Выбрать главу

Rytualny ogień, oświetlający sypialnię małżeńską w pierwszą noc poślubną.

Do rana drewno się wypaliło. Na podłodze pozostał ciemny krąg i kupka węgielków. Ściany, pościel, nasze ubrania i włosy pachniały dymem. Leżeliśmy ze splecionymi dłońmi.

– Co teraz będzie? – zapytała szeptem Alana.

– Żyjemy – odrzekłem ochryple.

– Tak… ale co będzie dalej?

Drzwi zaskrzypiały.

Spodziewałem się, że Tantala się postarzeje, że jej ciemne włosy posiwieją. W chatce panował półmrok i w pierwszej chwili miałem wrażenie, że tak właśnie się stało.

– Prosiłam cię… nie idź – mruknęła rozpaczliwie Alana.

W ciemności rozległ się cichy śmiech. Przestraszyłem się, że Tantala postradała rozum. Podeszła i opadła na ławkę u okna, przesłaniając jedyną jasną plamę. Przyjrzawszy się jej twarzy, odczułem dużą ulgę.

– Nie wystarczyło dziesięciu kroków – powiedziała powoli Tantala. – Dziesięć lat… to jednak długo. Słyszałam jego głos. Prawdziwy głos. Luar powiedział…

Skrzypnięcie.

Drzwi znowu się otwarły. Na progu stanęła mroczna postać. Niedźwiedzia szuba obwisła soplami.

– Cieszę się, że wszystko z wami w porządku – rzekł dziarsko Czarno Tak Skoro.

Potem stracił przytomność i zwalił się w przejściu.

Rozdział trzynasty

Oczywiście nie mieliśmy koni. Ten, na którym przyjechały Tantala i Alana błąkał się gdzieś po lesie, a może stał się już pożywieniem wilków. Być może i nas czekał podobny los.

Jedzenie skończyło się. Zapewne Czarno Tak Skoro potrafiłby wyczarować kolację, ale ciągle był nieprzytomny, a to czyniło naszą ucieczkę możliwą. Przynajmniej prawdopodobną.

Mag leżał na ławie z gołym czerepem bezsilnie przechylonym na bok. Tantala długo nad nim stała, splatając i rozplatając palce, potem zwróciła się do mnie.

– Jak myślisz, czy można go zabić?

Wzdrygnąłem się.

Przed oczyma duszy ujrzałem scenę podpatrzoną w lesie na skraju polany: jej dłoń gładząca twarz maga z prawdziwą czułością.

Czyżby Tantala była wtedy zaczarowana, a teraz przejrzała na oczy? Czyżby…

– Co ja jestem, miejski oprawca? – odparłem ponuro. – Konsultujesz się ze mną, jak ze znawcą?

– Trudno, żebym się radziła Alany – burknęła z zawiedzioną miną.

– Wątpię, żeby można go było tak po prostu zabić – wtrąciła poważnie moja młoda żona. – Gdybyśmy mieli wciąż magiczny artefakt…

Westchnęła, spojrzawszy w zamglone okno.

– Zjadłabym coś.

– Trzeba go powstrzymać – stwierdziła cicho Tantala. – Jeśli go nie powstrzymamy… Luar powiedział… Ostatnią nicią do niego jest Toria. Doprowadzi go do niego, choćby za cenę…

– Co?

– Mama!

Ja i Alana krzyknęliśmy jednocześnie.

Pasek wgryzał się w ramię. Szedłem w śniegu po kolana, wlokąc za sobą zaimprowizowane pospiesznie nosze. Mag nie był szczególnie ciężki, lecz w tych warunkach ciężko byłoby tak ciągnąć nawet dzieciaka.

Alana i Tantala początkowo mi pomagały, lecz potem dały spokój. Sił wystarczało tylko, by wyciągać nogi z lepkiego śniegu.

Nie było sensu siedzieć dalej w pustej chacie. Nie mogliśmy, na podobieństwo zajęcy, żreć kory z drzew. Nie było też na co polować. Nawet ptaki, z nieznanych powodów, omijały chatę bez dymu z komina, a jedyna mysz polna, jaką zdołałem złapać, została w wymuszony sposób odtrącona przez obie kobiety. Za to w kącie znaleźliśmy spory mieszek pełen pieniędzy. Tantala wahała się, czy mamy prawo brać cudze złoto i czy nie przyniesie nam to nieszczęścia. Oświadczyłem oschle, że od tej chwili ja jestem wodzem wyprawy i po brzegi wypełniłem nasze sakiewki. Alana zachichotała, Tantala się podporządkowała.

Ślady wędrówki do Przedsionka po trosze wystąpiły na jej twarzy. Obnażały się, jak nie pogrzebane kości odkrywają słońce i wiatr. Kobieta stała się nerwowa i rozdrażniona. Bała się nocnych koszmarów i szybko słabła. Teraz także, idąc przez las, często przystawała.

Nie miałem wcale pewności, czy idziemy we właściwym kierunku. Przed moimi oczami rozciągał się smutny zimowy krajobraz, ten sam, który niedawno stworzył mag za pomocą magii i moczu. Zawsze miałem doskonałą pamięć, jak jednak mogłem kierować się obrazkiem widzianym w półmroku i oszołomieniu?…

– Alano – odezwałem się ochryple – pomóż Tantali.

Nie musiałem tego mówić. Alana i bez tego szła razem z przybraną siostrą, podtrzymując ją pod rękę. Alana była jednak też osłabiona, a i tamta nie chciała sprawiać kłopotów. Co chwila próbowała wyswobodzić rękę. Czy tak daleko zajdziemy?

Przerzuciłem pasek na drugie ramię.

Pierwszą myślą było zostawić Czarno w jego chatce, po prostu zostawić wszystko, jak jest. Uważałem, że tak właśnie powinniśmy postąpić, ponieważ nie był naszym przyjacielem i nie zapraszaliśmy go do naszego życia. Miał swoje sprawy, my swoje. Trzeba zostawić wszystko losowi. Rozmyślając tak, czułem jednak niesmak. Miałem szczerą nadzieję, że człowiek pozostawiony w środku zimy w lesie, choćby nawet był magiem, umrze chociażby z głodu, bo na zimno zdawał się całkowicie odporny…

Tantala doskonale rozumiała tok moich rozważań. Milczała jednak uparcie, z trudem powstrzymując napady histerii. Bała się Czarno, a jednak myśl o tym, żeby zostawić go bezbronnego, jeszcze bardziej ją przerażała.

– Alano, pamiętasz, co się zdarzyło, kiedy go prowadziłaś?

Być może pytanie było nietaktowne, lecz tamta skinęła głową.

– Czuł się źle. Tak. Źle, ale nie do tego stopnia. Na pewno składają się na to różne przyczyny…

Wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, jak wpływają na samopoczucie magów niebezpieczne wędrówki do Drzwi. Przydałaby się teraz książka O magach, lecz nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie i kiedy zostawiłem tak cenny posag.

Posag. Okup.

Zostawić Czanotaksa na pewną śmierć, oznaczało porzucić ostatnią nadzieję. Dlatego że, jak ostatni głupiec, zachowałem nadal w sercu jej cień, całkowicie wbrew rozsądkowi. Śmierć maga oznaczałaby ostateczny kres mego życia.

Tantala tego nie rozumiała. Alana tak. Wielokrotnie czułem na sobie jej pytające spojrzenie.

– Nawet jeśli go tu zostawimy… kto nam da gwarancję, że on… nie zregeneruje się, jak poprzednio? A jeśli przeżyje i odzyska moc…

Tantala się sprzeciwiła.

Jeśli odzyska moc, mówiła, na pewno zechce się dobrać do pani Torii. Nawet za cenę jej śmierci dotrze do Amuletu, a wtedy cały nasz świat przestanie istnieć, ponieważ Czanotaks Oro działa z błogosławieństwem Trzeciej Siły i uzbrojony w amulet, wywróci nasz świat na nice…

Mówiła tak bystro i z przekonaniem, że na chwilę jej uwierzyłem.

– Kto może go powstrzymać?

– Nikt.

– Proponujesz go udusić? Rozmowa schodziła na manowce.

Potem się poddałem. Tantala przeżyła ciężki wstrząs, więc nic dziwnego, że wszystko widzi w ciemnych barwach. Ni z tego, ni z owego przypomniałem sobie wiejskiego starostę, okrągławego, z szerokimi zakolami nad czołem. Wypiwszy krzynkę, robił się wielce wymowny, przemawiając kwieciście i bzdurnie. Miał dorosłego, żonatego syna, sam starosta także miał żonę, która była komuś solą w oku. Synowa męczyła się pod jej rządami. Po jakimś czasie starosta zauważył, że małżonka jakby się uspokoiła i osowiała. Przyparta do muru synowa wyznała, że poiła teściową ziołami nasennymi. Starosta nie ukarał jej, przeciwnie, pogodził się z sytuacją, pod warunkiem, że zioła nie spowodują zejścia niewiasty…

– W końcu jest jednak człowiekiem? – zapytałem w rozterce.

– Człowiekiem, chociaż… magiem?