Vashti miała wyrozumiałą minę.
— Wiem, że powiedziałeś to ironicznie, moje dziecko, lecz są pewne rzeczy, które możesz zrobić. Czy zachowałeś ten widelec, którym rozchylałeś tchawicę?
— Nie. Został w bazie Yuana.
— Szkoda. Byłby niezłą relikwią. — Nachmurzyła się, myślała przez chwilę. — Nie łap Yuana zbyt szybko, dobrze? Ogromnie się przydaje świadomość, że gdzieś tam daleko istnieje niegodziwy bóg i stale spiskuje przeciw pokojowi… Im więcej zaniepokojenia wśród Demos, tym bardziej szukają pocieszenia w wierze.
I gdyby Demos wiedzieli, jakie projekty snuje się w Persepolis, byliby jeszcze bardziej przerażeni.
— Nie sądzę, żeby pojmanie Yuana było bliskie — oznajmił.
Vashti uśmiechnęła się.
— Och, to dobrze. Wieczna walka jest o wiele ciekawsza od ograniczonej w czasie, nie sądzisz?
Hiperlogos rozbrzmiewał pogłoskami. Ikona Cnót budowała krążowniki, ćwiczyła wojska. Jej nerwowi sąsiedzi przygotowywali własne systemy obrony. Sebastian dotychczas nic nie zrobił, ale wszyscy wiedzieli, że na wszelki wypadek opracowuje konstrukcje rozmaitych okrętów.
Elitarna i bardzo tajna komisja powołana przez Pan Wengonga donosiła o jeszcze dwóch Mudrach Dominacji, które można by użyć przeciw Aristoi. Aristoi wezwano, by się przeciw nim uwarunkowali.
Może inni opracowali własne mudry. W tajemnicy. Nie można było niczego twierdzić z całą pewnością.
— To interesujące narzędzie — stwierdził Remmy.
Siedział w swym małym pokoju i mówił w demotyku z lekkim beukhomanańskim akcentem. Delikatne złote włosy na wierzchu dłoni pobłyskiwały w świetle podrobionych lamp naftowych.
— Lecz to oczywiście pułapka — kontynuował. — Prawdę tak przebiegle przepleciono ze złudą, że moje sądy o tym, co widzę, muszą być niezwykle wyważone.
Gabriel potrząsnął głową.
— Implant to nie pułapka. W Hiperlogosie nie ma nic fałszywego. — Jak może to nie być fałszywe? — odparł Remmy. Pochylił się, by podrapać Manfreda za uchem. — Ten „oneirochronon” — Gabriel wyraźnie słyszał cudzysłów w jego głosie — to sam fałsz. To obrazki. Są jak sny, pojawiają się w mej głowie, gdy je przywołam.
— Nie pokazałem ci nic fałszywego — oświadczył Gabriel.
Remmy i wszyscy mieszkańcy Sfery Gaal zostali ogłoszeni podopiecznymi Logarchii. Mieli podobny status prawny jak dzieci, co oznaczało, że ich korzystanie z Hiperlogosu mogło być kontrolowane. Gabriel dał mu dostęp tylko do zapisów historycznych, do scenerii odległych miejsc, do muzyki, poezji, dramatów o wyraźnej akcji. Nie dopuścił go do oneirochronicznych fantazji, które mogłyby go oszołomić i wprawić w zakłopotanie.
Remmy wyprostował się na krześle, strzepnął dłońmi.
— W jaki sposób wizja może być prawdziwa?
— Przecież nauczyłeś się mówić w obcym języku tylko w ten sposób, że Clancy włożyła ci w głowę małą maszynkę. To jest rzeczywiste. Naprawdę rozmawiamy w demotyku, w języku, którego przed kilkoma dniami jeszcze nie znałeś. Te inne obrazy to nie wizje, to obrazy rzeczy, które istnieją.
Remmy z całkowitą szczerością w oczach spojrzał na Gabriela.
— To ułudy, Gabrielu. Chcesz sprowadzić mnie z drogi cnoty.
— Doświadczenie pokaże ci, że jest inaczej. Możesz zwiedzać te miejsca, które ci pokazuję.
— Bez wątpienia, niektóre z tych rzeczy wyglądają dość realnie. — Remmy spoglądał na Gabriela z odcieniem litości. — Widziałem w Hiperlogosie, że istnieje kościół, w którym oddają ci boską cześć, lecz przyznajesz, że to fałszywy kościół, a sam jesteś fałszywym bogiem. Mógłbyś przerwać te działania, lecz tego nie robisz. Przyznajesz także, że w twej głowie mieszkają demony.
— To nie demony. Nie są z zewnątrz…
— Tak ci na pewno mówią. Jednak nie wątpię, że pochodzą one z najgłębszych czeluści Piekieł, że popychają cię, byś zwrócił się przeciw Bogu i wprowadził własną fałszywą religię, by więcej ludzi odwieść od zbawienia. Czemuż miałbym iść za tobą, kiedy me serce i mój rozum nakazują mi co innego?
Gabriel przez chwilę myślał, czyby nie skierować Remmy’ego do swej matki, by edukowała go dalej. Niech bez końca ze sobą debatują — nowy święty Paweł z nową Olimpias.
— Nadal używaj oneirochrononu — rzekł Gabriel. — Nie pokaże ci on nic fałszywego.
Remmy już zaczął szarpać podbródkiem, kiedy reno podpowiedziało mu, by skinął głową.
— Zaprawdę — rzekł — uczę się wiele.
— Nie lękaj się tego.
— Moja wiara mnie powiedzie. I będę się modlił do Iusa i jego świętych o oświecenie.
Wstali i pocałowali się na pożegnanie. W uścisku Remmy’ego nie czuło się ani krzty namiętności.
Manfred poszedł za Gabrielem. Ten udał się do kabiny Clancy, zapukał, wszedł. Clancy w długiej chińskiej sukni z białego jedwabiu siedziała na sztywnym krzesełku z fletem w dłoni.
— Byłem u Remmy’ego — oznajmił.
Smutek przemknął jej przez twarz. Gabriel pomyślał nagle, że często tam widzi smutek.
— Biedny człowiek — rzekła.
Ręce trzymała na podołku, lecz jej palce poruszały się po skali fletu.
— Przeszkadzam ci w grze? — spytał Gabriel. — Mogę sobie pójść.
Podniosła wzrok.
— Proszę cię, zostań. Grałam tylko dla rozrywki, z braku towarzystwa.
Manfred podbiegł do niej; pogłaskała go. Gabriel usiadł u jej stóp na dywanie, patrzył na nią. Na wolności, dzięki ćwiczeniom fizycznym, stopniowo wracały jej kolory. Miała znacznie zdrowszy odcień skóry, nabierała wagi.
— Wyglądasz lepiej — rzekł.
Westchnęła.
— Chyba tak. Czuję, jak umysł mi się reperuje, lecz trwa to powoli, Gabrielu, okropnie powoli…
Wszyscy Obserwatorzy spotykali się codziennie na rozmowy i ćwiczenia. Dyskutowali o tym, jak najlepiej się pozbierać po izolacji, niedostatkach i rozbiciu osobowości, które przypadły im w udziale. Gabriel i Clancy mieli dostęp do wszystkich danych psychologicznych na temat więźniów, uwarunkowań, archaicznych metod prania mózgu w złych, zamierzchłych epokach. Mogli te dane wykorzystywać.
Wszyscy z czasem ozdrowieją. Wiedzieli, jakie przedsięwziąć kroki, czego unikać, czego się spodziewać. Proces postępował wolno, lecz systematycznie. Dawał nadzieję.
Gabriel nadal miał jednak wątpliwości. Żaden Aristos nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Każdy z nich dysponował złożonym, unikalnym, nie dającym się dokładnie opisać profilem psychologicznym. Jego sylwetka psychiczna została rozbita i zmieniona. Tylko jakiś przebiegły, psychotyczny daimōn rozpoznawał go przez te zniekształcenia. Gdy umysł wyzdrowieje, czy pozostanie umysłem Aristosa?
Martwił się też o Clancy. Przedtem tak wyraźnie zbliżała się do stanu Ariste, do osiągnięcia syntetycznej jednolitości. Miał nadzieję, że ten proces tylko chwilowo poszedł w złą stronę, że nie zatrzymał się w miejscu.
— Spokój Remmy’ego jest tak nieziemski — rzekł Gabriel. — To tak do niego niepodobne. Kiedy go spotkałem — omal nie powiedział: „kiedy go znałem” — był tak pełen wątpliwości, tak niepewny. A teraz…
— Zwiedzeni zawsze są pełni bezwzględnych prawd — rzekła Clancy. — My, wszyscy pozostali, musimy żyć w niepewności.
Gabriel spojrzał na nią uważnie.
— Więc byłem zwiedziony? — zapytał. — Zawsze bowiem przepełniała mnie absolutna pewność.
Pozostawiła tę uwagę bez komentarza.
— Remmy i ja zamieniliśmy się miejscami — rzekł Gabriel. — Teraz ja wątpię, a on ma pewność.