Выбрать главу

— Leć! Leć! — krzyczała chrapliwie Maja.

Późnym popołudniem powoli kończyły się zawody lekkoatletyczne na płycie i sportowcy usunęli się z torów, a wówczas na stadion wbiegł jeden człowiek, wywołując natychmiastowy aplauz i szaleńcze wiwaty. Nirgal! Maja niemal już zachrypła. Jej krzyk był nierówny, prawie bolesny.

Biegi przełajowe rozpoczęły się już rano tego dnia przy południowym krańcu Minus Jeden. Uczestnicy biegli boso i nago. Przebiegli już ponad sto kilometrów po bardzo pofałdowanych torfowiskach w centrum wyspy, po diabelskiej sieci parowów, pagórków, pingowych otworów, alasów, skarp i skalnych pochyłości. Teren nigdzie nie był szczególnie głęboki ani wysoki, sportowcy mieli więc sporo różnych tras do wyboru, a konkurencję można by nazwać zarówno biegiem na orientację, jak i przełajowym. Niemniej jednak, droga była dość trudna, zatem osiągnięcie Nirgala, który zdołał ją przebyć do godziny szesnastej, uznano za fenomenalne. Ludzie twierdzili, że następny uczestnik biegu nie przybędzie przed zachodem słońca. Nirgal obiegł boisko. Był zakurzony i wyglądał na wyczerpanego albo jak człowiek, który wyszedł cało z katastrofy. Założył spodnie, schylił głowę po wieniec laurowy i przyjął setki uścisków.

Maja była ostatnią z gratulujących i Marsjanin roześmiał się szczęśliwy, że ją widzi. Skórę miał białą od obeschłego potu, usta spierzchnięte i popękane, włosy w kolorze pyłu, oczy nabiegłe krwią. Jego ciało było twarde i żylaste, niemal wychudłe. Łyknął wody z butelki, potem całkowicie ją osuszył, odmówił drugiej.

— Dzięki, nie jestem odwodniony, wokół Jiri Ki znalazłem zbiornik.

— Którą drogę wybrałeś? — ktoś spytał.

— Nawet nie pytajcie! — odrzekł ze śmiechem, jak gdyby historia biegu była zbyt paskudna, aby ją opowiadać. Później Maja dowiedziała się, że nikt nie obserwował ani nie opisywał tras biegaczy, stanowiły one coś w rodzaju sekretu. Biegi przełajowe cieszyły się sporą popularnością w niektórych grupach, a Nirgal był prawdziwym mistrzem (Maja wiedziała o tym), szczególnie na dłuższe dystanse. Przebiegał swoją drogę tak szybko, jak gdyby korzystał z teleportera. Najwyraźniej właśnie ukończony wyścig okazał się dla niego łatwy i krótki, toteż Nirgala rozpierała radość.

Teraz podszedł do ławki i usiadł.

— Pozwólcie mi trochę odsapnąć — powiedział i z roztargnioną, zadowoloną miną oglądał ostatnie biegi. Maja przysiadła obok. Nie mogła się na niego napatrzeć. Od dłuższego czasu mieszkał w terenie wśród „dzikich” i pracował dla ich spółdzielni, która zajmowała się uprawą roli i zbieractwem… Rosjanka ledwie potrafiła sobie wyobrazić taki styl życia i od niedawna zaczęła zapominać o Nirgalu; myślała o nim jak o wygnańcu, skazanym na pobyt w odległej osadzie, w piekle, gdzie żył jak szczur albo roślina. Teraz jednak miała go przed sobą — wyczerpanego, lecz zachęcającego do szybszego biegu finiszujących czterystumetrowców — właściwie tego samego, żywego i wesołego przyjaciela, jakiego pamiętała z wycieczki do Piekielnych Wrót, odbywanej tak dawno temu. Ów okres był dla niego równie wspaniały, jak dla niej. Teraz wydawało jej się, że Nirgal z pewnością nie myśli o przeszłości w taki sposób jak ona. Maja czuła się więźniem swojej przeszłości, natomiast jego zaprzątało teraz coś zupełnie innego niż historia — odsunął ją na bok, jak niepotrzebną książkę; po prostu był, siedział w słońcu, śmiał się, pokonawszy właśnie przed chwilą całą grupę dzikich młodych stworzeń w ich grze. Dokonał tego jedynie dzięki własnej inteligencji, miłości do Marsa, swojej technice lung-gom-pa i mocnym nogom. Od dziecka znakomicie biegał. Maja pamiętała — jak gdyby to było wczoraj — gdy z Jackie pędzili po plaży za Peterem; tamta dwójka biegała szybciej, ale Nirgal potrafił czasem bez konkretnego powodu, dla samej przyjemności biegać przez cały dzień, wielokrotnie okrążając małe jezioro.

— Och, Nirgalu.

Pochyliła się i pocałowała jego pokryte pyłem włosy, a wtedy poczuła, jak mężczyzna przytula się do niej. Roześmiała się i popatrzyła wokół, na pięknych gigantów otaczających boisko — ciała sportowców wydawały się różowe w zachodzącym słońcu — i poczuła, że znowu wstępuje w nią życie. Dzięki Nirgalowi.

Tej nocy, gdy skończyła się uroczystość i ochłodziło powietrze, Maja wzięła Nirgala na bok i opowiedziała mu o wszystkich swoich lękach związanych z ostatnim konfliktem między Ziemią i Marsem. Michel odszedł i rozmawiał z ludźmi, a Sax siedział na ławce naprzeciwko nich, słuchając w milczeniu.

— Jackie i kierownictwo „Uwolnić Marsa” namawiają do oporu, to się jednak na nic nie zda. Ziemian nie powstrzymamy. Mówię ci, coś takiego może doprowadzić do wojny, naprawdę.

Nirgal popatrzył na nią. Nadal traktował Maję poważnie, niech Bóg błogosławi jego piękną duszę, a ona otaczała go ramieniem niczym własnego syna i ściskała mocno, bardzo mocno.

— Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić? — spytał.

— Trzeba utrzymać otwarty status Marsa. Musimy o to walczyć i być tego częścią. Ciebie potrzebujemy bardziej niż kogokolwiek innego. Przecież właśnie ciebie najbardziej słuchali podczas naszej wizyty na Ziemi. Właściwie, dzięki tej wizycie, jesteś dla Ziemian najważniejszym Marsjaninem w historii. Ciągle piszą o tobie książki i artykuły. Wiedziałeś o tym? W Ameryce Północnej i Australii działa bardzo silny ruch „dzikich”, w innych miejscach także powstają małe grupy. Ludzie z Wyspy Żółwiej prawie całkowicie zreformowali po swojemu amerykański zachód, są tam teraz dziesiątki spółdzielni „dzikich”. Wszyscy słuchają ciebie. Tak samo jest tutaj. Robię, co mogę… Przez cały rejs po Wielkim Kanale walczyliśmy z Jackie w kampanii wyborczej. Próbowałam jej nieco pokrzyżować szyki. Sądzę, że trochę mi się udało, tyle że cała sprawa żyje już własnym życiem. Popierają Iriszka. Nie dziwi mnie, że „czerwoni” przeciwstawiają się imigracji, zdaje im się chyba, że uchronią swoje drogocenne skały. W ten sposób „Uwolnić Marsa” i „czerwoni” po raz pierwszy znajdą się w jednym obozie. Będzie nam bardzo trudno ich pokonać. A gdyby ich poróżnić…

Nirgal pokiwał głową. Podzielał jej punkt widzenia. Miała ochotę go uściskać. Chwyciła go za ramiona, przechyliła się i pocałowała w policzek, chowając twarz w zagłębienie przy jego szyi.

— Kocham cię, Nirgalu.

— I ja ciebie kocham — odparł z beztroskim uśmiechem, choć trochę zaskoczony. — Ale wiesz, nie wciągaj mnie w kampanię polityczną. Nie, posłuchaj… Zgadzam się, że to ważne, że Mars powinien pozostać światem otwartym i że trzeba pomóc Ziemi rozwiązać problem fali populacyjnej. Zawsze tak uważałem, to samo mówiłem podczas naszego pobytu na Ziemi. Nie dam się jednak wciągnąć w działalność polityczną. Nie mogę. Będę współpracował w taki sposób, jak wcześniej, rozumiesz? Mogę działać w terenie, spotykać się z ludźmi. Porozmawiać z nimi. Wygłaszać odczyty na spotkaniach… Zrobię w tej sprawie, co będę mógł.

Maja skinęła głową.

— Byłoby wspaniale, Nirgalu. Potrzebujemy kogoś takiego.