Antar gniewał się na Jackie, ponieważ żenował go jej ostentacyjny romans z Athosem. Mikka wściekał się jeszcze bardziej niż Antar. Teraz, na widok Petera, Jackie początkowo się zmieszała, potem zdenerwowała również na Athosa, odsunęła go od siebie i całą uwagę poświęciła Peterowi. Była pewna swych uczuć do Athosa, ale ciągnęło ją do Petera, który jak zwykle okazywał jej obojętność. On był jak żelazo, ona jak magnes. Maja pomyślała: To przygnębiające, że tak łatwo ich podejść i przewidzieć ich postępowanie. Owa umiejętność bardzo jej się jednak przydała: kampania „Uwolnić Marsa” powoli traciła rozmach. Antar nie miał już takiej śmiałości jak przedtem i nie odważał się zasugerować qahirskim Mahjarytom, aby zapomnieli o Arabii. Mikka oraz „Nasz Mars” coraz ostrzej krytykowali różne nie związane z imigracją wypowiedzi członków „Uwolnić Marsa”, przeciągając niektórych członków rady wykonawczej na swoją stronę. Tak — Peter osłabiał zainteresowanie Jackie polityką, przez niego zaczynała działać niekonsekwentnie i nieskutecznie. Sytuacja rozwijała się dokładnie po myśli Mai. Wystarczyło jedynie skłonić mężczyzn, by zaatakowali Jackie lub się od niej odsunęli. Niestety, Maja wcale nie doświadczała poczucia triumfu.
Wypłynęli z końcowej śluzy do lejkowatego wcięcia w morze Hellas — Zatoki Malachitowej, której płytką, poruszaną wiatrem wodę rozjaśniały promienie słońca. Później łódź łagodnie przedostała się na ciemniejsze morze, gdzie wiele barek i mniejszych statków skręcało na północ, kierując się ku Piekielnym Wrotom, największemu dalekomorskiemu portowi wschodniego wybrzeża Hellas. Łódź Mai podążyła za nimi. Po pewnym czasie na horyzoncie pojawił się wspaniały most nad Dao Vallis, potem zabudowane domami ściany przy wejściu do kanionu, wreszcie maszty, długie nabrzeża, portowe pochylnie okrętowe.
Maja i Michel zeszli na brzeg i ruszyli w górę brukowanymi, schodkowymi ulicami do starych kwater sypialnych Praxis pod mostem. W następnym tygodniu miały się odbyć jesienne dożynki, w których Michel chciał uczestniczyć; później zamierzali popłynąć na wyspę Minus Jeden i do Odessy. Gdy się zameldowali w pensjonacie i zostawili torby, Maja poszła na spacer ulicami Piekielnych Wrót. Cieszyła się, że nie jest już uwięziona w kanałowej łodzi i rozkoszowała się samotnością. Słońce zachodziło i kończył się dzień, rozpoczęty jeszcze na Wielkim Kanale. Podróż dobiegła końca.
Rosjanka po raz ostatni odwiedziła Piekielne Wrota w roku 2121 podczas swej pierwszej wycieczki po basenowym torze magnetycznym. Pracowała wówczas dla „Głębokich Wód” i podróżowała z… Ach, tak, z Dianą! Tak brzmiało jej imię! Była wnuczką Esther i bratanicą Jackie. Ta duża, wesoła dziewczyna okazała się wtedy dla Mai łączniczką z młodymi tubylcami nie tylko dzięki kontaktom w nowych koloniach otaczających basen, ale także przez siebie samą, przez swoje nastawienie i poglądy — Ziemia nic dla niej nie oznaczała, była jedynie słowem; Diana świetnie rozumiała przedstawicieli swego pokolenia, a oni podzielali jej zainteresowania i byli pochłonięci tymi samymi sprawami. Podczas tamtego okresu Maja po raz pierwszy zaczęła czuć, że pasuje bardziej do przeszłości niż do chwili obecnej, że powoli traci kontakt z teraźniejszością. Tylko dzięki niezwykle wytężonemu wysiłkowi nadal potrafiła angażować się w aktualne sprawy i mieć wpływ na rzeczywistość. Była więc osobą wpływową, ponieważ bardzo się starała. Tamte czasy mogła nazwać jednym z wielkich okresów swego życia, chociaż być może ostatnim takim okresem. Późniejszy etap, trwający aż do dnia dzisiejszego, przyrównywała już tylko do strumienia w południowych górach, który płynie przez rozpadliny i pagórki, aby potem zatonąć w jakimś bezdennym dole.
Przed sześćdziesięciu laty Maja stała właśnie w tym miejscu, na dnie gardzieli kanionu Dao, pod torem magnetycznym, który biegł po wielkim moście łączącym urwiska — słynnym moście Piekielnych Wrót. Zwrócone ku morzu miasto opadało rozświetlonymi słońcem stromymi zboczami po obu stronach rzeki. W tamtych czasach niemal wszędzie wokół leżał piasek — poza widocznym na horyzoncie pasem lodu. Miasto było mniejsze i bardziej prymitywne, kamienne stopnie schodkowych ulic — krzywe i pokryte pyłem. Teraz wypucowały je stopy wspinających się, a pył został zmyty przez lata deszczów; wszystko lśniło czystością, pokryte ciemną patyną. Miasto zmieniło się w piękny śródziemnomorski port na stoku, umiejscowiony w cieniu mostu, dzięki czemu wyglądało jak miniatura z pieczątki albo pocztówki z Portugalii. Prawdziwie piękne w jesiennym wczesnowieczornym słońcu: na zachodzie ocieniony, krzykliwy świat w kolorze sepii, moment uwięziony w bursztynie. Maja pamiętała — była tu z ową energiczną młodą Amazonką właśnie wtedy, gdy powstawał cały nowy, tubylczy Mars. Pomogła w jego powstaniu, stanowiła jego część.
Wspomnienia rozmyły się wraz z zachodzącym słońcem. Wróciła do budynku Praxis, który ciągle znajdował się pod mostem; ostatni fragment prowadzącej do niego klatki schodowej był urwiście rozciągnięty i wyglądał jak drabina. Gdy wspinała się, napierając udami, nagle doświadczyła druzgoczącego uczucia deja vu. Była pewna, że już jej się to przydarzyło, że już kiedyś wspinała się na te schody, wspominając jeszcze wcześniejszą wizytę; przypomniała też sobie dokładnie, że miała wówczas wrażenie, iż jest fragmentem otaczającego ją świata.
Nic dziwnego, należała wszakże do pierwszych badaczy basenu Hellas, w latach, które nastąpiły tuż po Underhill. Później o tym wszystkim zapomniała. A przecież pomagała założyć Lowpoint, a potem jeździła po okolicy, badając basen przed innymi badaczami, nawet przed Ann. Dlatego właśnie później, gdy pracowała dla „Głębokich Wód” i oglądała nowe kolonie tubylcze, wydawało jej się, że już tu kiedyś była.
— Mój Boże! — krzyknęła przerażona.
Warstwa na warstwie, życie po życiu — wszak żyli tak długo! Takie życie dziwnie przypominało reinkarnację albo wieczny powrót.
Maja dostrzegła w tym doznaniu maleńkie ziarnko nadziei. Wtedy po raz pierwszy na własnej skórze poczuła, co oznacza przemijanie, i rozpoczęła nowe życie. Tak było — przeprowadziła się do Odessy, przyczyniła się do wybuchu rewolucji i do jej pomyślnego zakończenia. Wiele się wówczas zastanawiała nad powodami, dla których ludzie popierają zmiany. Jak je przeprowadzać spokojnie, bez zawziętego odwetu, który następował po zwycięstwie każdej rewolucji, niszcząc to, co było w niej piękne. Tym razem rewolucjonistom chyba rzeczywiście udało się uniknąć owego przykrego etapu.
Przynajmniej jak dotąd. Być może tak należało spojrzeć na te wybory: nieuchronny odwet. Może Maja nie odniosła wcale tak wielkiego sukcesu, jak jej się wcześniej zdawało, może tylko poniosła mniej widoczną klęskę niż Arkady, John czy Frank. Kto to mógł wiedzieć? Teraz trudno było wyjaśnić, co się naprawdę zdarzyło w tamtym momencie historii. Musi upłynąć jeszcze trochę czasu, a poza tym trzeba by znać cały kontekst… Wszędzie wokół działo się tak wiele: spółdzielnie, republiki, feudalne monarchie… Z pewnością gdzieś w terenie, na przykład w jakichś samotnych karawanach, działali lokalni despoci… Cóż, każdy ustrój, jak i kiedykolwiek istniał, mógł mieć swój współczesny odpowiednik gdzieś na Marsie. Na przykład żądające wody młode, tubylcze kolonie, które nie chciały egzystować w sieci i pod kontrolą ZT ONZ… Nie, nie, z pewnością nie ten przypadek. Chodziło o coś innego…
Stojąc przed wejściem do budynku Praxis, Maja nie mogła sobie tego przypomnieć. Chyba mają jutro rano wsiąść wraz z Dianą w pociąg i pojechać torem magnetycznym na południe wokół południowo-wschodniego obwodu Hellas. Obejrzą Zea Dorsa i stok magmowy, a w nim tunel, który zamierzają wykorzystać jako akwedukt. Nie, nie. Jestem tutaj, ponieważ…