Выбрать главу

– Nie?

– Nie.

Spojrzenie Wina stwardniało.

– W takim razie skończ z tą współczującą miną.

– Ja ci nie współczuję. Martwię się o ciebie.

– No nie, daruj sobie.

– Nawet jeśli zdarzyło się to ćwierć wieku temu, z pewnością bolało. Nawet jeśli nie wpłynęło na twój charakter, nawet jeśli mimo to wyrósłbyś na taką samą osobę, to bolało na pewno.

Win rozluźnił mięśnie szczęki. Podniósł kieliszek. Dolał sobie likieru.

– Nie chcę dłużej o tym mówić – oświadczył. – Już wiesz, dlaczego nie chcę mieć nic wspólnego z Jackiem Coldrenem i matką. Pomówmy o czym innym.

– Nie przekazałem ci wiadomości od niej.

– Ach tak, wiadomości. Wiesz, że droga mama wciąż przysyła mi prezenty z okazji urodzin i różnych świąt.

Myron skinął głową. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale wiedział.

– Zwracam je nierozpakowane. – Win łyknął likieru. – Z tą wiadomością postąpię chyba podobnie.

– Ona umiera, Win. Na raka. Został jej może tydzień, dwa.

– Wiem.

Myrona wcisnęło w fotel. Poczuł suchość w gardle.

– To cała wiadomość? – spytał Win.

– Chciałabyś wiedział, że to twoja ostatnia szansa, żeby z nią porozmawiać.

– No cóż, to prawda. Trudno byłoby o to po jej śmierci.

– Nie oczekuje od ciebie pojednania – zapewnił rozpaczliwie Myron. – Lecz jeśli są jakieś sprawy, które chciałbyś…

Urwał. Win nie znosił zbyt oczywistych, zbędnych słów.

– To wszystko? Cała ważna wiadomość?

Myron skinął głową.

– W takim razie zamówię coś chińskiego. Chyba nie masz nic przeciwko.

Win wstał z fotela i ruszył do kuchni.

– Twierdzisz, że to cię nie zmieniło – rzekł Myron. – Ale czy przed tamtym dniem ją kochałeś?

– A kto mówi, że jej nie kocham? – odparł z kamienną twarzą Win.

Rozdział 34

Szofer wwiózł Tada Crispina przez tylną bramę.

Win i Myron oglądali telewizję. Na ekranie pojawiła się reklama płynu do płukania ust. Para małżonków budziła się rano i z niesmakiem odwracała się od siebie. Poranny oddech, informował głos zza kadru. Potrzebujesz Scope. Scope usuwa poranny oddech.

– Umycie zębów również – skomentował Myron.

Win skinął głową.

Myron otworzył drzwi i wpuścił gościa do salonu. Tad usiadł na kanapie naprzeciwko nich. Rozejrzał się, lecz nie znalazł nic odpowiedniego, na czym mógłby zatrzymać wzrok, i uśmiechnął się lekko.

– Napije się pan czegoś? – spytał Win, gospodarz pełną gębą. – Może rogalika, chrupkie ciasteczko?

– Nie, dziękuję.

Tad Crispin znów lekko się uśmiechnął.

– Niech pan opowie o telefonie od Learnera Sheltona – zaproponował Myron, pochylając się do przodu.

Młody golfista skwapliwie skorzystał z zachęty.

– Pogratulował mi zwycięstwa. Oświadczył, że Amerykański Związek Golfa uznał mnie za zwycięzcę Otwartych Mistrzostw Stanów.

Tad urwał. Po wypowiedzeniu tych słów oczy zaszły mu mgłą. Tad Crispin, mistrz Stanów Zjednoczonych. Wyśniony tytuł.

– Co jeszcze powiedział? Oczy Tada znów nabrały wyrazu.

– Na jutrzejsze popołudnie zwołał konferencję prasową. W Merion. Wręczą mi nagrodę i czek na trzysta sześćdziesiąt tysięcy.

Myron nie tracił czasu.

– Przede wszystkim powiemy mediom, że nie uważa się pan za mistrza Stanów. Jeżeli chcą tak pana tytułować, proszę bardzo. Jeżeli chce tak pana tytułować Amerykański Związek Golfa, niech tytułuje. Lecz pańskim zdaniem turniej nie został rozstrzygnięty. Śmierć nie powinna przekreślić wspaniałego wyczynu Jacka Coldrena i jego prawa do tytułu. Turniej zakończył się remisem. Remisem. I z pańskiego punktu widzenia jesteście zwycięzcami ex aequo. Rozumie pan?

Tad zawahał się.

– Chyba tak.

– A teraz sprawa czeku. – Myron zabębnił palcami w skraj stolika. – Jeżeli uprą się i wręczą panu całą wygraną, połowę Jacka musi pan przeznaczyć na cel dobroczynny.

– Ośrodek Praw Ofiar – podpowiedział Win.

Myron skinął głową.

– Dobry pomysł. Na jakąś organizację walczącą z przemocą…

– Chwileczkę – przerwał mu Tad. Potarł dłońmi uda. – Pan chce, żebym oddał sto osiemdziesiąt tysięcy?

– Zostaną odpisane od podatku – rzekł Win. – Odda więc pan tylko połowę tej sumy.

– To betka w porównaniu z pozytywną reakcją mediów na taki gest – dodał Myron.

– Ale ja odrobiłem straty. Byłem w sztosie. Wygrałbym z nim.

Myron pochylił się jeszcze bardziej w jego stronę.

– Jest pan sportowcem, Tad. Jest pan ambitny i wierzy w siebie. To dobrze. Co ja mówię, to wspaniale! Ale nie w tej sytuacji. Morderstwo Jacka to poważna sprawa. Wykracza poza sport. Dla większości ludzi będzie to pierwsze spotkanie z Tadem Crispinem. Muszą zobaczyć kogoś, kto da się lubić.

Przyzwoitego, godnego zaufania i skromnego. Jeśli zaczniemy wychwalać pana za wspaniałą grę w golfa, jeśli zamiast tragedią zajmiemy się pańskim sukcesem, zostanie pan uznany za osobę bez serca, za jeszcze jednego bezwzględnego sportowca. Rozumie pan? Tad Crispin skinął głową.

– Chyba tak.

– Musimy przedstawić pana w odpowiednim świetle. Maksymalnie panować nad tematem.

– Udzielimy wywiadów?

– Bardzo mało.

– A czy nie chcemy rozgłosu?…

– Chcemy. Starannie wyreżyserowanego – podkreślił Myron. – To wystarczająco głośna historia, nie wolno jej rozdmuchiwać. Lepiej stronić od mediów, Tad. Okazać zatroskanie. Trzeba zachować umiar. Jeśli zadmiemy w trąby, wyjdzie na to, że szukamy poklasku. Jeśli udzielimy za dużo wywiadów, wyjdzie na to, że żerujemy na cudzej śmierci.

– Katastrofa – poparł go Win.

– Tak jest. Musimy kontrolować przepływ informacji. Podkarmiać prasę malutkimi kęskami. Wyłącznie.

– Może pan udzielić jednego wywiadu – rzekł Win.

– Na przykład Bobowi Costasowi.

– Albo nawet Barbarze Walters. I okazać wielki żal.

– Nie wspomnimy o pańskiej szczodrej darowiźnie.

– Słusznie. I żadnych konferencji prasowych. Jest pan zbyt wielkoduszny jak na taki popis próżności – powiedział Win.

Tad się stropił.

– W jaki sposób zdobędziemy dobrą prasę, jeśli to zataimy? – spytał.

– Posłużymy się przeciekiem – wyjaśnił Myron. – Na przykład ktoś z organizacji dobroczynnej wygada się wścibskiemu reporterowi. Najważniejsze, żeby Tad Crispin pozostał osobą skromną, która nie afiszuje się dobrymi uczynkami. Rozumie pan, o co chodzi?

Tad skinął głową z większym zapałem. Rozkręcał się. Myron czuł się jak szmata. Przedstawiaj wszystko w jak najlepszym świetle – jeszcze jedna rola współczesnego agenta sportowego. To zawód nie dla czyściochów. Czasem człowiek się ubrudzi. Nie przepadał za tym, ale robił to bez przymusu. Media przedstawiały wypadki na swój sposób, on na swój. Lecz i tak czuł się jak wyszczerzony w fałszywym uśmiechu strateg polityczny po telewizyjnej debacie, świadom, że spadł prawie na samo dno.

Jeszcze przez kilka minut omawiali szczegóły. Tad ponownie odbiegł myślami gdzie indziej. Sławnymi dłońmi znów zaczął pocierać spodnie.

– W wiadomościach podali, że jest pan adwokatem Lindy Coldren – szepnął do Myrona, kiedy Win wyszedł z salonu.

– Jednym z adwokatów.

– Jest pan jej agentem?

– Może nim zostanę. A czemu pan pyta?

– A więc jest pan również prawnikiem, czy tak? Studiował pan prawo et cetera?

Myronowi niezbyt spodobały się te pytania.

– Tak – odparł.

– Mogę więc pana wynająć jako swego adwokata? Nie tylko jako agenta?