Выбрать главу

Linda Coldren wzięła szklankę. Z przesadnym pietyzmem postawiła ją na blacie i powoli napełniła lemoniadą.

– Chad nauczył się samodzielności – powiedziała. – Jego ojciec i ja gramy zawodowo w golfa. Co, szczerze mówiąc, oznacza, że oboje rzadko bywamy w domu.

– I wasza nieobecność nie doprowadziła do konfliktu?

– To bez sensu.

Linda Coldren pokręciła głową.

– Ja tylko…

– Panie Bolitar, Chad sam się nie porwał. Owszem, jest nastolatkiem. Nie jest ideałem, podobnie jak jego rodzice. Ale nie sfingował porwania. Załóżmy jednak teoretycznie, że to zrobił, chociaż wiem, że nie. Jeśli tak, to jest bezpieczny i pańska pomoc nie jest nam potrzebna. Wkrótce się dowiemy, czy to okrutny żart. Jeśli jednak mojemu synowi coś grozi, szkoda mi czasu na pańskie domysły.

Myron skinął głową. Miała rację.

– Rozumiem – rzekł.

– To dobrze.

– Czy po telefonie porywacza zadzwoniła pani do kolegi syna? Tego, u którego mógł przebywać?

– Do Matthew Squiresa. Tak.

– Nie domyślał się, gdzie jest Chad?

– Nie miał pojęcia.

– Przyjaźnią się, czy tak?

– Tak.

– Bardzo blisko?

Zmarszczyła brwi.

– Tak.

– Matthew często do niego dzwoni?

– Tak. Kontaktują się też przez Internet.

– Jaki jest numer jego telefonu?

– Powiedziałam przecież, że z nim rozmawiałam.

– Mimo to proszę o podanie – odparł. – Cofnijmy się jednak na moment. Kiedy ostatni raz widziała pani syna?

– W dniu zniknięcia.

– Co się stało?

– Jak to, co się stało? – Ponownie zmarszczyła brwi. – Pojechał na letnią szkołę. Więcej go nie widziałam.

Myron przyjrzał się jej. Milczała, przyglądając się mu nazbyt uporczywie. Coś się tu nie zgadzało.

– Zadzwoniła pani do szkoły i sprawdziła, czy dojechał?

– Nie pomyślałam o tym.

Myron zerkał na zegarek. Piąta po południu. Piątek.

– Wątpię, czy kogoś tam zastanę, ale spróbuję. W domu jest więcej telefonów?

– Tak.

– Niech pani nie korzysta z tego, na który zadzwonił porywacz. Niech ta linia będzie stale wolna.

Skinęła głową.

– Dobrze.

– Czy syn ma karty kredytowe, bankomatowe lub podobne?

– Tak.

– Poproszę o ich wykaz. I numery, jeśli je pani zna.

Ponownie skinęła głową.

– Skontaktuję się ze znajomą, sprawdzę, czy da się podłączyć do tej linii identyfikator numeru dzwoniącego. Żeby go namierzyć, gdy zadzwoni. Chad, jak słyszałem, ma komputer.

– Tak.

– Gdzie stoi?

– W jego pokoju.

– Prześlę do mojego biura wszystko, co jest na dysku. Moja asystentka, Esperanza, dokładnie to zbada. Może coś znajdzie.

– Na przykład?

– Słowo daję, nie wiem. E-maile. Korespondencję. Strony internetowe. Fora, w których uczestniczył. Cokolwiek, co może dostarczyć wskazówek. To nie praca naukowa. Sprawdza się dostępne informacje, licząc, że na coś się trafi.

– Dobrze – zgodziła się Linda Coldren po chwili.

– A pani ma jakichś wrogów?

Na jej twarzy pojawił się półuśmiech.

– Bez liku – odparła. – Jestem czołową golfistką świata.

– Czy kogoś z nich byłoby stać na coś takiego?

– Nie. Nikogo.

– No, a pani mąż? Czy któryś z jego wrogów mógłby go nienawidzić aż tak?

– Jacka? – Zmusiła się do śmiechu. – Jego wszyscy kochają.

– To znaczy?

Potrząsnęła głową i tylko machnęła ręką.

Myron zadał jeszcze kilka pytań, ale niewiele więcej mógł z niej wydobyć. Spytał, czy może wejść na górę do pokoju Chada. Zaprowadziła go po schodach.

Tuż po otwarciu drzwi w oczy rzuciły mu się trofea. Mnóstwo. Wszystkie związane z golfem. Wszystkie zwieńczone brązową figurką mężczyzny z wysoko uniesioną głową, ciałem skręconym tuż po uderzeniu piłki i kijem golfowym nad ramieniem. Niektórzy z miniaturowych golfiarzy nosili czapki do golfa. Część miała krótkie, faliste włosy jak futbolista Paul Horaung na starych kronikach sportowych. W prawym kącie stały dwa skórzane worki, wypchane ponad miarę kijami golfowymi. Ściany były pokryte zdjęciami Jacka Nicklausa, Arnolda Palmera, Sama Sneada, Toma Watsona, a podłogę zaścielały numery miesięcznika „Golf Digest”.

– Chad gra w golfa? – spytał.

Linda Coldren spojrzała na niego wymownie. Napotkał jej wzrok i mądrze skinął głową.

– Moja genialna dedukcja niektórych onieśmiela – dodał. Niemal się uśmiechnęła. Rozbrajający Myron Bolitar, mistrz łagodzenia napięcia.

– Mnie nie – odparła.

– Jest dobry?

– Bardzo dobry. – Raptem się odwróciła i stanęła plecami do niego. – Coś jeszcze panu potrzeba?

– Nie w tej chwili.

– Będę na dole.

Zostawiła go.

– Wszedł do środka. Sprawdził sekretarkę Chada. Były na niej trzy nagrania. Dwa razy nagrała się mu Becky, jak można sądzić, jego dobra przyjaciółka. Zadzwoniła, żeby powiedzieć „cześć”, sprawdzić, czy ma jakieś plany na weekend. No bo ona, Millie i Suze wybierają się do Heritage, co nie, więc jakby chciał wpaść, niech wpadnie. Myron uśmiechnął się. Czasy się zmieniały, a przecież podobne słowa mogła wypowiedzieć jego szkolna koleżanka albo szkolna koleżanka jego taty lub dziadka. Cykl pokoleniowy. Wprawdzie inne były: muzyka, filmy, język czy moda, ale zmiany dotyczyły zewnętrzności. Pod workowatymi spodniami i fryzurami podkreślającymi tożsamość nastoletnich właścicieli kryły się te same co zawsze lęki, potrzeby i kompleksy.

Trzecia nagrana wiadomość była od niejakiego Glena. Chciał wiedzieć, czy Chad zagra w ten weekend w golfa w Pine, ponieważ Merion odpada ze względu na mistrzostwa. „Tata załatwi nam spoko pukanko w gałkę”, zapewnił Chada Glen kulturalnym tonem ucznia prywatnej szkoły średniej.

Żadnych wieści od bliskiego kumpla Chada, Matthew Squiresa.

Myron włączył komputer. Windowsy 95. Byczo. Też miał z nimi na pieńku. Chad Coldren, jak od razu spostrzegł, korzystał z poczty America Online. Pięknie. Uruchomił Flash-Session. Modem włączył się i krótko zapiszczał. „Witaj. Masz wiadomość – oznajmił głos i po automatycznym przesłaniu tuzinów wieści z serwera powiedział: – Do widzenia”. Myron zajrzał do książki adresowej Chada i znalazł adres e-mailowy Matthew Squiresa. Przebiegł wzrokiem listę przesłanych wiadomości. Żadna nie była od Matthew.

Ciekawe.

Oczywiście, całkiem możliwe, że Matthew i Chad nie przyjaźnili się aż tak blisko, jak sądziła Linda Coldren. Całkiem możliwe też, że nawet jeśli się z sobą kumplowali, Squires – mimo że Chad przepadł bez ostrzeżenia – nie kontaktował się z nim od środy. Bywa.

Tak czy siak dawało to do myślenia.

Myron podniósł słuchawkę i przyciskiem wybrał ostatni numer, pod który dzwonił Chad. Po czterech sygnałach usłyszał głos:

– Dodzwoniłeś się do Matthew. Zostaw wiadomość lub nie. Jak chcesz.

Myron odłożył słuchawkę i – „jak chciał” – nie zostawił wiadomości. Hmm. Ostatnią rozmowę Chad przeprowadził z Matthew. Mógł to być ważny trop. Albo zupełnie bez znaczenia. Nic z tego nie wynikało.

Z telefonu Chada Myron zadzwonił do agencji.

– RepSport MB – odezwała się po drugim sygnale Esperanza.

– To ja.

Wprowadził ją w sprawę. Wysłuchała bez przerywania.

Esperanza Diaz pracowała w agencji RepSport MB od samego początku. Dziesięć lat temu, w wieku zaledwie osiemnastu lat, została Królową Niedzielnej Porannej Telewizji Kablowej. Nie był to jednak program informacyjno-reklamowy, choć nie brakowało w nim reklam, zwłaszcza tych z przyrządem do ćwiczenia brzucha, do złudzenia przypominającym średniowieczne narzędzie tortur. Występowała w nim jako zawodowa zapaśniczka, Mała Pocahontas, Zmysłowa Indiańska Księżniczka. Filigranowa, giętka, odziana w skąpe zamszowe bikini przez trzy lata z rzędu dzierżyła tytuł najpopularniejszej zapaśniczki WDR (Wspaniałych Dam Wrestlingu), czyli „Pieszczoszki, z którą najchętniej splótłbyś się w podwójnym nelsonie”. A mimo to pozostała skromna.