Выбрать главу

Haker wstał i dał krok do tyłu, unosząc ręce.

Nie było dokąd uciec.

Zaraz… co tu się działo?

W drzwiach stanął z ponurą miną Frank Bishop, mając po bokach dwóch wysokich mężczyzn w garniturach. A więc to nie był Shawn. W dłoni mężczyzny błysnęła legitymacja.

– Jestem Arthur Backle z wydziału dochodzeniowego Departamentu Obrony. – Wskazał swoich dwóch towarzyszy. – A to agenci Luis Martinez i Jim Cable.

– Jesteście z dochodzeniówki? Co się tu dzieje? – warknął Shelton.

– Mamy połączenie z maszyną Phate’a – powiedział do Bishopa Gillette. – Ale zostało nam tylko kilka minut. Muszę tam natychmiast wejść!

Bishop zaczął coś mówić, ale w tym momencie Backle rzucił jednemu ze swoich partnerów:

– Skuć go.

Mężczyzna zbliżył się do hakera i zatrzasnął na jego przegubach kajdanki. – Nie!

– Przedstawił mi się pan jako Pittman – powiedział Mott. Backle wzruszył ramionami.

– Konspiracja. Miałem powody podejrzewać, że nie zechce pan współpracować, jeżeli się ujawnię.

– Jasne, kurwa, że nie zechcielibyśmy współpracować – odezwał się Bob Shelton.

– Przyszliśmy odstawić cię z powrotem do zakładu karnego w San Jose – zwrócił się do Gillette’a Backle.

– Nie możecie tego zrobić!

– Rozmawiałem z Pentagonem, Wyatt – rzekł Bishop. – Mają do tego prawo. To już koniec. – Pokręcił głową.

– Przecież dyrektor wydziału wydał zgodę na to zwolnienie – powiedział Mott.

– Dave Chambers już się nie liczy – wyjaśnił detektyw o wąskiej twarzy. – Obowiązki szefa dochodzeniówki pełni Peter Kenyon. Uchylił rozkaz zwolnienia.

Gillette przypomniał sobie, że Kenyon to ten, który nadzorował pracę nad programem szyfrującym Standard 12. Człowiek, który mógłby przeżyć największy wstyd – jeżeli w ogóle nie zostałby zwolniony – gdyby wyszło na jaw, że szyfr został złamany.

– Co się stało z Chambersem?

– Wykroczenia finansowe – poinformował ich teatralnym głosem Backle. – Transakcje przy wykorzystaniu poufnych informacji, spółki rejestrowane za granicą. Nie wiem dokładnie i nic mnie to nie obchodzi. – Backle zwrócił się do Gillette’a: – Dostaliśmy rozkaz sprawdzenia wszystkich plików, do których miałeś dostęp, żeby poszukać dowodów związanych z nielegalnym uzyskaniem przez ciebie dostępu do programu szyfrującego Departamentu Obrony.

– Frank, mamy teraz Phate’a online! – zawołał do Bishopa Mott z rozpaczą w głosie. Bishop spojrzał na ekran.

– Proszę! – powiedział do Backle’a. – Mamy okazję dowiedzieć się, gdzie jest podejrzany. Tylko Wyatt może nam pomóc.

– Mam mu pozwolić pracować online? Wykluczone.

– Musicie mieć nakaz, żeby w ogóle… – zaczął wściekle Shelton.

Jeden z partnerów Backle’a pokazał im dokument z niebieskim rewersem. Bishop przebiegł go wzrokiem i z kwaśną miną skinął głową.

– Mogą go zabrać i skonfiskować wszystkie dyskietki i komputery, z których korzystał.

Rozejrzawszy się, Backle dostrzegł puste pomieszczenie i kazał agentom zamknąć tam Gillette’a, dopóki nie przeszukają plików.

– Nie pozwól im na to, Frank! – zawołał Gillette. – Właśnie miałem przejąć root w jego maszynie. Jego prawdziwej maszynie, nie gorącej. Mógłbym tam znaleźć adresy, prawdziwe nazwisko Shawna. Może nawet adres przyszłej ofiary!

– Zamknij się, Gillette – warknął Backle.

– Nie! – zaprotestował haker, szamocząc się w uchwycie agentów, którzy bez trudu wlekli go w stronę pokoju. – Zabierzcie ode mnie łapy! Mamy…

Wepchnęli go do środka i zamknęli drzwi.

– Potrafisz wejść do maszyny Phate’a? – zapytał Bishop Stephena Millera.

Pękaty policjant spojrzał z niepokojem na ekran monitora.

– Nie wiem. Może. Tylko że… wystarczy wcisnąć nie ten klawisz i Phate od razu się dowie, że u niego jesteśmy.

Bishop cierpiał męki. Pierwszy prawdziwy przełom w sprawie, który mógł zostać zaprzepaszczony przez jakieś bezsensowne wewnętrzne tarcia i biurokrację rządową. Mieli jedyną i niepowtarzalną okazję, by zajrzeć do wnętrza elektronicznego umysłu mordercy.

– Gdzie są pliki używane przez Gillette’a? – zapytał Backle. – I dyskietki?

Nikt się nie kwapił z odpowiedzią. Cały zespół mierzył agenta wrogim spojrzeniem. Backle wzruszył ramionami i rzekł wesoło:

– Wobec tego skonfiskujemy wszystko. Dla nas bez różnicy. Będziecie mogli zobaczyć swój sprzęt za pół roku, jeśli dopisze wam szczęście.

Bishop dał znak Lindzie Sanchez.

– Tamten terminal – mruknęła, wskazując.

Backle i dwaj agenci zaczęli oglądać trzyipółcalowe dyskietki, jak gdyby potrafili przeniknąć wzrokiem obudowy z kolorowego plastiku i gołym okiem zidentyfikować dane w środku.

Miller nadal niespokojnie patrzył w ekran, a Bishop zwrócił się do Patricii Nolan i Motta:

– Czy któreś z was umie obsługiwać program Wyatta? – Wiem, jak działa, teoretycznie – odparła Nolan. – Ale nigdy nie włamywałam się do cudzego systemu za pomocą Backdoora-G. Próbowałam tylko szukać wirusów i zaszczepić programy.

– Ja też – powiedział Mott. – Poza tym program Wyatta to hybryda, którą sam napisał. Pewnie ma jakieś nietypowe wiersze poleceń.

Bishop podjął decyzję. Wybrał cywila, mówiąc do Patricii Nolan: – Postaraj się.

Usiadła przed komputerem. Otarła dłonie o grubą spódnicę i odgarnęła włosy z twarzy, patrząc w ekran i starając się zrozumieć polecenia w menu, które dla Bishopa były tak niezrozumiałe, jakby napisano je po rosyjsku.

Zadzwonił telefon komórkowy detektywa.

– Tak? – Bishop słuchał przez chwilę. – Tak jest. Kto, agent Backle?Agent uniósł głowę.

– Jest tu… – ciągnął Bishop. – Ale… nie, to nie jest bezpieczna linia. Tak, zadzwoni z telefonu stacjonarnego z biura. Tak jest, przekażę mu natychmiast. – Detektyw zanotował szybko numer i odłożył słuchawkę. Spojrzał na Backle’a spod uniesionych brwi. – Dzwonili z Sacramento. Ma pan zatelefonować do sekretarza obrony. Do Pentagonu. Z bezpiecznej linii. To jego prywatny numer.

Jeden z partnerów Backle’a posłał swojemu szefowi niepewne spojrzenie.

– Sekretarz Metzger? – szepnął. Respekt w jego głosie wskazywał, że telefon tego rodzaju był wydarzeniem bez precedensu.

Backle wolno podniósł słuchawkę telefonu, który podsunął mu Bishop.

– Może pan skorzystać z tego – powiedział detektyw. Po chwili wahania agent wystukał numer. Potem wyprężył się na baczność.

– Mówi agent Backle z wydziału dochodzeniowego, panie sekretarzu. Tak jest, dzwonię z bezpiecznej linii. – Backle energicznie kiwał głową. – Tak jest… z polecenia Petera Kenyona. Policja stanowa Kalifornii ukrywała to przed nami. Zwolniono go na podstawie nakazu wystawionego na fikcyjne nazwisko… tak jest. Skoro życzy pan sobie. Rozumie pan jednak, co zrobił Gillette. Przecież… – Znów kiwał głową. – Przepraszam. Nie ma mowy o niesubordynacji. Zajmę się tym, panie sekretarzu.

Odłożył słuchawkę i powiedział do swoich partnerów:

– Ktoś ma cholernie wysoko postawionych przyjaciół. – Pokazał na tablicę. – Jedna z ofiar tego waszego Hollowaya, facet z Wirginii, był spokrewniony z jakimś ważnym współpracownikiem Białego Domu. Gillette ma zostać na wolności, dopóki nie złapiecie mordercy. – Syknął ze wstrętem. – Pieprzeni politycy. Jesteście wolni. A wy wracajcie do biura – rzucił do swoich partnerów. A do Bishopa powiedział: – Na razie może u was zostać. Ale będę tu siedział, aż zamkniecie sprawę.