Выбрать главу

Ogarin zamilkł.

– W efekcie otrzymuje się takie oto miłe dziewczęta. Oddaje się je rodzicom i ci nie muszą się już martwić o ochroniarzy.

– Uczą ich obrony?

– Uczą ich zabijania. Przy odrobinie szczęścia ta dziewuszka byłaby w stanie załatwić cały nasz garnizon. Żadnych emocjonalnych słabości, żadnego wahania… jest niewrażliwa na cudzy ból.

Za to mamy niezwykłe wprost przywiązanie do członków rodziny, zwłaszcza rodziców, zakodowane na poziomie odruchów. Jej świat dzieli się na swoich i obcych, jej reakcje przewyższają szybkością zwykłe reakcje człowieka, bojowe przygotowanie jest znacznie lepsze niż to, które można zdobyć w uczelni wojskowej. Przede wszystkim walka wręcz, terror, tłamszenie psychiki. Takie dziewczynki sporo kosztują, Aloszka. Ale to bardzo rentowna inwestycja.

– W tym wieku powinna się bawić lalkami! – zaprotestowałem.

To prawda, u nas przyjęte są wczesne małżeństwa, nawet w wieku trzynastu lat, ale ona ma dopiero dziesięć!

– Potrafi udawać zabawę lalkami – odparł spokojnie Ogarin. Jest bardzo prawdopodobne, że nie odgadłbyś podstępu aż do chwili, gdy oderwana ręka lalki znalazłaby się w twojej tchawicy. To bardzo ciekawy college. Zawieźli nas tam kiedyś na bal. Nawet nam nie spodobało się to, co zobaczyliśmy.

– Kłamiesz – nie wytrzymałem. – Nie wierzę.

– Przyznaję, że często sobie z ciebie żartowałem – westchnął Ogarin – ale nie w ten sposób. Kiedyś Imperator chciał zamknąć szkołę, ale uległ naciskom. Skończyło się na tym, że do programu nauczania wprowadzono wierność Imperatorowi i ludzkości.

Patrzyłem na jacht, próbując pogodzić te informacje z wizerunkiem kędzierzawej dziewczynki w dżinsach.

– A jeśli ona słyszy, o czym mówimy?

– No to co? One doskonale wiedzą, co z nich zrobiono. Inna sprawa, jak się do tego ustosunkowują.

– Nie wierzę – powtórzyłem uparcie.

– Jak chcesz.

Ogarin wypuścił obłoczek aromatycznego dymu i westchnął.

– Wszechświat jest ogromny, Aloszka, i nie wystarczy ludzkiego rozumu, żeby wyobrazić sobie całą różnorodność wszystkich zamieszkanych planet. Są planety, gdzie samo pojęcie wojny i przemocy zostało niemal zapomniane. Te światy zrezygnowały ze znacznej części swojej suwerenności w imię spokoju pod skrzydłami sił imperialnych. Są małe kolonie, w rodzaju waszej, gdzie odsunięcie się od cywilizacji i niewielka liczba ludności umożliwia sielankowe życie. Ale większość planet jest przesiąknięta agresją w tej czy innej formie.

– Chodzi ci o to, czy powinienem stąd wyjechać? – uprzytomniłem sobie.

– Oczywiście. Rozumiem, że tu kiśniesz, ale lepsze to niż być martwym.

– Ale ja nie mam żadnych szans, żeby się stąd wydostać! – krzyknąłem.

– Masz – powiedział spokojnie Ogarin. – Teraz masz.

W tym momencie we włazie jachtu pojawiły się dwie nieduże sylwetki niosące długi pakunek, zawinięty w błyszczący syntetyczny materiał. Pierwsza szła dziewczynka. Ciężki pakunek – nietrudno się domyślić, co zawierał – niosła bez większego wysiłku.

Z tyłu szedł chłopiec, trochę starszy od En Eyko. Ciemnowłosy, szczupły; duże oczy spoglądały uważnie. W odróżnieniu od dziewczynki miał na sobie strój pilota, chyba szyty na miarę. W absolutnej ciszy dzieci zeszły po trapie i położyły ciało na płytach.

– Artiom Eyko? – zapytał Ogarin.

Chłopiec skinął głową.

– Co jest w worku?

– Anastasis Eyko, były kapitan statku. – Chłopiec odpowiadał niemal tak samo spokojnie jak jego siostra, ale bardzo cicho i patrząc pod nogi. Albo nieśmiały, albo przeżywał stratę ojca bardziej niż siostra.

– Przyczyna śmieci?

– Nieostrożne obchodzenie się z bronią. – Chłopiec podniósł głowę i lekko zmrużył oczy. Dziewczynka uśmiechnęła się.

– En, proszę o wybaczenie, ale musiałem dopełnić pewnych formalności – powiedział sucho Ogarin. – Chyba cieszycie się, że zredukowałem je do minimum?

Dziewczynka od razu spoważniała.

– Tak, panie komendancie. Oczywiście. Kiedy możemy wyruszyć w dalszą drogę?

– Jak tylko znajdziecie chętnego do wzięcia udziału w regatach. – Ogarin uśmiechnął się. – Jeśli dobrze zrozumiałem, reguły wymagają, żeby załoga składała się z trzech osób.

Uśmiechał się coraz szerzej, ta sytuacja wyraźnie sprawiała mu przyjemność.

– To prawda. – Dziewczynka spochmurniała.

– Problem polega na tym, że to mała, patriarchalna planeta. Denis rozłożył ręce. – Znalezienie tutaj człowieka, który zechce przelecieć pół galaktyki, nie będzie łatwe. A żeby jeszcze zgodził się lecieć pod dowództwem dziesięcioletniej zabójczyni…

En drgnęła.

– Pan się zapomina, kapitanie!

– Bynajmniej. Do moich obowiązków należy dbanie o bezpieczeństwo kolonii i jej obywateli. Dlatego uważam za konieczne uprzedzić wszystkich kolonistów, jakie zagrożenie niesie wasza załoga.

– Nie upieram się przy dowodzeniu statkiem! – wypaliła dziewczynka. Szybkość, z jaką podejmowała decyzję, była szokująca. Może dowodzić ktoś inny! Ja i Artiom zgadzamy się lecieć w charakterze pasażerów. Prawda?

Artiom posłusznie skinął głową. W tej parze wyraźnie grał drugie skrzypce, mimo że był starszy i był chłopcem.

– Dziecko, powtarzam, że to cicha, patriarchalna planeta. – Denis zerknął na mnie. – Nikt nie umie sterować podobnymi statkami i mało kto się stąd wyrywa. Tylko Alosza chciał…

Wtedy dziewczynka zwróciła wreszcie na mnie uwagę. I to jeszcze jak!

Już po sekundzie En Eyko niemal zawisła mi na szyi, obejmując mnie i zaglądając w oczy. Na jej rzęsach drżały łzy.

– Proszą nam pomóc! Bardzo proszę! Tata wpakował w ten statek wszystkie pieniądze, tak bardzo chciał wygrać regaty! Na pewno wygramy, mamy najlepszy statek, nikt nas nie dogoni, przyrzekam!

Ja i Artiom wszystko zrobimy sami, umiemy pilotować. A pan po prostu z nami poleci! Dobrze? I jedna trzecia nagrody należy do pana!

– To duże pieniądze – przyznał Denis. – Bardzo duże. Wystarczy na taki sam jacht, na aTan i jeszcze zostanie.

– Proszę! – Dziewczynka uwiesiła się na mnie. – Proszę, proszę!

Dopiero co była zimna, opanowana i pewna siebie. A teraz proszę – zwykły dzieciak, niecierpliwie podskakujący w miejscu, z mokrymi od łez policzkami.

– Poleci pan z nami? – spytała dziewczynka.

Zerknąłem na Ogarina.

Ciągle coś jest nie tak z tym moim fartem. Niby schwytałem szczęście za ogon, i to tam, gdzie w ogóle się go nie spodziewałem, a tu od razu klapa.

– Jeszcze nie zwariowałem – powiedziałem, ostrożnie odczepiając od siebie ręce dziewczynki. Miałem wrażenie, że pozwoliła mi się odsunąć, wcale nie ustąpiła sile. – Wybacz, mała, ale nie polecę z wami.

A kapitan Denis Ogarin zachichotał.

– Aloszka, robisz postępy! Już się bałem, że się zgodzisz!

Gdy podjechała brygada od kwarantanny, Ogarin wydał kilka krótkich poleceń i poszliśmy. Chłopiec znowu skrył się we wnętrzu statku, dziewczynka zaczęła omawiać kwestię pogrzebu ojca.

– Zaczekamy na inne statki? – zapytałem.

– Czy ja wiem… Nie sądzę, żeby czekało nas równie emocjonujące widowisko. „Paladyn” był liderem wyścigu. Gdy zmienił kurs i podszedł do waszej planety, poleciało za nim kilka statków. Korzystają z okazji, żeby zatankować i odpocząć, regaty trwają ponad miesiąc. Inni pewnie olali odpoczynek i kontynuują wyścig.

– Czy teraz wycofają ich z trasy?

– Te przemiłe dzieciaki? Prawdopodobnie tak. Prawo Imperium pozwala dzieciom pilotować statki kosmiczne, ale obecność dorosłego na pokładzie jest nadal obowiązkowa. Szczerze mówiąc, nie mam prawa ich puszczać, jeśli zechcą odlecieć we dwójkę.