Nolan wykorzystała Andy’ego Andersona, Bishopa i resztę CCU, tak samo jak prawdopodobnie wykorzystała policję w Portland i północnej Wirginii, gdzie Phate i Shawn dokonali wcześniejszych ataków.
Tak samo jak wykorzystała samego Gillette’a.
– Mówił ci coś o kodzie źródłowym? – spytała go. – Gdzie go jeszcze ukrył?
– Nie.
Phate nie miał żadnych powodów, aby ujawniać mu takie informacje i Patricia Nolan, przyjrzawszy się badawczo Gillette’owi, uznała, że może mu uwierzyć. Potem podniosła się wolno i popatrzyła na Phate’a w taki sposób, że Gillette’a zmroziło. Jak programista, który doskonale wie, jak program ma działać od początku do końca, bez żadnych odchyleń i błędów, w jednej chwili zrozumiał, co Nolan musi teraz zrobić.
– Nie – powiedział błagalnym tonem. – Muszę.
– Wcale nie. Przecież on już się nigdy nikomu nie pokaże. Resztę życia spędzi w więzieniu.
– Myślisz, że więzienie jest w stanie utrzymać kogoś takiego jak on offrine? Ty nie dałeś się upilnować.- Nie możesz tego zrobić!
– Trapdoor jest zbyt niebezpieczny – wyjaśniła. – A on ma kod w głowie. I pewnie kilkanaście równie niebezpiecznych innych programów.
– Nie – szepnął zrozpaczony Gillette. – Nigdy nie było takiego hakera jak on. I może nigdy nie będzie. Potrafi pisać kody, których większość nas nie umie sobie nawet wyobrazić.
Patricia podeszła do Phate’a. – Nie rób tego! – krzyknął Gillette.
Z torby na laptop wydobyła niewielkie skórzane pudełko, a z niego strzykawkę z igłą, którą napełniła przezroczystą cieczą z buteleczki. Bez wahania pochyliła się i wbiła igłę w szyję Phate’a. Nie bronił się i przez moment Gillette miał wrażenie, że doskonale wie, co się dzieje i z radością przyjmuje śmierć. Phate popatrzył na Gillette’a, potem skupił wzrok na drewnianej skrzynce apple’a stojącej na stoliku obok. Pierwsze komputery Apple’a były prawdziwie hakerskimi maszynami – kupowało się tylko bebechy, a obudowę trzeba było zrobić samemu. Ciągle patrząc na komputer, Phate zaczął coś mówić. Znów spojrzał na Gillette’a.
– Rze… – Jego głos przeszedł w szept.
Gillette pokręcił głową.
Phate zakaszlał i spróbował jeszcze raz drżącym głosem: – Rzetelnym bądź sam względem siebie… – Potem głowa opadła mu na pierś i przestał oddychać.
Gillette nie mógł opanować smutku i poczucia straty. Oczywiście Jon Patrick Holloway zasłużył na śmierć. Był zły i potrafił odebrać życie istocie ludzkiej z równą łatwością, z jaką wyjmował cyfrowe serce fikcyjnej postaci z gry MUD. Jednak była w nim jeszcze jedna osoba: ktoś, kto pisał kod elegancki jak symfonia; kiedy uderzał w klawisze, rozlegał się cichy śmiech hakerów i rozkwitała potęga nieokiełznanego umysłu, który – gdyby wiele lat temu skierowano go w trochę inną stronę – mógłby uczynić z Jona Hollowaya czarodzieja komputerowego znanego na całym świecie.
Był też kimś, z kim Gillette dokonał naprawdę totalnych giga-haków. Bez względu na to, dokąd skieruje cię życie, nigdy nie zerwiesz więzi, jaka tworzy się między współtowarzyszami wypraw do Błękitnej Pustki.
Patricia Nolan wstała i spojrzała na Gillette’a.
Już nie żyję, pomyślał.
Z westchnieniem nabrała do strzykawki jeszcze trochę przezroczystego płynu. Cóż, przynajmniej to morderstwo wywoła w niej wyrzuty sumienia.
– Nie – szepnął. Rozpaczliwie potrząsnął głową. – Nic nikomu nie powiem.
Próbował się od niej odsunąć, ale po porcji ładunków elektrycznych jeszcze nie odzyskał panowania nad mięśniami. Patricia przykucnęła obok niego, opuściła mu kołnierz i zaczęła masować szyję w poszukiwaniu tętnicy.
Gillette spojrzał w stronę sąsiedniego pomieszczenia, gdzie leżał wciąż nieprzytomny Bishop. Zrozumiał, że detektyw będzie następną ofiarą.
Nolan pochyliła się z wyciągniętą igłą.
– Nie – wyszeptał Gillette. Zamknął oczy, myśląc o Ellie. – Nie, nie rób tego!
Nagle jakiś mężczyzna zawołał: – Hej, wstrzymaj się z tym!
Nolan momentalnie upuściła strzykawkę, wyszarpnęła z torby pistolet i strzeliła do Tony’ego Motta, który stał w drzwiach.
– Jezu! – krzyknął młody glina, kuląc się. – Co ty wyrabiasz, do cholery? – Padł na podłogę.
Nolan ponownie uniosła broń, lecz zanim zdążyła strzelić, powietrzem wstrząsnęło kilka głośnych eksplozji i Patricia poleciała do tyłu. Mott strzelał do niej ze swojego szpanerskiego srebrnego automatu.
Żadna z kul nie trafiła do celu i po chwili Nolan z powrotem poderwała się na nogi, strzelając ze znacznie niniejszego pistoletu.
Mott ubrany w spodenki kolarskie, koszulkę Nike i z okularami słonecznymi Oakley dyndającymi na szyi, wczołgał się dalej w głąb magazynu. Znowu strzelił, spychając Nolan do defensywy. Ona odpowiedziała ogniem, ale również chybiła.
– Co się tu dzieje, do cholery? Co ona wyprawia?
– Zabiła Hollowaya. Ja miałem być następny.
Nolan strzeliła jeszcze raz, a potem ostrożnie ruszyła w stronę wyjścia z magazynu.
Mott złapał Gillette’a za nogawkę i odciągnął z linii ognia, po czym opróżnił cały magazynek. Mimo zamiłowania do akcji bojowych w prawdziwej strzelaninie glina wydawał się tracić głowę. Poza tym kiepsko strzelał. Kiedy przeładowywał, Nolan zniknęła za jakimiś kartonami.- Dostałeś? – Motcie trzęsły się ręce i brakowało mu tchu. – Nie, poczęstowała mnie jakimś paralizatorem czy coś. Nie mogę się ruszyć.
– Co z Frankiem?
– Nie strzelała do niego. Ale musi się nim zająć lekarz. Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy?
– Frank dzwonił i chciał, żebym sprawdził tę firmę. Gillette przypomniał sobie, że Frank dzwonił z pokoju hotelowego.
Szukając wzrokiem Nolan, młody glina ciągnął: – Ten kutas Backle wiedział, że wyjechaliście razem z Frankiem. Założył nam podsłuch telefoniczny. Usłyszał adres i wezwał swoich ludzi, żeby was stąd zdjęli. Przyjechałem was ostrzec.
– Jak się przedostałeś przez korki?
– Mam rower, pamiętasz? – Mott podczołgał się do Bishopa, który zaczął się poruszać. Nagle po przeciwległej stronie zagrody dinozaura podniosła się Nolan, kilka razy strzeliła w ich stronę i wymknęła się na zewnątrz.
Mott z ociąganiem ruszył za nią.
– Uważaj – zawołał za nim Gillette. – Przez te korki nie ucieknie daleko. Zaczai się na ciebie…
Zamilkł jednak, słysząc zbliżający się charakterystyczny odgłos. Pomyślał, że podobnie jak hakerzy ludzie profesji Patricii Nolan muszą być ekspertami improwizacji; paraliż komunikacyjny całego okręgu nie mógł przeszkodzić w jej planach. Ten hałas to był ryk helikoptera, niewątpliwie tego samego, który widział wcześniej i który ją tu przywiózł. Maszyna udawała helikopter prasowy.
W ciągu niecałych trzydziestu sekund śmigłowiec zabrał ją na pokład i odleciał. Dudnienie wirników wkrótce ucichło i w popołudniowym powietrzu rozbrzmiewała już tylko zagadkowo harmoniczna orkiestra silników aut i klaksonów.
Rozdział 00101010/czterdziwsty drugi
Gillette i Bishop znaleźli się z powrotem w biurze wydziału przestępstw komputerowych.
Detektywa wypuszczono z izby przyjęć. Jedynym śladem po jego cierpieniach było lekkie wstrząśnienie mózgu, potworny ból głowy i osiem szwów – jeśli nie liczyć świeżej koszuli, która zastąpiła tamtą zakrwawioną. (Była trochę lepiej dopasowana od swojej poprzedniczki, ale też miała tendencję do wystawania ze spodni).