Выбрать главу

– Jeszcze jedno – ciągnął Bishop. – Być może mamy jakiś trop samochodu sprawcy. Strażnik w biurowcu naprzeciwko „Vesty”, restauracji, w której zabójca zaczepił Larę Gibson, zauważył jakiegoś jasnego sedana, nowy model, zaparkowanego na parkingu firmy mniej więcej w porze, gdy ofiara siedziała w barze. Zdawało mu się, że w samochodzie ktoś jest. Jeżeli tak, to kierowca mógł mieć bardzo dobry widok na wóz sprawcy. Powinniśmy wybadać wszystkich pracowników firmy.

– Sprawdzisz to, kiedy będę na Kopcu Hakerów? – spytał Bishopa Anderson.

– Tak, tak sobie właśnie myślałem. – Jeszcze jeden rzut oka na notatki. Potem zwrócił się do Gillette’a, potrząsając starannie ułożoną fryzurą. – Technicy z kryminalistycznego znaleźli jednak w koszu za restauracją rachunek na jasne piwo i martini. Zdjęli kilka odcisków palców. I wyślą je do biura do AFIS-u.

Tony Mott dostrzegł zaciekawioną minę Gillette’a.

– To system automatycznej identyfikacji odcisków palców – wyjaśnił hakerowi. – Przeszuka system federalny, a potem sprawdzi w każdym rejestrze stanowym. Trochę to może potrwać, ale jeżeli w ciągu ostatnich ośmiu czy dziewięciu lat faceta za coś zamknęli, pewnie będziemy go mieli.

Mimo prawdziwej smykałki do komputerów, Motta fascynowała, jak ją nazywał, „prawdziwa policyjna robota” i ciągle męczył Andersona, żeby przeniósł go do wydziału zabójstw albo innych poważnych przestępstw, żeby mógł ścigać „prawdziwych bandytów”. Bez wątpienia był jedynym cybergliną w kraju, noszącym automat kalibru czterdzieści pięć, który mógł rozwalić samochód.

– Skoncentrują się najpierw na zachodnim wybrzeżu – powiedział Bishop. – Kalifornia, stan Waszyngton, Oregon i…

– Nie – przerwał mu Gillette. – Lepiej ze wschodu na zachód. Najpierw New Jersey, Nowy Jork, Massachusetts i Karolina Północna. Potem Illinois i Wisconsin. Kalifornia na końcu.

– Dlaczego? – zapytał Bishop.

– Chodzi o te polecenia Uniksa, które wpisał. To wersja ze wschodniego wybrzeża.

Patricia Nolan wyjaśniła, że istnieje kilka wersji systemu operacyjnego Uniksa. Polecenia ze wschodniego wybrzeża mogły oznaczać, że zabójca pochodził znad Atlantyku. Bishop skinął głową i telefonicznie przekazał tę informację do centrali. Potem zajrzał do notatnika i powiedział:

– Jest jeszcze jedna rzecz, którą musimy dodać do profilu sprawcy.

– Co takiego? – spytał Anderson.

– Według wydziału kryminalistyki zabójca musiał doznać jakiegoś wypadku. Nie ma opuszków u większości palców. Ma wprawdzie dość linii papilarnych, żeby zostawić odciski, ale na samych czubkach są blizny. Technik z wydziału przypuszcza, że być może stracił skórę w pożarze.

Gillette pokręcił głową.

– To odciski.

Policjanci spojrzeli na niego. Gillette wyciągnął ręce. Opuszki palców były płaskie i zakończone pożółkłą, stwardniałą skórą.

– Manikiur hakera – wyjaśnił. – Jak się wali w klawisze po dwanaście godzin dziennie, dostaje się właśnie czegoś takiego.

Shelton zapisał to na białej tablicy.

Gillette powiedział:

– Chciałbym teraz wejść do sieci i zajrzeć do grup dyskusyjnych i czatów hakerów. To, co zabójca wyczynia, na pewno wywoła spory zamęt w podziemiu i…

– Nie pracujesz online – przerwał mu Anderson. – Co?

– Nie – powtórzył nieugięcie policjant.

– Ale muszę.

– Nie. Takie są zasady. Tylko off-line.

– Zaraz, zaraz – odezwał się Shelton. – Przecież był w Sieci. Widziałem.

Anderson odwrócił się do niego gwałtownie. – Był?

– Tak, w tym pokoju z tyłu – w laboratorium. Zajrzałem do niego, jak sprawdzał komputer ofiary. – Rzucił okiem na Andersona. – Myślałem, że się zgodziłeś.

– Nie. Zalogowałeś się? – zapytał Anderson Gillette’a.

– Nie – odparł stanowczo Gillette. – Musiał widzieć, jak pisałem kludge i pomyślał, że jestem w Sieci.

– Na to mi wyglądało – rzekł Shelton.

– Myli się pan.

Shelton uśmiechnął się kwaśno, wyglądając na nieprzekonanego.

Anderson mógł sprawdzić pliki rejestrowe komputera CCU, żeby się upewnić. Uznał jednak, że to nie ma znaczenia. Zadanie Gillette’a i tak dobiegło końca. Podniósł słuchawkę telefonu i zadzwonił do centrali.

– Trzeba przewieźć więźnia do zakładu karnego San Jose. Gillette spojrzał na niego skonsternowany.

– Nie – powiedział. – Nie możecie mnie odesłać z powrotem. – Dopilnuję, żebyś dostał laptop, tak jak ci obiecaliśmy.

– Nie, nie rozumie pan. Teraz nie mogę tego przerwać. Musimy się dowiedzieć, co ten gość zrobił, żeby się dostać do jej maszyny.

– Mówiłeś, że niczego nie znalazłeś – burknął Shelton.

– W tym właśnie problem. Gdybym coś znalazł, wszystko byłoby jasne. Ale nie umiem znaleźć. Właśnie to jest najstraszniejsze w tym, co zrobił. Muszę szukać dalej.

– Jeśli znajdziemy komputer zabójcy – rzekł Anderson – albo następnej ofiary i jeśli będziemy potrzebować twojej pomocy, przyjedziemy po ciebie.

– Ale czaty, grupy dyskusyjne, strony hakerów… tam mogą być setki wskazówek. Ludzie na pewno rozmawiają o takim programie.

Anderson dostrzegł w twarzy Gillette’a rozpacz nałogowca, tak jak przewidywał naczelnik.

Cyberglina nałożył płaszcz i powiedział stanowczym tonem: – Dalej już sobie poradzimy, Wyatt. Jeszcze raz dziękuję.

Rozdział 00001000/ósmy

Jamie Turner z rozpaczą zdał sobie sprawę, że się nie uda. Dochodziło południe, a on siedział samotnie w zimnej i ciemnej sali komputerowej, wciąż ubrany w wilgotny strój sportowy (mecz piłki nożnej we mgle wcale nie kształtuje charakteru, Booty; robi z ciebie tylko cholerną przemoczoną szmatę). Nie miał jednak ochoty tracić czasu na prysznic ani przebieranie. Kiedy był na boisku, wciąż myślał tylko o tym, czy komputer w college’u, do którego się dostał, złamał kod do bramy wyjściowej.

Teraz, wpatrując się przez zamglone okulary w monitor, doszedł do wniosku, że Cray prawdopodobnie nie zdąży podać mu rozszyfrowanego hasła. Złamanie kodu musiałoby pewnie potrwać jeszcze ze dwa dni.

Jamie myślał o bracie, o koncercie Santany, o przepustkach za kulisy – teraz nieosiągalnych – i zachciało mu się płakać. Zaczął wstukiwać polecenia, by sprawdzić, czy uda się zalogować do innego szkolnego komputera – szybszego, który był na wydziale fizyki. Ale natknął się na kolejkę użytkowników, którzy też chcieli z niego skorzystać. Jamie opadł na krzesło i ze złości, nie z głodu, pochłonął opakowanie czekoladek M &M.

Nagle ogarnął go przejmujący chłód. Jamie rozejrzał się szybko po mrocznej, cuchnącej stęchlizną sali. Zadygotał ze strachu.

Znowu ten przeklęty duch…Może powinien po prostu o wszystkim zapomnieć. Robiło mu się niedobrze z lęku i zimna. Powinien stąd spadać jak najszybciej, spotkać się z Dave’em albo Totterem, albo chłopakami z klubu francuskiego. Położył palce na klawiszach, żeby zatrzymać „Crackera” i uruchomić program czyszczący, który usunie wszystkie ślady jego obecności w uczelnianym komputerze.

Wtedy coś się stało.

Na ekranie nagle pojawił się katalog główny komputera college’a. Bardzo dziwna rzecz! Potem komputer, zupełnie bez udziału Jamiego, połączył się z innym komputerem poza szkołą. Maszyny wymieniły sygnały potwierdzenia i po chwili „Cracker” Jamiego Turnera i plik z hasłem Booty’ego zostały przekazane do innego komputera.