Выбрать главу

– To była straszna historia – zaczęła nachmurzona.

– Mama… gdy był Mór… długo by opowiadać. Mój dziadek zatrzymał zarazę, a jego wrogowie oskarżyli moją matkę, że razem z dziadkiem wywołali plagę czarami. Matkę zamknęli w więzieniu i torturowali…

Zbladła.

– Chcieli zdobyć Amulet Wieszczbiarza, lecz nie wydała go im. Najgorszy oprawca… Krótko mówiąc, matka starała się potem wymazać wszystko z pamięci, lecz Luar okazał się synem owego kata. Czy był temu winien?!

– Nie – odpowiedziałem z wysiłkiem.

„Retano, jesteś dzielnym człowiekiem, lecz głupim. Ożeniłeś się z panną, nie dowiedziawszy się wszystkiego o jej rodzinie. O bracie…”

– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?! – spytałem niemal z urazą.

Uśmiechnęła się niewesoło.

– A dlaczego ty nie powiedziałeś o swoim Sędzi?

Odwróciłem wzrok.

– Wszyscy go kochali – szeptała dalej Alana. – A potem, kiedy stało się jasne, czyim jest synem… wszyscy się od niego odwrócili. Byłam malutka, niczego nie rozumiałam…

– A matka? – spytałem cicho.

Spojrzałem na nią i pożałowałem, że zadałem to pytanie.

– Mama… Wolałabym o tym nie mówić. Zanadto kochała ojca i zanadto nienawidziła oprawcy. Zamknęła się w sobie, uciekła w szaleństwo. Teraz ojciec uważa, że to on jest winien wszystkiemu. Może ma trochę racji.

– Czego tamten od ciebie chciał? – zapytałem, ściskając jej dłoń. – Czanotaks? Do czego mu byłaś potrzebna?

– Nie zrozumiałeś? – odparła zdziwiona. – Prowadziłam go tam, gdzie jest teraz Luar… Do Przedsionka. Tam, gdzie wcześniej były Wrota Wszechświata, stoi teraz mój brat na straży, dzierżąc Amulet Wieszczbiarza.

Ostrożnie potarłem skroń. Miałem wrażenie, że dziewczyna cytuje z pamięci książkę swojego dziadka. Cytaty brzmiały jak górnolotnie brednie.

– I doprowadziłaś go? – spytałem, śmiejąc się nerwowo.

Uniosła na mnie poważne spojrzenie.

– Nie. Długo błądziliśmy… Czanotaks niemal całkiem wyzbył się mocy.

– Tak?

Przypomniałem sobie wyblakłe, postarzałe oblicze maga.

– Tak – potwierdziła. – Ja także… To było jak senny koszmar, z którego chcesz się obudzić i nie możesz. Wydawało mi się, że słyszę głos, że Luar mnie przyzywa.

Zadrżała.

– Było tam bardzo ciemno. Wszystko splątane jak kłębek nici. Czarno rzekł, że niewystarczająco pamiętam brata. Za mało z nim byłam związana, dlatego wątła nitka ciągle się rwie…

– Jak go nazwałaś? – spytałem odruchowo.

– Czarno – powtórzyła z westchnieniem. – Sam siebie tak nazywa. Zamarza… bardzo mu zimno.

– Rozpaliłby w piecu – burknąłem gniewnie.

– Obraziłam się – podjęła spokojnie. – Powiedziałam, że nie jemu oceniać, jak kocham swojego brata. A on powiedział, że spotkanie z tobą…

Uśmiechnęła się krzywo i zamilkła.

– Co ma do tego nasze spotkanie? – wykrztusiłem z wysiłkiem.

Już na mnie nie patrzyła. Zamknęła oczy i odwróciła się ku ścianie.

– Daj mi się wyspać. Nareszcie jest mi ciepło.

W gabinecie wydobyłem z kufra Certyfikat. Moją cenną relikwię, chronioną przed zniszczeniem i powód do dumy.

Nic się nie zmieniło. Podłoga pod nogami, sufit nad głową. To nadal mój zamek, a w kuchni swarzy się służba… Jestem Retanaarem Rekotarsem.

Podniosłem wzrok i spotkałem się oczami z portretem Maga z Magów Damira.

Jestem wspaniałym potomkiem lokaja przechery.

Miałem ochotę wziąć łopatę od Itera, zakopać Certyfikat na wzgórzu i postawić nagrobek.

Już szedłem wydać polecenia, lecz zatrzymałem się u drzwi.

Zanadto przypominało to farsę w wędrownym teatrzyku.

A jeśli w końcu będę musiał sprzedać rezydencję? Certyfikat podniesie jej cenę.

Siedziałem za wielkim biurkiem, śmiejąc się przez łzy. Wymyślałem kolejne szyderstwa na własny temat, by się udręczyć do cna i na zawsze skończyć ze spsiałym Rekotarsem.

Żeby więcej żaden pies mnie nie trącał.

Tantala nie wróciła wieczorem. Lękając się o nią, chciałem sam jechać do domu na wzgórzu, kiedy zjawił się Iter w towarzystwie trzech wychowanków Solla. Posłańcy zażądali ciepłego jadła i pościeli dla swojej pani i jej dwunastu zuchów. Iter jęczał i załamywał ręce. Zamkowi groziło kompletne ogołocenie.

– Co tam się dzieje? – spytałem ostrożnie zasępionego sługę.

Jakiś czas zastanawiał się nad odpowiedzią. Potem odburknął, patrząc w bok:

– Rozmawiają.

Posłańcy oddalili się ze stosem pierzyn i prowiantem. Patrząc za nimi, próbowałem sobie wyobrazić, o czym może rozmawiać czarodziej z byłą aktorką, zwłaszcza skoro spotkanie trwa ponad dwanaście godzin.

Nadszedł szary, ciemny poranek. Tantala nie wróciła do południa, podczas gdy nikt w zamku nie mógł sobie znaleźć miejsca. W końcu przyjechała z wierną strażą i srebrną broszą, wyzywająco pobłyskującą na kołnierzu płaszcza.

Wybiegłem im na spotkanie z niecierpliwością niegodną Rekotarsa. Tantala przywitała się ze mną w taki sposób, że od razu zrozumiałem, że Czanotaks mnie nie wydał. Nie powiedział o rzeczywistej przyczynie mojej żeniaczki, co oznaczało, że zbrojne zuchy nie powieszą mnie na bramie. To już nieźle.

Alana spała. Najwyraźniej droga do Drzwi nie była lekka. Moja żona była tak osłabiona, że zbudziła się tylko na pół godziny, aby przełknąć dwie łyżki bulionu. Tantala posiedziała przy niej, poprawiła kołdrę i udała się do przydzielonego pokoju. Ta szumna nazwa oznaczała sporą, zapuszczoną komnatę z plamami pleśni na ścianach, dymiącym kominkiem i gęstymi pajęczynami. Co zrobić, skoro taki był cały zamek?

Zuchy pułkownika Solla rozbili w salonie prawdziwy obóz wojskowy. Nie sprzeciwiałem się temu. Nie miałem do tego prawa. Mogłem tylko pokornie czekać, aż pani Tantala wezwie mnie na rozmowę.

Do późnej nocy spała głębokim snem. Chciałem się także położyć, kiedy zmieszany i wystraszony Iter przyszedł do mnie z wieścią, że pani Tantala pragnie mnie widzieć.

Siedziała u kominka. Przejmujący chłód domu Czanotaksa ogarnął nie tylko Alanę, ona także wyciągała dłonie ku ogniu, a na jej twarzy zastygł bolesny, choć zarazem dziwnie radosny grymas.

– Zimno – wymamrotała zamiast przywitania.

– On nie lubi ognia – potwierdziłem ponuro.

– Jak się czuje Alana?

Patrzyła w ogień. Nie doczekawszy się zaproszenia, wziąłem krzesło i usiadłem przy niej, także wyciągając dłonie ku ogniu.

– Czego właściwie chce się pani dowiedzieć? Jak się czuje, czy też jak zakończyła się przechadzka z Czanotaksem do Przedsionka Świata?

Powoli odwróciła głowę. Połowa jej twarzy była oświetlona ogniem płonącym na kominku, druga tonęła w półmroku. Oczy jej dziwnie świeciły. Jedno wydawało się ciemne, drugie ogniste.

– Wiem, jak się zakończyła ta przechadzka. Czy jest zdrowa?

– Ogólnie tak – odparłem, oczarowany odblaskiem ognia w głębi jednego oka.

– Co tak patrzysz? – zapytała gniewnie.

Odwróciłem się z żalem.

Z pewnością była dobrą aktorką. Chociaż trudno było ją sobie teraz wyobrazić na wspólnym wózku z wędrownymi komediantami.

Swoją drogą, kiedy przeszliśmy na „ty"?

– Mag potrzebuje Amuletu Wieszczbiarza – podjęła, krzywiąc się niechętnie. – Gdyby nie Amulet, pani Toria nie byłaby torturowana w lochach sądowych. Gdyby nie Amulet, ja i Luar żylibyśmy razem, ciesząc się piątką dzieciaków… A teraz zapragnął Amuletu Czanotaks Oro.

W ustach Tantali imię maga zadźwięczało dziwnie gorzko.

– Jeśli to, czego pragnie tamten jest niewykonalne… – zacząłem ostrożnie.

Tantala wzdrygnęła się.