Выбрать главу

— Ciągle jestem tą samą Mają — powiedziała z naciskiem i szczękając zębami do Michela. Otuliła się ręcznikiem i wytarła, przyjemność kontaktu mokrej skóry z aksamitnym materiałem. Ubrała się, krzycząc w chłodnym wietrze. Twarz Michela była uosobieniem szczęścia, ubóstwienia, maską radości, obrazem starego Dionizosa, śmiejącego się głośno z sukcesu, który odniósł jego plan, z ekstazy przyjaciółki i towarzyszki życia.

— Co widziałaś?

— Kafeterię, park, kanał… A ty?

— Płaskowzgórze Hunta, studio taneczne, Bulwar Tota, Górę Stołową…

W kabinie czekał kubełek z szampanem w lodzie. Michel otworzył go, korek wystrzelił w powietrze i lekko wylądował na wodzie, po czym odpłynął, unosząc się na błękitnych falach.

Maja nie chciała powiedzieć więcej o swoich doznaniach. Nie opowiedziała o nurkowaniu. Inni mówili, a gdy nadeszła jej kolej, ludzie na statku patrzyli na nią jak sępy pragnące pochłonąć jej przeżycia. Maja wypiła szampana i usiadła na górnym pokładzie, obserwując w milczeniu szerokie, spadziste fale. Posłała Michelowi spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że wszystko w porządku, że dobrze zrobił, nakłaniając ją do podwodnej wyprawy. Milczała. Niech tamci karmią się własnymi doświadczeniami, sępy.

Statek wrócił do portu DuMartheraya, na który składał się basen dla jachtów i łodzi w kształcie małego półksiężyca pod fragmentem podnóża Krateru DuMartheraya. Zbocze podnóża aż do stożka pokryte było budynkami i porosłe zielenią.

Wysiedli ze statku i poszli przez miasto w górę. Zjedli kolację w restauracji na stożku, obserwując migotliwe światło słońca zachodzącego ponad wodami Zatoki Izydy. Wieczorny wiatr gwizdał od lądu, ze skarpy, dzięki czemu utrzymywały się wysokie fale, a z ich czubków pryskała woda, tworząc białe pióropusze przecinane krótkimi łukami tęczy. Maja siedziała obok Michela i trzymała rękę na jego udzie lub ramieniu.

— Zadziwiający jest ten widok — zauważył ktoś. — W dole ciągle połyskuje rząd kolumn solnych.

— I szeregi okien w płaskowzgórzach! Dostrzegliście tamto wybite? Chciałem wpłynąć do środka i się rozejrzeć, ale stchórzyłem.

Maja z grymasem na twarzy skoncentrowała się na tym, co działo się wokół niej. Ludzie po drugiej stronie stołu omawiali z Michelem swój plan powołania nowego instytutu związanego z działalnością pierwszej setki i innych kolonistów z początkowego okresu — miało to być coś w rodzaju muzeum, przechowalni ustnych opowieści oraz grupa komitetów zajmujących się ochroną przed zniszczeniem najwcześniejszych budynków; z planem wiązał się także program pomocy najstarszym z wczesnych osadników. Naturalnie tych bardzo poważnych młodych ludzi (a młodzi ludzie potrafią naprawdę poważnie podchodzić do rzeczy) szczególnie interesowała pomoc ze strony Michela oraz odszukanie i zwerbowanie wszystkich pozostałych przy życiu przedstawicieli pierwszej setki, których było — jak twierdzili — dwudziestu trzech. Michel zachowywał się oczywiście w sposób idealnie uprzejmy i wydawał się rzeczywiście zainteresowany ich planem.

Maja natomiast od razu znienawidziła ową koncepcję. Zgodziła się na pomysł nurkowania w szczątkach własnej przeszłości — miała wrażenie, że wdycha sole trzeźwiące, odrażające, lecz równocześnie orzeźwiające. Potrafiła to zaakceptować, to było do przyjęcia, a nawet zdrowe. Ale koncentrować się na przeszłości, skupiać się na niej… O nie, to oburzające. Najchętniej poprzerzucałaby wszystkich żarliwych młodych ludzi przez balustradę. Tymczasem Michel zgadzał się pomóc w inauguracji projektu i porozmawiać ze wszystkimi członkami pierwszej setki. Maja wstała, podeszła do barierki i przechyliła się. Poniżej, na ciemniejącej wodzie, z wierzchołka każdej fali nadal rozkwitały jasne pióropusze pyłu wodnego.

Obok Mai stanęła nieznajoma młoda kobieta i również przechyliła się przez balustradę.

— Mam na imię Vendana — powiedziała, patrząc na fale. — Jestem tegoroczną lokalną przedstawicielką polityczną partii „zielonych”.

Miała piękny profil, regularny i ostry, klasycznie hinduski; oliwkowa cera, czarne brwi, długi nos, małe usta, inteligentne, bystre brązowe oczy. Dziwne, jak wiele można odczytać z samej twarzy — Maja często czuła, że od pierwszego wejrzenia wie o danej osobie wszystko, co istotne. Była to użyteczna umiejętność, biorąc pod uwagę, jak wiele zdań wypowiadanych obecnie przez młodych tubylców koń fundowało ją. Potrzebowała tego pierwszego wrażenia.

„Zielonych” uważała za archaiczne ugrupowanie w sensie politycznym, ponieważ jej zdaniem Mars był teraz całkowicie zielony, a także błękitny.

— Czego chcesz?

— Jackie Boone i grupa kandydatów „Uwolnić Marsa” z tego regionu — odparła Vendana — podróżują po okolicy, prowadząc kampanię przed najbliższymi wyborami. Jeśli Jackie ponownie zostanie wybrana na przewodniczącą partii i członka rady wykonawczej, będzie kontynuowała pracę nad planem całkowitego zakazu nowej imigracji z Ziemi. To jest jej projekt i twardo przy nim obstaje. Twierdzi, że Ziemianie powinni się osiedlać w innych miejscach Układu Słonecznego. Jackie ma bardzo duże poparcie w pewnych kręgach, ale Ziemianom to stanowisko oczywiście się nie podoba. Sądzimy, że jeśli „Uwolnić Marsa” uda się przepchnąć program izolacjonizmu, Ziemia zareaguje bardzo ostro. Już niemal sobie nie radzą ze swoimi problemami i boją się stracić naszą pomoc. Poza tym, uznają taką decyzję za złamanie traktatu, który negocjowaliście. Fakt ów może się nawet okazać powodem do wojny.

Maja pokiwała głową. Przez ostatnie lata czuła, jak rośnie napięcie między Ziemią i Marsem, mimo iż Michel ją wyśmiewał. Wiedziała, że może dojść do konfliktu.

— Jackie ma poparcie wielu osób, a „Uwolnić Marsa” od lat posiada ogromną większość w globalnym rządzie, ma też swoich ludzi w sądach ekologicznych, które z pewnością poprą Jackie w sprawie zakazu imigracji. My, „zieloni”, chcemy utrzymać kierunek polityczny zgodny z traktatem albo nawet nieco zwiększyć normy imigracyjne, aby maksymalnie dopomóc Ziemi. Niestety, Jackie nie zamierza ustąpić. Prawdę mówiąc, nie mamy pojęcia, jak ją powstrzymać, pomyślałam więc, że spytam o to ciebie.

Maja była zaskoczona.

— Jak powstrzymać Jackie?

— Tak. Mówiąc wprost, chciałam cię prosić o pomoc. Sądziłam, że chętnie się tym zajmiesz osobiście.

Vendana odwróciła głowę i spojrzała na Maję z chytrym uśmieszkiem.

Było coś nieuchwytnie znajomego w tym ironicznym uśmiechu, który pojawił się na twarzy kobiety. Mimo iż był zaczepny, bardziej podobał się Mai niż rozszerzone entuzjazmem oczy młodych historyków dręczących Michela. Zresztą, im dłużej zastanawiała się nad propozycją, tym bardziej ją pociągała — podniecał ją pomysł zaangażowania się w aktualną politykę. Trywialność obecnej sceny politycznej zwykle ją odrzucała, teraz jednak przyszło jej do głowy, że z bliska polityka zapewne zawsze wygląda banalnie i niemądrze i można ją właściwie ocenić dopiero po latach, dopiero z niezmiennej perspektywy historycznej nabiera ona szacownego wyglądu. Kwestia, o której mówiła młoda Marsjanka, rzeczywiście wyglądała poważnie, a sama Maja mogłaby dzięki niej znowu się znaleźć w centrum wydarzeń. I oczywiście (choć nie pomyślała o tym świadomie) wszystko, co przeszkodzi Jackie, sprawi jej, Mai Tojtownej, ogromne zadowolenie.

— Opowiedz mi więcej o tej sprawie — poprosiła, odsuwając się w róg balkonu, aby znaleźć się poza zasięgiem słuchu grupy otaczającej Michela. Wysoka, poważna dziewczyna podążyła za Mają.

Michel od dawna pragnął odbyć wycieczkę nad Wielki Kanał, a ostatnio zaczął namawiać Maję, by opuścili Sabishii i przeprowadzili się z powrotem do Odessy. Twierdził, że będzie to remedium na różne psychiczne problemy Mai; mogli nawet wynająć mieszkanie w tym samym kompleksie Praxis, w którym mieszkali przed drugą rewolucją. Odessa była chyba jedynym miastem, które — poza Underhill (ale nawet nie chciała go odwiedzić) — Maja nazywała kiedyś domem, Michel natomiast czuł, że powrót do domu może jej pomóc, stąd propozycja przeprowadzki. Maja wstępnie zgodziła się, ponieważ miejsca, w których przebywała, nie miały już dla niej znaczenia, a równocześnie pragnienie Michela związane z podróżą przez Wielki Kanał wydało jej się czymś bardzo pięknym. Ją samą ostatnio nic nie obchodziło, nie była też niczego pewna, miała niewiele własnych opinii i prawie żadnych preferencji. Trochę się tym wszystkim martwiła.