Выбрать главу

– Nie – odezwała się Patricia Nolan. – Obawiam się, że bardzo łatwo w to uwierzyć. Zdaniem wydziału badań behawioralnych FBI w Quantico hakerzy kryminaliści to nałogowi przestępcy ciągle poszukujący nowych wrażeń. Podobnie jak powodowani żądzą seryjni mordercy. Tak jak powiedział Wyatt, traktują dostęp jak Boga. Facet spędził w Świecie Maszyn tyle czasu, że prawdopodobnie przestał dostrzegać różnicę między cyfrową postacią i istotą ludzką. – Zerknąwszy na białą tablicę, Nolan ciągnęła: – Powiedziałabym nawet, że maszyny stały się dla niego ważniejsze od ludzi. Śmierć człowieka to pestka; zniszczenie twardego dysku to dopiero tragedia.

Bernstein kiwał głową.

– To ważna informacja. Weźmiemy ją pod uwagę. – Skinął na Gillette’a. – Ale mimo to musisz wrócić do więzienia.

– Nie! – krzyknął haker.

– Posłuchaj, ściągając więźnia federalnego na podstawie nakazu wystawionego na fałszywe nazwisko, naraziliśmy się już na grube kłopoty. Andy chętnie wziął na siebie ryzyko. Ja nie mam na to ochoty. Koniec i kropka.

Dał znak umundurowanym policjantom, którzy wyprowadzili hakera z zagrody dinozaura. Gillette miał wrażenie, że tym razem chwycili go mocniej – jak gdyby wyczuli jego rozpacz i przemożną chęć ucieczki. Nolan westchnęła i kręcąc głową, posłała Gillette’owi smutny uśmiech na pożegnanie.

Detektyw Susan Wilkins podjęła przerwany monolog, lecz jej głos cichł, w miarę jak Gillette oddalał się od głównego biura. Wyszli na zewnątrz, gdzie wciąż siąpił deszcz. Jeden z policjantów powiedział:

– Przykro nam, stary. – Gillette nie wiedział, czy dotyczyło to sprzeciwu Bernsteina wobec jego prośby, czy braku parasola.

Popychając go lekko, policjant pomógł mu wsiąść do radiowozu, a potem zatrzasnął tylne drzwi.

Gillette zamknął oczy i oparł głowę o szybę. Słyszał głuchy odgłos kropli deszczu bębniących w dach.

Przepełniała go gorycz porażki.

Boże, jak był blisko…

Pomyślał o miesiącach spędzonych w więzieniu. O swoich szczegółowych planach. Wszystko na marne. Wszystko… Drzwi samochodu się otworzyły.

Gillette ujrzał przykucniętego Franka Bishopa. Po twarzy ściekała mu woda, połyskiwała na bokobrodach i plamiła koszulę, za to jego lakierowane włosy okazały się zupełnie niewrażliwe na deszcz.

– Mam do pana pytanie. Do pana?

– O co chodzi? – spytał Gillette.

– O ten cały MUD. To nie bzdura?

– Nie. Morderca gra we własną odmianę gry – w rzeczywistości. – Ktoś w to jeszcze gra? Pytam o Internet.

– Wątpię. Prawdziwi MUD-owcy poczuli się obrażeni, sabotowali grę i spamowali uczestników, dopóki jej nie przerwali.

Detektyw spojrzał przez ramię na rdzewiejący automat z napojami stojący przed wejściem do budynku CCU, po czym spytał:

– Ten gość tam, Stephen Miller – to średniak, nie? Po chwili zastanowienia Gillette powiedział:

– Jest z dawnej epoki.

– Z czego?

Określenie odnosiło się do lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – epoki rewolucyjnych zmian w historii komputerów, zakończonej mniej więcej z chwilą pojawienia się na rynku PDP-10, komputera firmy Digital Equipment Corporation, który na zawsze odmienił oblicze Świata Maszyn. Gillette nie wyjaśnił jednak tego Bishopowi. Powiedział po prostu:

– Pewnie kiedyś był dobry, ale najlepsze czasy ma już za sobą. A w Dolinie Krzemowej znaczy to, że rzeczywiście, można go zaliczyć do średniaków.

– Rozumiem. – Bishop wyprostował się, spoglądając na sznur samochodów przemykający pobliską autostradą. Po chwili zwrócił się do policjantów: – Proszę zaprowadzić tego człowieka z powrotem do budynku.

Spojrzeli po sobie, a gdy Bishop potwierdził swoje słowa zdecydowanym skinieniem głowy, wyciągnęli Gillette’a z radiowozu.

Wracając do biura, Gillette usłyszał monotonne brzęczenie głosu Susan Wilkins, która wciąż mówiła:

– …współpracę z działem bezpieczeństwa w Mobile America i Pac Bell, jeśli zajdzie taka potrzeba, ustaliłam też kanały łączności z oddziałami antyterrorystycznymi. Moim zdaniem nasza sprawność wzrośnie o dziesięć procent, jeśli będziemy mieli łatwiejszy dostęp do środków działania, więc przeniesiemy wydział przestępstw komputerowych do centrali w San Jose. Domyślam się, że doskwiera wam brak obsługi administracyjnej – mówię o waszej sekretarce – w centrali będzie można temu zaradzić…

Zamilkła na widok Gillette’a, który zastanawiał się, co Bishop kombinuje.

Detektyw podszedł do Boba Sheltona, z którym szeptał przez chwilę. Na koniec rozmowy Bishop zapytał:

– Zgadzasz się ze mną?

Zwalisty policjant przyjrzał się Gillette’owi z pogardą, po czym niechętnie przytaknął, mamrocząc coś pod nosem.

Wilkins znów zaczęła mówić, tymczasem Bernstein zmarszczył brwi i podszedł do Bishopa, który rzekł:

– Chciałbym poprowadzić tę sprawę, panie kapitanie, i chcę, żeby pracował z nami Gillette.

– Przecież chciałeś sprawę MARIN.

– Owszem, chciałem. Ale zmieniłem zdanie.

– Wiem, co mówiłeś wcześniej, Frank. Ale śmierć Andy’ego to nie twoja wina. Powinien znać własne możliwości. Nikt go nie zmuszał, żeby sam zatrzymywał tego człowieka.

– Nie obchodzi mnie, czy to moja wina, czy nie. Nie o to chodzi. Chodzi o przymknięcie niebezpiecznego bandyty, zanim znowu ktoś zginie.

Kapitan Bernstein zrozumiał i zerknął na detektyw Wilkins.

– Susan prowadziła już sprawy poważnych zabójstw. Jest niezła.

– Wiem, panie kapitanie. Pracowaliśmy już razem. Ale Susan to żywy podręcznik. Nigdy nie działała w okopach tak jak ja. To ja powinienem poprowadzić sprawę. Problem jednak w tym, że tu gra toczy się w zupełnie innej lidze niż nasza. Potrzebujemy kogoś naprawdę bystrego. – Sztywna fryzura kiwnęła w stronę Gillette’a. – Wydaje mi się, że ten jest równie dobry jak morderca.

– Zapewne – mruknął Bernstein. – Ale to nie moje zmartwienie.

– Wezmę na siebie cały ogień, panie kapitanie. Jeśli coś pójdzie nie tak, tylko ja będę odpowiadał. Nikomu innemu za to włos z głowy nie spadnie.

Podeszła do nich Patricia Nolan i powiedziała:

– Kapitanie, żeby powstrzymać tego człowieka, nie wystarczy zdjąć odciski palców i przesłuchać świadków.

Shelton westchnął.

– Witaj, pieprzone nowe milenium.

Bernstein niechętnie skinął głową.

– Dobra, masz tę sprawę – powiedział do Bishopa. – Dostaniesz pełne wsparcie operacyjne i kryminalistyczne. Wybierz sobie kogoś do pomocy z wydziału zabójstw w San Jose.

– Huerta Ramireza i Tima Morgana – odrzekł bez wahania Bishop. – Będę panu wdzięczny, kapitanie, jeżeli przyjadą jak najszybciej. Chcę zrobić odprawę.

Kapitan zadzwonił do centrali, żeby wezwać detektywów. Po chwili odłożył słuchawkę. – Już jadą.

Następnie Bernstein zakomunikował złą nowinę Susan Wilkins, która zaraz wyszła, bardziej zdumiona niż zła z powodu nieoczekiwanego odebrania jej nowej sprawy.

– Chcesz przenieść operację do centrali? – zapytał Bishopa Bernstein.

– Nie, panie kapitanie, zostaniemy tutaj – odparł detektyw, wskazując rząd monitorów. – Mam wrażenie, że większość pracy wykonamy na tym.

– Cóż, powodzenia, Frank.

– Możecie mu zdjąć kajdanki – powiedział Bishop do policjantów, którzy mieli zabrać Gillette’a z powrotem do San Ho.

Jeden z nich rozkuł hakera, po czym wskazał bransoletkę na jego nodze.