością błyskawicy zanurkował za obraz, Butt-Krillach skrył się za kanapą. Kreol też miotał się przez chwilę, chcąc się gdzieś ukryć, ale szybko zorientował się, że jego alarm nie dotyczy.
Mao, gdy tylko zobaczył uśmiech Vanessy, natychmiast podejrzliwie zmarszczył brwi. Córka uśmiechała się tak szeroko i przyjaźnie, że od razu było widać – coś ukrywa. Kreol nie zakwalifikowałby się nawet do scen grupowych w teatrze amatorskim – tak fałszywy był jego wyraz twarzy.
– Coś się stało? – zapytał z wahaniem. – Słyszałem jakieś krzyki…
– Nie, tatusiu, coś ty! – zaprzeczyła Van natychmiast, panicznie kombinując, co by tu zełgać. – Wszystko w porządku!
– Dobrze, jak chcesz… – Ugodowo nastawiony ojciec postanowił nie podejmować dyskusji. – Ach tak, mama prosiła, żeby zapytać, czy już doczytałaś jej gazetę?
– Oczywiście, bierz!
Mao podniósł gazetę, cały czas otwartą na tym samym, nieszczęsnym artykule.
– Kto czyta takie głupoty?… – Z naganą pokiwał głową, przeczytawszy tytuł. – Co najwyżej twoja matka… Kosmici!… Kogo chcą oszukać?
Van bez przekonania wzruszyła ramionami. Kreol cały czas stał w kącie jak posąg, pamiętając dobrze nakaz Vanessy – z jej rodzicami rozmawiać tylko wtedy, gdy to oni o coś zapytają. Z matką można było jeszcze zaryzykować, ale ojciec był niegłupim człowiekiem i bez trudu mógł rozgryźć Kreola. A przynajmniej zacząć podejrzewać, że coś jest nie tak. Vanessa miała wielką ochotę dopuścić go do tajemnicy, ale obawiała się, że Mao opowie o wszystkim małżonce. Natomiast Agnes Lee od dawna była znana z tego, że na pytanie: „Co słychać?” zaczynała długo i szczegółowo opowiadać o wszystkich słuchach i plotkach. Jeśli o Kreolu dowiedziałaby się kochana mamusia Vanessy, tajemnica na pewno przestałaby być tajemnicą.
– Kosmici! – ciągle jeszcze bulwersował się Mao. – Każdy głupi wie, że na fotografii widać tylko ogoloną małpę! Właśnie tak fabrykują sensacje!
Zza obrazu dobiegł przygłuszony chichot Hubaksisa.
– Właśnie ktoś wszedł do domu. – Kreol wygłosił tę głęboką myśl, wyraźnie czemuś się przysłuchując.
– Nie słyszałem dzwonka. – Mao uniósł brew.
– To kobieta… dwie, nie… trzy kobiety… – oznajmił Kreol.
– To na pewno nowe przyjaciółki Agnes – domyślił się Mao. – Ale… skąd wiesz?
– Nowe przyjaciółki? – Van nie pozwoliła ojcu wejść na śliski temat. – Co za nowe przyjaciółki?
– Poznała się z nimi, gdy wypakowywaliśmy zakupy – powiedział ojciec. – Zdaje się, że mieszkają tutaj, w pobliżu. Agnes natychmiast zaprosiła je na filiżankę kawy, a przy okazji pokaże im dom… znasz przecież mamę. A propos, wasz dom jest dobrze znany w okolicy…
– Chwileczkę – przerwała Vanessa. – Tato, one chcą oglądać dom. Cały dom?
– A dlaczego by nie? – Wzruszył ramionami Mao. – Nie wiem dlaczego, ale szczególnie zainteresował je strych, chociaż oczywiście mogę się mylić… Przecież nie chowacie tam trupów? – mrugnął filuternie.
– Gdzie nie można ich wpuścić? – Van nie słuchała już ojca, tylko zdecydowanie odwróciła się w stronę maga.
– Do piwnicy – tam jest duch, na strych – tam jest pentagram, do gabinetu, bo tam jest moja księga, do laboratorium, tam są ingrediencje do wywarów i eliksirów. Do ogrodu nie, tam coś posadziłem… Nigdzie nie można!
– Niech to diabli! – zgrzytnęła zębami Van. – Co robić… co robić…
– Córuchno… – Ojciec starał się ostrożnie zwrócić na siebie uwagę. – Coś jest z tobą nie tak? Larry, o czym mówicie?
Vanessa popatrzyła na niego oczami osaczonej łani. Po burzliwych, ale niezbyt owocnych przemyśleniach postanowiła wtajemniczyć ojca we wszystko i modlić się do nieprzeliczonych bogów Kreola, żeby podszedł do tego jak należy.
– Tato – powiedziała z trudem – obiecaj, że nie powtórzysz mamie, dobrze?
– Oczywiście, moja droga, oczywiście – wymamrotał Mao, nic nie rozumiejąc. – Macie jakieś kłopoty…?
– I to jakie… Obiecaj, że nigdy, nikomu o tym nie powiesz – zdecydowanie domagała się Vanessa. – Nawet mamie!
– Nawet mamie? No… dobrze, jak chcesz…
– Dobrze… chodzi o to, że… – wykrztusiła Vanessa. – Kreol jest czarnoksiężnikiem.
– Magiem! – natychmiast warknął Kreol, zmęczony już ciągłym poprawianiem.
– Tak, tak, magiem. Co o tym sądzisz, tato? Mao przez kilka sekund mrugał, zastanawiając się nad tym, co usłyszał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego córka tak pilnie ukrywała coś, co w jego mniemaniu było drobiazgiem.
– Według mnie to niezły zawód… – zaczął ostrożnie. – Wiele osób chce trafić do show-biznesu, a czarodzieje nieźle zarabiają… Na przykład taki Copperfield…
– Zaczekaj! – przerwała mu z rozdrażnieniem Vanessa, widząc, że ojciec źle ją zrozumiał. – Nie mam na myśli magika, tylko maga! Rozumiesz?!
– Nie bardzo – przyznał się ojciec też już nieco zdenerwowany. – Może wyjaśnisz dokładniej?
– Urodził się w starożytnym Babilonie, pięć tysięcy lat temu – wytrajkotała Vanessa, nie pozwalając ojcu dojść do słowa. – Potem umarł, pochowali go, ale w naszych czasach znowu ożył razem ze swoim dżinnem! Znalazłam go i zostałam… no, kimś w stylu partnera… nie wiem, jak to wyjaśnić… No, pomagam mu. Oczywiście, nie jest żadnym moim narzeczonym, a ja nie jestem narzeczoną, nie jesteśmy zaręczeni, oszukałam was. Przepraszam.
– To wszystko? – spokojnie powiedział Mao.
– Tak. I co ty na to?
– Tylko się nie denerwuj – powiedział rzeczowo. – Znam bardzo dobrego psychoterapeutę, doprowadzi cię do porządku.
– Tato! – wrzasnęła Vanessa.
– Twoja córka mówi prawdę – wtrącił się Kreol. – Nie rozumiem, dlaczego w waszych czasach ludzie tak uparcie nie wierzą w najprostsze rzeczy!
– Nie wierzysz mi? – Van zażądała odpowiedzi.
– Wybacz mi… – Mao ze skruchą rozłożył ręce.
– Wiem, że to wydaje się nieprawdopodobne, ale… Słuchaj, Kreolu, przypomnij mi, dlaczego od razu ci uwierzyłam?
– Bo przedstawiłem przekonywające dowody! – fuknął mag.
– Właśnie. Udowodnij, że jesteś magiem!
– Larry, chce pan powiedzieć, że to prawda? – Mao westchnął ze smutkiem, rozumiejąc, że sprawy wyglądają znacznie gorzej, niż myślał.
– Nie jestem byle jakim fakirem. – Kreol z pogardą odrzucił propozycję Vanessy. – Nie mam w zwyczaju udowadniać swoich kwalifikacji!
– A co z przedstawieniem, które zorganizowałeś dla imperatora, panie? – Zza obrazu dobiegi głos Hubaksisa, który nie mógł już dłużej wytrzymać. – Pamiętasz, jak chciałeś go przekonać, żeby mianował cię nadwornym magiem?
– Kto to powiedział? – Mao rozejrzał się. Vanessa podbiegła do obrazu i wyciągnęła zza niego Hubaksisa. Ściskając w garści malutkiego dżinna, podsunęła go ojcu pod nos.
– Patrz! – wrzasnęła. – To jest Hubaksis, ten dżinn, o którym mówiłam! To cię przekonało?
– Van, nie ściskaj mnie tak mocno! – pisnął na wpół uduszony dżinn. – Ja też cię kocham, ale przesadzasz!
Mao zamrugał. Maleńki jednooki diablik ze skrzydełkami i rogiem na czole nie chciał zniknąć.
– Dżinn? – powiedział nieśmiało. – A dlaczego taki mały?
Potem sam przed sobą musiał się przyznać, że nie była to najmądrzejsza odpowiedź w jego życiu, ale nic lepszego nie przyszło mu wtedy do głowy.
– A to nasz domowy demon! – krzyknęła Vanessa, wyciągając Butt-Krillacha za skórę spod kanapy. Dawno już przestała się go bać. – Ciągle zapominam, jak się nazywa… I co, przekonałam cię?!