Zatrzymaliśmy się na dwa dni w sporej wsi znanej ze swoich kuźni. Zdjęliśmy koła z wozów i zastąpiliśmy je płozami. Barian sarkał, przeliczając pieniądze, lecz zimowa aura nie skąpiła śniegu w tym roku. Drogi były zawiane, jakby specjalnie, by utrudnić wędrówkę komediantów albo specjalnie na mój użytek, bym przeżył ostatnią piękną zimę…
Tantala przyglądała się mi z niepokojem.
Wozy zamieniły się w sanie, więc konie i ludzie poczuli się znacznie lepiej. Nawet Alana przejawiła coś na kształt zainteresowania, oglądając rozciągające się wokół pola z plamą lasów na horyzoncie. Zakutany w płaszcz, co pewien czas dotykałem srebrnej szpilki na rękawie. Ostatnio zaczęła mnie niepokoić. Miałem wrażenie, że noszenie podarku Damira sprawia ból, jakby stał się częścią mojego ciała i pali jak świeże skaleczenie.
Alana patrzyła na krystaliczne śniegowe płatki, zaplątane w jej futro. Według mnie, nazbyt uważnie. Zimowe wzory na szybach, podczas dwóch dni spędzonych w gospodzie, dosłownie ją przerażały.
– Wykrył nas – powiedziałem Tantali. – Czarno odzyskał moc.
Tantala wzruszyła ramionami w milczeniu.
Wjeżdżających na dziedziniec komediantów spotkały krzywe spojrzenia. Właściciel wyjrzał na zewnątrz, łypiąc ponuro i znów się schował, a po chwili zjawił się służący, któremu kazano przekazać, że nie ma tu miejsca dla parszywych cudaków.
Barian przywykł po drodze do różnych powitań na tyle, by odpowiadać całkiem spokojnie. Owszem, są grupą aktorów i mogą zapłacić za nocleg. Czy właściciel ma coś przeciwko?
Posługacz odszedł i po chwili wrócił z odpowiedzią. Nie, oberżysta nie ma nic przeciwko, mogą zatrzymać się u niego na dzień, czy dwa, lecz nie mogą dawać plugawych przedstawień, zakazanych na ziemiach księcia Tristana pod karą więzienia. Jeśli wędrowni pajace naruszą zakaz, oberżysta pierwszy na nas doniesie.
Barian ściemniał na twarzy jak gradowa chmura. Ja zaś zadrżałem. Nie spodobało mi się określenie „na ziemiach księcia Tristana". Miałem w związku z nim niemiłe wspomnienia.
Aktorzy zbili się w ciasny krąg. Barian chciał się z nimi naradzić. Posadziłem Alanę u kominka i usiadłem obok niej pozornie spokojny. Tantala stała w pobliżu, między trupą a nami. Ni pies, ni wydra…
Jadalnia powoli napełniała się wieczornymi gośćmi. Barian zamówił wino. Ustalić granice ziem księcia Tristana okazało nieoczekiwanie trudne. Rumiana służąca wyjaśniła ochoczo, że nawet sąsiedzi nie znają ich dokładnie. Co roku obszar jego ziem rozszerza się i niejedna wioska, która była od wieków wolna, nagle okazuje się podlegać Tristanowi. Musicie jechać dwa dni w dół rzeki. Może tam kończą się włości.
Zgrzytnąłem zębami. „Jechać w dół rzeki" oznaczało, że aby szybciej dotrzeć do miasta, musielibyśmy przejechać w poprzek całe terytorium księstwa. Nie mogąc ani razu „dawać plugawych przedstawień".
– Nie damy rady – oznajmił sucho Barian. – Musimy ominąć te ziemie…
– Jak chcecie – odparłem, obserwując krągłą brodawkę na złowieszczym licu Fantina. – Omijajcie, ale bez nas.
Wargi Bariana zadrżały. Bardziej zobaczyłem, niż usłyszałem: „Znowu…”
Uniosłem dumnie głowę. Zmierzyłem go spojrzeniem herbowego szlachcica, widząc jak w oczach tamtego powraca dawny lęk przed potomkiem Rekotarsów, który lubi wdzierać się nieproszony, rozrywając kotarę…
– Pora się rozstać, Barianie – powiedziałem chłodno. – Gra skończona. Nie ma sensu się dalej ukrywać, skoro Czanotaks zdołał nas wyśledzić… Dziękuję za gościnę, lecz mam tego wszystkiego po uszy. Wynajmę karetę, a ty – zwróciłem się do Tantali – zdecyduj sama. Może znowu zechcesz grać staruchę?
Spojrzała z niejednoznacznym wyrazem twarzy. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że określenie „grać staruchę" urazi ją. Okazało się, że nie ma to dla niej znaczenia. Puściła moje słowa mimo uszu, gdyż niepokoiło ją coś innego. A nawet przerażało.
– Na słówko, Retano…
Alana obejrzała się ze zdziwieniem od kominka. Skinąłem jej uspokajająco. Tantala wahała się.
Barian z kolegami ponuro zapijał winem rozczarowanie i stratę finansową. Co pewien czas ktoś z nich rzucał w naszą stronę pytające spojrzenie. Szczególnie często zerkała Dinka, z pewnością pragnąca gorąco, bym zabrał Tantalę jak najdalej od trupy. Nawet nie występując na scenie, była aktorka pozostawała groźną rywalką, jak dotąd nieprześcignioną.
– On mnie wzywa – powiedziała głucho Tantala. Prośba o pomoc nie była w jej stylu. Patrzyła w bok, a jej oczy były suche i złe.
– Chce, żebym go doprowadziła do Luara. Obiecuje…
Urwała.
– Rozmawiał z tobą? – spytałem wstrząśnięty. Zamiast odpowiedzi podciągnęła rękaw. Na cienkim nadgarstku został ślad: pięć okrągłych krwistych śladów pięciu palców.
– Sukinsyn – zaświszczałem przez zęby.
– Chce, żebym wróciła – podjęła z wymuszonym uśmiechem.
– Grozi ci?
– Nie… Jest bardzo grzeczny. Bardzo przekonujący. Opuściła rękaw. I bez tego rzucano na nas krzywe spojrzenia.
Teraz ja się zawahałem.
Prawdę mówiąc, gdyby nie przypadek ze zgubioną broszką… Tantala do tej pory byłaby przez nią chroniona. Czarno Tak Skoro nie dosięgnął by jej. Teraz jest mu potrzebna, jako narzędzie, podczas gdy Alana stała się zużytym materiałem.
Drgnąłem i obejrzałem się.
Alana wciąż siedziała u kominka. Nie było widać jej twarzy i z boku wydawało się, że w fotelu siedziała zgarbiona, pokurczona staruszka. Pogrążona w totalnej apatii.
Zużyty materiał. Jakie wstrętne określenie.
Trzeba jechać jak najszybciej do domu jej rodziców, pomyślałem bystro. Tam się uspokoi, tam… Niebiosa widzą, że robię wszystko, by odkupić swą winę. To przecież ja oddałem ją w ręce Czarno… ja sam.
– Retano…
Nie odrywając oczu od skurczonej figurki Alany, namacałem szpilkę na mankiecie. Odpiąłem ją nie bez wysiłku, ale też z ulgą, jak starą drzazgę.
– Masz. Noś ją.
To był błąd, obdarowywać ją biżuterią na oczach całej oberży. Tantala zacisnęła wargi, nie spiesząc się, by przyjąć podarek. Przekleństwo, nie mogę przecież tak stać z wyciągniętą ręką. Miałem już ochotę cofnąć decyzję i przyszpilić z powrotem artefakt.
– Weź – powiedziałem ze złością. – Na co czekasz?
Moja arogancja powinna była stłumić małoduszność. W końcu ją wzięła. Przewróciła w palcach, jakby wyceniając, w końcu wyciągnęła w moją stronę.
– Nie.
Nie wierzyłem własnym uszom.
– Nie – powtórzyła.
Zdziwiłem się, widząc jak drży jedna z jej powiek.
– To jest…
Głos jej drżał. Znowu się mocno wahała. Pokonałem jej wątpliwości, wciskając broszkę w rozedrganą dłoń.
Alana zasnęła przy kominku, musiałem wziąć ją na ręce i zanieść do naszej izby. Podnosząc ją z fotela, szybko się zorientowałem, że osoba jej wzrostu nie może tak mało ważyć.
Nie obudziła się. Blade powieki były mocno zaciśnięte, choć pod cienką skórą miotały się gałki oczne.
Co się z nią stało?
Gasła. Wielkie nieba, topniała jak świeca, uciekając w dręczący sen. Wargi zaciskały się boleśnie…
„Niech Tantala nie idzie do niego".
„Chce, żebym go doprowadziła do Luara".
„Niech nie idzie. Nie powinna. Tam jest strasznie. Cały czas mi się zdaje, że wciąż stamtąd nie wróciłam. I zostanę tam…”
– Alano?
Nie zbudziła się.
Położyłem ją na łóżku. Usiadłem obok, ściskając dłonie, lecz ona nie słyszała mnie ani nie czuła dotyku. Zszedłem więc na dół, zamówiłem wino, postanawiając spić się do nieprzytomności.
Dlaczego Tantala nie chciała wziąć broszki?