Karczmarka spoglądała ku nam nieżyczliwie, stojąc na progu kuchni. Nieszczęsna posługaczka zaszemrała coś pokornie w jej stronę, wciskając głowę w ramiona i smyrgnęła w cień jak myszka. Konwulsyjnie zacisnąłem pięści pod stołem.
Najlepiej byłoby, gdybym osobiście odegrał rolę „eksperymentatora". Na samą myśl o tym robiło mi się jednak słabo. Nie to, żebym miał jakieś skrupuły, ale jednak… Tisa Materac…
Siedziałem ponury za stołem, wspominając mimo woli kobiety, które wzbudziły moje zainteresowanie. Lustrowałem w myślach jedną po drugiej, dochodząc do wniosku, że mam dobry gust. Każda, którą kochałem, miała w sobie coś pikantnego.
Pobocznym efektem moich wspomnień była nieoczekiwana reakcja cielesna. W końcu od pół roku nie miałem kobiety…
A na dodatek wraz ze mną wędruje legalnie poślubiona małżonka.
Po kolacji Tantala oznajmiła, jakby od niechcenia:
– Nocujemy dziś po królewsku. Kazałam Barianowi nie szczędzić gotówki. Wyobraź sobie, najął trzy najlepsze izby! Dawno chciałam porozmawiać z Dinką na osobności. Widziałeś, jak mi zazdrościła.
Doskonale rozumiałem, że nie chodzi o zawiść Dinki. Tantala chciała sprawić, aby młodzi małżonkowie mogli wreszcie spędzić ze sobą noc.
Wieczorem Alana wcześniej udała się do pokoju, ja zaś siedziałem ciągle za stołem, przebierając nerwowo palcami po srebrnej szpilce. W gospodzie ucichł gwar, groźna gospodyni poszła już spać, gdy zjawiła się roztrzęsiona Tisa z gorączkowymi rumieńcami, oznajmiając, że „wszystko już umówione".
Dzięki Niebiosom. Dobrze, że nie przyprowadziła go ze sobą. Patrząc w jej płonące oczy, przez chwilę się zaniepokoiłem: czy zdołam odzyskać broszkę? Naturalnie, w razie sukcesu. A co będzie, jeśli ona nie zechce zwrócić artefaktu dobrowolnie, skoro jak wiadomo, żadna siła nie może oderwać go od aktualnego nosiciela?
– Tylko jak ją przypiąć w łóżku? – zastanawiała się praktycznie Materac, obracając w palcach podarunek Damira. – Spora jest…
– To twój problem – odrzekłem łaskawie. – Pamiętaj tylko, jeśli ją zgubisz, mag zjawi się osobiście, więc uważaj…
Tisa drgnęła i nerwowo przełknęła ślinę.
Alana stała u okna, patrząc w zamarznięte szyby. Odezwałem się do niej cicho. Odwróciła do mnie twarz, która na mgnienie przypomniała mi zimny dom Czanotaksa i wyraz twarzy urażonej dziewczynki…
– Smucisz się?
Pokręciła głową.
– Nie… Te wzory na szybach. Wydają mi się dziwne. Chwilami zdaje mi się, że stoję na zewnątrz i zaglądam do okna, a tam…
Zamilkła.
– Co tam? – zapytałem, podrzucając drwa do kominka.
– A tam stoi człowiek – wymamrotała, patrząc na zamarznięte szkło – i uśmiecha się… To Czarno. Patrzy na nas.
– Bzdura – odparłem z przekonaniem. – Po co była ta cała maskarada? Odjechaliśmy bardzo daleko, nie dosięgnie nas…
– Czyżby? – zdziwiła się smutno Alana.
Przypomniałem sobie, jak dłoń Czarno Tak Skoro dosięgała mnie w samym mieście. Miałem wtedy jednak zdradliwy zamszowy woreczek…
– Nie ma nad nami władzy – rzekłem twardo, najmocniej jak umiałem.
– Niech Tantala nie idzie do niego – poprosiła ponuro. Jej twarz zbielała, jak śnieg za oknem. Oderwawszy się z trudem od framugi, poszła powoli w stronę łóżka, usiadła na krawędzi. Przy świetle kominka spostrzegłem, że jej oczy są wilgotne.
– Coś ty… Ona nie pójdzie, nie ma takiego zamiaru, ale jeśli chcesz, powiem jej…
Palce Alany zacisnęły się na skraju prześcieradła.
– Niech nie idzie. Nie powinna. Tam… jest strasznie. Cały czas mi się zdaje, że wciąż stamtąd nie wróciłam. I zostanę tam…
– Alano, coś ty!
Usiadłem przy niej i objąłem drżące ramiona. Pogładziłem splątane włosy.
– Daj spokój, nie puścimy cię więcej tam. W ogóle nigdzie. Będziemy razem…
Pachniała dzieckiem. W końcu była zmęczonym, wystraszonym, osłabionym dzieckiem. Szepcząc czule i gładząc włosy, powolutku zdejmowałem z niej ubranie, podczas gdy moja chuć wyrywała się z pęt, tętniła wzburzoną krwią, poganiała mnie akurat wtedy, gdy nie należało się spieszyć…
– Będziemy razem… na zawsze. Ja ciebie…
W dole rozległ się hałas. Alana natychmiast stężała, przysłuchując się. Chciałem ją uspokoić i sprawić, by zapomniała o wszystkim, gdy wtem ktoś zakołatał brutalnie do drzwi naszego małżeńskiego gniazdka.
Tak.
Zacisnąłem zęby, znalazłem w kącie szpadę, narzuciłem kurtkę na gołe ciało i ruszyłem ku drzwiom. Kimkolwiek byłby nędznik, który przeszkodził nam w takiej chwili, powinien być srogo ukarany.
Pięść nieustannie waliła. Alana okryła się kołdrą i zaciągnęła zasłonę. Jednym szarpnięciem otwarłem drzwi.
Stała za progiem ze świecą w dłoni, w samej koszuli, jak widmo.
Otwierałem już usta, lecz brakło mi słów.
– A ja uwierzyłam – rzekła gorzko Tisa zwana Materacem. – A ja… głupia… uwierzyłam…
Na deskach zabrzęczał głucho przedmiot, który rzuciła mi pod stopy. Duża srebrna broszka.
Jej twarz była wykrzywiona bólem. Dolna warga napuchła, przygryziona, a po podbródku ściekały dwie krwawe strużki.
„Eksperymentatorem" był Fantin.
Wydarzenie stało się wiadome całej trupie, chociaż Fantin powiedział tylko Musze, ten tylko Barianowi, a ten tylko Tantali, która przekazała wieść mnie. Skąd dowiedziała się Dinka, nie mam pojęcia. Co do Alany, ta znów wpadła w apatię. Zgrzytałem zębami, klnąc na czym świat stoi, skoro nie mogłem wyrwać jej spod władzy niewidzialnego omamu.
Wedle słów Fantina, łatwo zdołał dogadać się z sympatyczną posługaczką na wspólną, bezpłatną noc. Grubas z licem złoczyńcy nie miał specjalnego powodzenia u kobiet, toteż niespodziewany sukces podniósł go we własnych oczach. Służąca zaprowadziła go do pokoiku pod schodami. Była chętna i miła. Kiedy jednak doszło co do czego, kobietę jakby coś opętało. Gorący pocałunek zaowocował zdławionym jękiem. Damulka zaczęła wyrywać się jak dzika kotka, co było tym bardziej dziwne, że od niej wyszła propozycja nocnej schadzki.
Dalej wszystko poszło jeszcze dziwniej. Kiedy Fantin próbował się zorientować, o co jej chodzi, kobieta rzuciła się ku drzwiom warcząc przekleństwami, od których zarumieniłby się stary zbójnik. Fantinowi nie pozostało nic innego, jak zabierać się z izdebki. Gdyby sytuacja zdarzyła się latem, mógłby uznać, że niefortunną kochanicę ukąsiło coś paskudnie jadowitego. Na dworze jednak była wciąż zima, a ukąszenie pchły nie daje takich efektów. Fantin gubił się w domysłach i postanowił na wszelki wypadek trzymać się jak najdalej od tej osóbki…
Kiedy Barian z Muchą, chichocząc, powtarzali sobie niefortunną przygodę kolegi, dogoniła mnie Tantala. Nie uszły jej uwagi moje przygnębienie i przypływ apatii Alany.
– Retano…
– Siła nie jest władzą – burknąłem zrezygnowany. – A czym jest prawo? Czym, jeśli nie władzą?
Tantala zerknęła na mnie podejrzliwie.
– Co to ma do…
W tej chwili wspomniałem ze strachem, że ona nic nie wie o Sądzie, ponieważ Alana całą rzecz przemilczała.
– Nie prawo, ale Sprawiedliwość – rzuciłem, patrząc w bok. – Po prostu Sprawiedliwość.