GABRIEL: Oddaj mi z powrotem ciało.
GŁOS: Zbyt się go boisz!
CYRUS: Tygrys nie może walczyć ze stadem wilków…
GABRIEL: Niech pokonam tego daimōna i niech stanie się on częścią mnie!
Saigo wściekle rozpoczął kontratak — migające łokcie, szponiaste dłonie, kopiące kolana… Głos parował i zadawał ciosy, lecz zaczynał ustępować — był tylko jednym niedoskonałym daimōnem walczącym z Aristosem, który na swe usługi miał zastęp daimonów.
Po wywołaniu Sutry Kapitana Yuana, Gabriel znalazł się znowu na pierwszym planie swego umysłu, lecz ten ułamek chwili, kiedy odzyskiwał kontrolę, stworzył okazję dla Saiga, który uderzył Gabriela nasadą dłoni w górę, pod rynienkę podnosową. Głowa Gabriela z wyraźnym trzaskiem odskoczyła do tyłu. Ból zazgrzytał mu w zatokach. Znów miał złamany nos — znał już to uczucie. Zatoczył się w tył, mrugał, spędzając z oczu łzy bólu; parował ciosy w nadziei, że zwabi Saiga w pułapkę. Ten jednak musiał wyczuć jego intencje — przerwał atak, otarł krew z powiek, stanął w pozycji obronnej i czekał.
Gabriel zapewnił sobie kontrolę nad ciałem, ustawił swe daimony, planował atak. Postanowił poczekać, aż zakrwawione oczy zaczną Saigowi sprawiać kłopoty.
— Poddaj się, Gabrielu — rzekł Saigo. Krew spływała mu po twarzy. — Nie możesz pokonać uwarunkowania.
— Próbuje uruchomić swą sieć komunikacyjną — rzekł Głos. — Blokuję go.
— W imieniu Logarchii wzywam cię do poddania — przemówił Gabriel. — Zagwarantuję ci bezpieczną drogę na proces w Persepolis.
To oczywiście kłamstwo. Skręci Saigowi kark przy najbliższej nadarzającej się okazji.
— Czy możesz spowodować, żeby wszystko wyglądało tak, jakby wracała łączność z Hiperlogosem? — spytał Gabriel.
— Niewykluczone.
— Przejmij komendę nad reno. Zastosuj je.
— Twoja sytuacja nie pozwala na stawianie żądań — rzekł Saigo. — Jesteś rozstrojony, człowieku… twoja walka była zupełnie nieskoordynowana.
— Dlaczego w takim razie ze mną nie kończysz? — zadrwił Gabriel. — Jestem Aristosem. Cały czas mnie nie doceniałeś, a teraz panuję nad sytuacją.
— Rzutuję sekwencję startową — rzekł Głos.
— Nie jesteś już Aristosem — oświadczył Saigo. Uśmiechał się zabarwionymi na różowo zębami. — Widziałem, jak czołgasz się i jęczysz, Gabrielu. Widziałem, jak łkasz i błagasz o litość. Czy tak wygląda Aristos?
Umysł Gabriela wypełnił się lamentem rozwścieczonego Mataglapa, wyjącego ponad głośnym chórem zaprzeczających daimonów. Gabriel parsknął pogardliwym śmiechem na słowa Saiga, lecz wnętrzności skręcały mu się, gdy przypomniał sobie, jak nisko upadł.
Wiedział, że przegra.
Zastanawiał się, dlaczego teraz, gdy jego, Gabriela, dręczą wątpliwości, Saigo nie atakuje. Potem zdał sobie sprawę, że Saigo widzi na swej tachlinii sekwencję startową, i myśli, iż odzyskuje kontrolę nad swymi reno. Saigo wierzył, że może nadać sygnał alarmu i czekać, aż nadejdą jego Theráponi i załatwią Gabriela.
— Będziemy musieli uwarunkować cię od nowa — rzekł powoli Saigo. — Ale tym razem będzie temu towarzyszyć znacznie większy ból.
Gabriela ogarnęło przerażenie.
— Oddaj mi swe ciało — zażądał Głos. — Pozwól mi go wykończyć.
Gabriel zastanawia! się rozpaczliwie.
— Nie — rzekł. — Reno, daj mi obraz graficzny. Czterej tutejsi Theráponi — niech wyglądają na martwych, pokrwawionych i okaleczonych. Chcę glif „głupiec” rzutowany na cały obraz.
Na fonii jedynie głośny śmiech, mój śmiech. I chcę rzutować również nową mudrę. — Bez względu na skutki, jakie odniesie. Saigo ciągnął:
— Ból, tyle bólu, żebyś cierpiał wiele dni.
— Masz przed sobą wielką przyszłość, Saigo — oznajmił Gabriel. — Jako czarny charakter w teatrze.
— Zrobione, Aristosie — odezwał się głos Reno.
— Niech wszystko wygląda tak, jakby jego domowe reno weszło na linię. Wyświetl obraz trzy sekundy po tym, jak ogłosi alarm. Zacznij dla mnie odliczanie.
— Do usług, Aristosie. Trzy.
Daimony Gabriela rozpoczęły lament.
— Dwa.
Gabriel stanął w absolutnym bezruchu, kreśląc w myślach linie swego uderzenia.
MIS: Kiai.
GABRIEL: Giń!
WIOSENNA ŚLIWA Lew zawsze wykorzystuje swoją przewagę.
GŁOS: Giń! Giń, sukinsynie!
MIŚ: Oddychaj. Skup się. Uderzaj.
DESZCZ PO SUSZY: Ścigasz kulę toczącą się w dół.
WIOSENNA ŚLIWA: Zwierzyna może rzucić się na prześladowców.
MATAGLAP: Zabij go!
AUGENBLICK: Już jest skupiony. Otrząsnął się z zaskoczenia.
RENO: Zaprzestał prób wykorzystania Hiperlogosu.
— Jeden.
Gabriel skoczył wprzód, rozczapierzoną dłoń ruchem jastrzębia spuścił na nos przeciwnika dokładnie w chwili, gdy zobaczył, jak oczy Saiga rozszerzają się w szoku na widok rzutowanego obrazu zakrwawionych ciał asystentów. Rozległo się chrupnięcie, gdy chrząstka puściła i palce Gabriela znowu ryły w oczodołach. Saigo zataczał się w tył, Gabriel szedł za nim; wypad-cios, seria za serią. Wróg cofał się jednak zbyt szybko, by atak odniósł pełny skutek.
MIS: Oddychaj!
AUGENBLICK: Jest w pełni skoncentrowany. Zabije cię, jeśli zdoła.
Saigowi wróciła przytomność umysłu: próbował złapać ramię Gabriela, uderzyć w staw łokciowy i pociągnąć go wprzód, by atak przekształcić w upadek, lecz Gabriel wyswobodził rękę skrętem i krawędzią stopy ciął kolano Saiga. Łokieć przeciwnika walnął Gabriela w pachę, pozbawiając go oddechu; Gabriel podniósł kolano ku lędźwiom Saiga, lecz ten zablokował go biodrem.
Gabriel wyprowadzał uderzenie po uderzeniu. Wszystkie ataki spotykały się z obroną, która dzięki wściekłej metamorfozie stawała się ciosem. Każde uderzenie Saiga napotykało jakąś kontrę Gabriela. Gabriel wyprowadził cios od dołu, mając nadzieję, że zmyli obronę; przesuwał się do czasu nieciągłego i z powrotem; stosował finty w fintach w innych fintach.
DESZCZ PO SUSZY: Musi być na niego jakiś sposób.
WIOSENNA ŚLIWA: „Widocznej dzidy łatwo uniknąć, lecz trudno bronić się przed strzałą z ciemności…”
GABRIEL: Robię finty!
GŁOS: W tym tempie potniemy się na kawałki.
DESZCZ PO SUSZY: Daj mu coś. Niech to zobaczy i tego zapragnie.
CYRUS: Lędźwie.
MIS: Zapas qi wchodzi przez twoje pięty…
CYRUS: ‹wizualizacja nieosłoniętych lędźwi›
WIOSENNA ŚLIWA: „Jeśli znasz siebie i znasz przeciwnika, w stu bitwach sto razy będziesz zwycięski…”
GABRIEL: Ja go znam! Naprawdę!
GŁOS: Przegrywasz! Pozwól mi wziąć twe ciało.