Выбрать главу

W tym momencie niektórzy goście nie wytrzymali i roześmiali się. Wszyscy w dzieciństwie kręciliśmy się po tych „tajnych punktach”, bawiąc się w wojnę. Wielu z nas właziło do środka i do upojenia tłukło w klawisze zablokowanych pulpitów, obracając się na fotelu celowniczego i wrzeszcząc: „Psylończycy z północno-północnego wschodu!” Czy ktokolwiek we wspólnocie nie wiedział, że Nowy Kiteż próbowali zająć właśnie Psylończycy?

Ale teraz działo się to naprawdę.

– Punkty ogniowe – powiedział w zadumie Ogarin. – To oznacza o sześciu ludzi mniej z garnizonu. Mogą się utrzymać jakieś trzy minuty, może nawet coś zestrzelą. Reszta, ojcze Witaliju, jest już w pańskiej gestii. Krótko mówiąc, w Bogu cała nadzieja.

– Nie lepiej wyprowadzić ludzi do lasu? – zapytał duchowny. Wszystkich? I niech sobie Psylończycy zajmują stary kosmodrom do czasu przybycia naszych sił!

– Nie – odparł Ogarin. – Nie możemy tego zrobić. Jeśli Psylończycy zajmą kosmodrom, to „Loredan” wyląduje i wyładuje swoje stacjonarne punkty ogniowe. Po trzech godzinach pojawi się tutaj pełnowartościowa twierdza obsadzona przez cyborgi. Chce pan wiedzieć, co się wtedy stanie? Połowa floty zginęłaby w czasie szturmu, ale szturmu nie będzie. Będzie mezonowe bombardowanie, które załatwi Psylończyków na amen. Ale przy okazji nas i całą planetę.

– A jeśli się uzbroimy i wyjdziemy naprzeciw desantowi? – zapytał ojciec Witalij. – Mamy szansę zwyciężyć?

– Nie – odpowiedział spokojnie Ogarin. – Nie mamy żadnych szans. Jest tylko nadzieja, że uda nam się powstrzymać lądowanie „Loredanu” na jakiś czas i Psylończycy nie zdążą się okopać. Wówczas flota po prostu zniszczy agresorów, a niektórzy z nas zdołają ocaleć. Psylończycy mają… mieli rygorystyczny kodeks wojenny i godny opór słabszego przeciwnika powinien wzbudzić ich szacunek. Ktoś może dostać się do niewoli, może również przeżyć. To chyba wszystko, co mogę i powinienem wam przekazać.

Zaledwie dwadzieścia minut temu w knajpie panowało ożywienie, nieco chaotyczne i sztuczne, spowodowane niezwykłymi gośćmi i możliwością rozrywki w środku roboczego tygodnia. A teraz zapanowała cmentarna cisza.

Jesteśmy już prawie martwi. Nigdy w życiu nie pokonamy czterdziestu Psylończyków. To tak, jakby puścić na czołgi tłum dzikusów z pałkami.

Ale nie bałem się. Świadomość czegoś tak fantastycznego nigdy nie dociera do człowieka od razu. Ożyły stare strachy, powrócili wrogowie z dziecinnych książek, koszmarne sny stały się jawą.

– Za czterdzieści minut – powiedział Ogarin. – Przy sztabie garnizonu. Czekamy na wszystkich.

– Nie mamy możliwości zmusić was do walki – dodał Toraki. Ale nie mamy też innego wyjścia. Jeśli jednak postanowicie się poddać, porzucicie osiedle i ukryjecie się w lasach…

Uśmiechnął się niesympatycznie.

– W systemie Nowy Kiteż panują teraz reguły stanu wyjątkowego. Czy muszę wyjaśniać, jaka jest kara za zdradę Imperium?

Radzę wysłać małe dzieci i starców jak najdalej, oni nie wezmą udziału w walce. Niech idą piechotą, środki transportowe Psylończycy zauważą. Przynajmniej przeżyją wasze dzieci i rodzice.

– Wśród nas nie ma tchórzy, kapitanie – powiedział ostro Kononow.

– Wierzę, sierżancie. Czekamy na was.

Toraki odwrócił się i w tym momencie zawołała go En Eyko, która przez ostatnie minuty w ogóle się nie odzywała.

– A co my mamy zrobić, panie oficerze?

Kurier spojrzał zdumiony, – Słyszeliście rozkaz.

– Nie jesteśmy mieszkańcami planety, tylko uczestnikami regat galaktycznych. Mamy statek.

– Nie jest uzbrojony, dziewczynko. Dziękuję, ale…

– Nieuzbrojony, ale za to szybki! Chcemy opuścić planetę.

En obejrzała się, szukając poparcia pozostałych załóg, ale najwyraźniej jej porcja pecha była nie mniejsza od mojej.

– Kulthos to ojczyzna tchórzy! – wykrzyknął cienkim głosem jeden z niewielkich przybyszów. – My zostaniemy tutaj i wykonamy rozkaz Imperatora!

I po kolei poszli do wyjścia, omijając En Eyko szerokim łukiem.

Z jakiej oni są planety?

Załoga w ciemnych strojach nie była tak egzaltowana. Po prostu wstali i wyszli.

– Mam dziesięć lat! – krzyknęła dziewczynka, jakby domagając się współczucia. – Mój brat dwanaście! Nie zmuszacie przecież do walki swoich dzieci!

Wujek zawsze lubił dzieciaki, i swoje, i cudze, i jeśli po kimś spodziewałem się współczucia, to właśnie po nim.

– Kiedy piłaś wódkę, twierdziłaś, że masz status pełnoprawnej obywatelki Imperium – przypomniał wesoło. – Prawda?

En popatrzyła na nas. Wiedziałem, co widzi w oczach moich rodaków. Pogardę.

– Przecież na pewno masz aTan – powiedział Ogarin. – Czego się boisz? Stracić jacht?

– Dzieci nie mają aTanu! – krzyknęła En.

– Czasami mają. Ty nie masz?

– Nie!

Nie uwierzyłem jej. I nikt z naszych jej nie uwierzył. Wszyscy słyszeli, że ojciec tych dzieci miał aTan. Wszyscy też wiedzieli, że taki jacht kosztuje furę pieniędzy.

– Nie mogę wam pomóc – powiedział twardo Ogarin. – Twoje przygotowanie będzie nam potrzebne. Podkreślę w meldunku, że wszystkie załogi uczestników regat zostały zmobilizowane. Jeśli nie weźmiecie udziału w walce, będziecie poszukiwani jako dezerterzy.

To wszystko. Starszy sierżancie Kononow, będzie pan tutaj dowódcą. Proszę zadbać o stawienie się zmobilizowanych.

Wyszedł. Za nim, kręcąc głową, ruszył Toraki.

En Eyko została wśród nas sama.

Zresztą nie całkiem – w kącie tkwił jej brat. W samych kąpielówkach, z narzuconym na ramiona ręcznikiem. Silny chłopak, pewnie uprawiał różne sporty…

Na razie cicho, bezgłośnie płakał.

– To przykre – rzekł Kononow. – Wszyscy tutaj zginiemy. Jeśli wasze prawa uznały was za dorosłych, zachowujcie się odpowiednio. No, moi drodzy, nie ma co tu sterczeć! Karczma zostaje zamknięta do czasu przybycia sił imperialnych. Wszyscy, którzy przeżyją, przez tydzień piją za darmo! A teraz macie dwadzieścia minut, żeby pożegnać się z rodzinami, potem zbiórka na placu. Kto ma środki transportu, niech podjedzie, dzieci i starcy i tak muszą iść na piechotę. Broni możecie nie zabierać, kapitan da wam coś lepszego niż te wasze zabawki. No, żywo!

– Z Bogiem – powiedział ojciec Witalij. – Do licha, żwawo!

Ale to nie rzeczowy ton wujka i nie słowa ojca Witalija wymiotły naszych z knajpy – co skończyło się ściskiem w drzwiach, przepychankami i przekleństwami. Wstyd nam było patrzeć na tego płaczącego chłopca, który nie był już taki mały. Nasze dzieciaki na pewno trzeba będzie siłą wyganiać do lasu, wszystkie będą chciały pójść z rodzicami, żeby walczyć! En Eyko stała kompletnie załamana i poniżona. A jeszcze godzinę temu wszyscy się jej bali. Też mi Córka Kali… Nie wiem, kim była ta Kali, ale jej córki są dobre jedynie w szpanowaniu.

Już tylko ja stałem ze szklanką przy barze. Nie miałem się z kim żegnać, nie miałem kogo ewakuować. Wujek i ojciec Witalij popatrzyli na mnie, a duchowny powiedział łagodnie:

– Chodźmy. Dopij i ruszamy.

Skinąłem głową i wujek z Witalijem wyszli.

W knajpie zostały tylko dzieci i ja.

Chyba w ogóle nie zwracały na mnie uwagi.

– Znowu! Znowu! – zawołał Artiom, patrząc na siostrą. – Znowu!

Dziewczynka odwróciła się i podeszła do niego twardym, niedziecięcym krokiem. Objęła brata i włożyła mu swój szlafrok. Wyglądało to dziwnie i śmiesznie – była o głowę niższa od chłopca, a zachowywała się jak matka.