Выбрать главу

Któregoś ranka włączyła monitor, przejrzała wiadomości i dowiedziała się, że w Huo Hsing Vallis odkryto wielką, założoną nielegalnie chińską osadę (jak gdyby nazwa usprawiedliwiała wtargnięcie). Zaskoczeni przedstawiciele globalnej policji kazali kolonistom opuścić osadę, tamci jednak zdecydowanie przeciwstawili się poleceniu. Chiński rząd ostrzegł Marsa, że wszelki atak na kolonię zostanie odczytany jako napaść na obywateli tego kraju i spotka się z odpowiednim odzewem.

— Co takiego!? — krzyknęła Maja. — No nie!

Zadzwoniła do Mangali i skontaktowała się z wszystkimi osobami, które znała; obecnie niewielu jej znajomych pełniło ważne funkcje. Spytała, co wiedzą i dlaczego osadników nie odprowadzono pod eskortą do windy i nie wysłano do domu.

— Ich postępowanie jest niemożliwe do przyjęcia! Musicie to powstrzymać!

Niestety, od pewnego czasu zdarzały się tego typu „najazdy”, choć nieco mniej rażące. Maja dowiadywała się o nich ze sporadycznych relacji w wiadomościach. Imigranci lądowali w tanich pojazdach ładowniczych, omijając windę i władze w Sheffield. Rakietowo-spadochronowe ładowniki — jak za dawnych czasów… Niewiele można było zrobić w tej sytuacji, nie prowokując międzyplanetarnego konfliktu. Nieoficjalnie kilka osób bardzo ciężko pracowało nad rozwiązaniem tej kwestii. ONZ popierała Chiny, co dodatkowo utrudniało sytuację. Następował postęp, bardzo powolny, lecz pewny. Mai powiedziano, aby się nie martwiła.

Wyłączyła ekran. Kiedyś wydawało jej się, że jeśli dostatecznie mocno się postara, zmieni cały świat. Teraz wiedziała, że jest to iluzja, teraz wiedziała lepiej!

Chociaż trudno było jej się przyznać do własnej niemocy.

— Ten fakt wystarczy, aby człowiek stał się „czerwonym” — powiedziała do Michela, wychodząc do pracy. — Wystarczająco, aby się pchać do Mangali — ostrzegła go.

Na szczęście, w ciągu tygodnia kryzys minął. Osiągnięto porozumienie — kolonia została, a w zamian za to Chińczycy obiecali przysłać na Marsa w następnym roku odpowiednio mniejszą liczbę legalnych imigrantów. Rozwiązanie niewielu zadowalało, lecz trzeba się było z tym pogodzić. Mimo nowych problemów, życie toczyło się dalej.

Pewnego późnowiosennego popołudnia Maja wracała z pracy do domu i jej uwagę przyciągnął rząd krzewów różanych na tyłach gzymsu. Podeszła, by się przyjrzeć dokładniej. Za krzakami znajdowała się aleja Harmakhisa, ludzie chodzili po niej, mijając kafeterie, większość się spieszyła. Na krzewach wyrosło wiele młodych listków, których brąz stanowił mieszaninę zieleni i czerwieni. Młode róże miały barwę klarownej ciemnej czerwieni, ich lśniące, aksamitne płatki świeciły w popołudniowym świetle. „Lincoln” — głosił napis. Gatunek róży. A także największy Amerykanin wszech czasów, człowiek, który wydawał się Mai połączeniem Johna i Franka. Jeden z „Grupy” napisał o tym przywódcy wspaniałą sztukę, mroczną i „kłopotliwą” — bohater zostaje bezsensownie zamordowany; prawdziwy wyciskacz łez. Marsjanie potrzebowali teraz nowego Lincolna. Czerwień róż pięknie się jarzyła. Nagle Maja musiała odwrócić wzrok, ponieważ na chwilę poczuła się oślepiona, jak gdyby spojrzała w słońce.

Następnie dostrzegła wiele rzeczy naraz.

Kształty, kolory… Była ich bardzo świadoma, ale nie wiedziała, czym są i kim jest ona sama… Oniemiała, usiłowała się rozpoznać…

Nagle natarło na nią mnóstwo wspomnień jednocześnie. Róża, Odessa, przypomniała sobie wszystko i miała wrażenie, że nigdy tego nie zapomniała. Zatoczyła się i próbowała skupić myśli, aby odzyskać równowagę.

— Ach, nie — szepnęła. — Mój Boże.

Przełknęła ślinę. Miała suche gardło, bardzo suche. Fizjologiczny objaw. Trwał krótko. Syknęła, zdławiła krzyk. Stała na żwirowej ścieżce, przed nią widniała brązowa zieleń żywopłotu, którą dostrzegała poprzez wściekłą czerwień. Pomyślała, że musi sobie zapamiętać ten kolorystyczny efekt do przygotowywanej następnej jakobińskiej sztuki.

Zawsze wiedziała, że do tego dojdzie. Zawsze. Nawyk to taki kłamca; Maja wiedziała. Wewnątrz niej tykała bomba, w dawnych czasach z częstotliwością około trzech miliardów tyknięć, teraz dziesięciu; a może więcej albo mniej. Tyknięcia ciągle jednak trwały. Słyszała, że kiedyś ktoś o mało nie kupił zegara, który zwalniał przez pewną ustaloną liczbę godzin, przypuszczalnie taką, jaka pozostałaby, gdyby człowiek miał żyć pięćset lat albo tyle, ile sobie wybierze. Wybierz milion i odpręż się. Wybierz coś i skup się bardziej na aktualnej chwili. Albo zatop się w swoich przyzwyczajeniach i nigdy nie myśl o życiu — tak postępowali wszyscy, których Maja znała.

Działając w ten sposób, byłaby idealnie szczęśliwa. Żyła już tak przedtem i właściwie znowu mogłaby tak żyć. Tyle że obecnie coś się zdarzyło i znalazła się w jakiejś szczelinie, w pustym czasie, pomiędzy kolejnymi zestawami nawyków; czekała na jakąś zmianę… Nie, nie! A dlaczego nie? Nie chciała takich okresów, były zbyt trudne… Podczas nich pojawiało się poczucie upływającego czasu, uczucie, którego niemal nie potrafiła znieść. Myśl, że wszystko zdarza się po raz ostatni. Nienawidziła tego doznania, naprawdę go nienawidziła. Tym razem wcale nie zmieniła swoich przyzwyczajeń! Nic się nie zmieniło; to, co nowe, pojawiło się samo. Może minęło zbyt wiele czasu od ostatniej zmiany, a może teraz, kiedy wybrała, coś się zacznie zdarzać przypadkowo albo często…

Maja poszła do domu (myśląc: Wiem, gdzie jest mój dom) i próbowała opowiedzieć Michelowi, co jej się przydarzyło. Opisywała, łkała, znowu opisywała, wreszcie zrezygnowała.

— Tylko raz robimy w życiu daną rzecz! Rozumiesz?

Michel bardzo się zaniepokoił, chociaż starał się tego nie okazywać. Maja jednak, niezależnie od własnego, świetnie potrafiła rozpoznać nastrój Monsieura Duvala. Michel powiedział, że jej małejomais vu to prawdopodobnie nieznaczny atak epilepsji albo maleńki wstrząs, jednak nie był pewien i nawet testy nie pomogły mu postawić diagnozy. Literatura na temat jamais vu była kiepska. Uważano, że jest to pewne odchylenie deja vu, a dokładnie mówiąc, przeciwieństwo tego ostatniego.

— Jest chyba czymś w rodzaju tymczasowej interferencji we wzorcach fal mózgowych. Przy przejściu od fal alfa do fal delta następuje niewielkie załamanie. Jeśli zgodzisz się nosić mały przyrząd kontrolny, dowiemy się więcej następnym razem, gdy to się zdarzy, jeśli się zdarzy. Twój przypadek przypomina sen na jawie, podczas którego niedostępna jest pewna część percepcji.