Выбрать главу

Kłamca spokojnie wstał z fotela i z czułością wytarł ręcznikiem świeżo ogoloną twarz z resztek mydła.

- Masz tu jakieś zaplecze? - zapytał Luigiego. Przerażony fryzjer pokiwał głową, wskazując na wąski korytarzyk prowadzący w głąb budynku.

- Więc idź i poszukaj sznurka. Jefferson, przydaj się na coś, weź tego nieprzytomnego, a ja zajmę się jego kolegą. Przyjdzie nam troszeczkę ze sobą pogadać.

* * *

- Skąd wiedziałeś, że to demony? - zapytał zielonowłosy anioł, patrząc w zdumieniu na związanych na zapleczu mężczyzn. - Znaczy skąd wiedziałeś tak szybko? Całkiem nieźle się zamaskowali.

Loki rozgryzł trzymaną w ustach wykałaczkę, wypluł ją i włożył następną.

- Ten pierwszy - wskazał głową - źle dobrał sobie pacjenta. Ładna skóra, ale nie ten rozmiar. A potem to już poszło. Czerwone oczy, krew na twarzach, włosy zaczesane tak, by ukryć miejsce, gdzie nacięli skórę. Z tego, co zauważyłem, piekielne demony zawsze zaczynają od głowy.

Jefferson pokręcił głową.

- Od głowy to zawsze zaczynają tylko demony od Belzebuba. Ci od Azazela wchodzą przez kręgosłup, a Asmodeuszowscy…

- To są demony Belzebuba? - przerwał mu Kłamca.

- Teraz już nie - odparł anioł. - Odkąd go pokonałeś, działają jako wolni strzelcy, ale…

Ręka Lokiego poruszyła się błyskawicznie i huknął strzał. Jefferson zerknął w stronę więźniów. Z głowy jednego z nich zostały tylko strzępy. Wyglądała jak dojrzały melon trafiony kamieniem.

- Jak pewnie wiesz, mam z nimi dawne porachunki - stwierdził Kłamca, chowając pistolet. - Poza tym jeden spokojnie nam wystarczy, prawda?

Nie czekając na odpowiedź, podszedł do drugiego z więźniów i chwycił go za brodę.

- A teraz, złotko, bardzo cię proszę, za żadne skarby nie mów nam, dla kogo pracujesz. Uznaj, że w ogóle nas to nie obchodzi, a torturujemy cię dla czystej satysfakcji. Spraw mi tę przyjemność, śmieciu.

Do pomieszczenia wpadł Luigi, ale widząc, co się stało, pobladł i pospiesznie się wycofał. Jefferson wyglądał, jakby najchętniej zrobił to samo. Mimo to trwał dzielnie na posterunku. Czuł, że jeśli mają się czegokolwiek dowiedzieć, powinien jak najszybciej znaleźć swoją rolę w tym bałaganie.

- Przecież go nie zabijemy - powiedział, łapiąc Kłamcę za ramię. - Nic złego nie zrobił. Nie jego wina, że urodził się demonem.

Loki posłał aniołowi gniewne spojrzenie.

- Znasz przecież historię mojego spotkania z demonami Belzebuba. Gdy się ostatnio widzieliśmy, on i jego kumple omal mnie nie zatłukli.

- Wykonywali tylko rozkazy, Loki - Jefferson nie dawał za wygraną. - Powinieneś wiedzieć, co to znaczy. Wtedy był żołnierzem. Ale teraz nie jest i na dodatek może nam pomóc. Na Trony i Zwierzchności, bądźże profesjonalistą!

Oczy Lokiego zwęziły się do rozmiaru maleńkich szparek.

- Coś ty powiedział? - wycedził. - Że niby kim mam być?

Odskoczył o krok, dobywając obu pistoletów. Przyłożył lufy do głowy więźnia.

- Ja ci pokażę profesjonalizm! - krzyknął. - Mam w imię Niebios likwidować demony?! Więc proszę, kurwa, bardzo!

- Bocor&Wanga! - wrzasnął na całe gardło przerażony demon. - Pracuję dla Bocor&Wan…

Wystrzał z obu luf sprawił, że urwał w pół zdania. Loki popatrzył zdumiony najpierw na pistolety, potem na Jeffersona.

- Skurcz w palcach - powiedział z niewinnym uśmiechem. - Daję słowo, te cholerne paluchy same się zgięły.

* * *

Jenny położyła się w miarę wcześnie, ale pomimo najszczerszych chęci nie potrafiła zasnąć. Rozmowa, jaką odbyła z Michałem tego popołudnia, była niczym ziarno, które właśnie zaczynało kiełkować.

Dlaczego archaniołowi tak bardzo zależało, by skłócić ją z Lokim? Owszem, wiedziała, że Michał mu nie ufa, no i nie bez racji nazywa Kłamcą, ale przecież sam go kiedyś zatrudnił i jakoś do tej pory nie miał powodów do narzekania. Więc może chodziło o coś innego? Że niby Loki nie nadawał się do stałego związku? Z tego, co powiedział Gabriel, Sygin poświęciła życie, by go ocalić. Z całą pewnością nie zrobiła tego bez powodu.

O co więc chodzi - myślała Jenny - i dlaczego mam wrażenie, że ma to coś wspólnego z tymi przeklętymi piórami?

Michał zapewnił, że kiedyś jej wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi, ale dlaczego nie zrobił tego dzisiaj?

Za oknem usłyszała stłumiony odgłos karetki jadącej na sygnale. Jenny wzdrygnęła się i odruchowo zerknęła na zegarek. Było wpół do pierwszej. Jeżeli miała rano dobrze funkcjonować, była to najwyższa pora, by w końcu zasnęła.

Gdziekolwiek jesteś, Loki - pomyślała, przytulając do siebie leżącego na poduszce obok misia Kłamczucha - życzę ci dobrej nocy… I miłych snów.

W blasku księżyca uśmiech pluszaka wydawał się być szerszy.

* * *

- Gorąco, panie - wyjęczał kolejny raz Björg zwany Bezlitosnym. Teraz jednak bardziej pasowałby do niego przydomek „Żałosny”. W niczym nie przypominał walecznego i okrutnego wikinga, którego imieniem mamki straszyły dzieci, a kupcy zbyt beztroskich dziedziców

Włosy kleiły mu się do głowy, a brodę pełną miał kropel potu jak poranna trawa rosy.

- Kończy się woda - dodał, również nie po raz pierwszy. - A ludzie zaczynają się burzyć. Mówili, że obiecałeś im łupy.

Stojący na dziobie drakkaru młody człowiek o długich blond włosach i pięknej, jakby kobiecej twarzy poprawił spinkę płaszcza i pokiwał głową.

- Obiecałem - potwierdził - i dotrzymam słowa. Ale dałem je, jeśli nie myli mnie pamięć, wojownikom, a nie starym babom. Skończcie więc z tym skamlaniem. I każ im wiosłować szybciej.

Nie czekając na odpowiedź, odwrócił głowę od barczystego wikinga i ponownie skupił się na linii brzegowej. W końcu po to wyruszył w tę podróż, by badać, zwiedzać i poznać świat na pamięć. Cały.

Patrzył jak urzeczony na srebrzystoszare skały, znad których wyłaniała się dżungla. Była potężna, dużo większa niż jakikolwiek las, jaki dotąd widział. Odkąd na brzegu dostrzegli pierwsze drzewa, płynęli już kilka dni, a mimo to wcale nie zamierzała się kończyć. Wręcz przeciwnie, gęstniała, z każdą chwilą coraz bardziej wypierając skały.

Młodzieniec podziwiał tak jej rozmiar, jak i drapieżność. Niektóre spośród gałęzi czy konarów wyglądały, jakby chciały wedrzeć się do oceanu. „Kto wie - pomyślał - może kiedyś im się uda”. Świat pełen jest dziwów, a porośnięty drzewami ocean wcale nie wydawał się największym z nich.

Drakkar minął kolejny półwysep… I wtedy też młodzieniec dostrzegł wioskę.

Chciał zawołać, ale nie zdążył, bo ubiegł go stojący wciąż obok Björg.

- Łupy! - ryknął na całe gardło, a z jego twarzy w jednej chwili wyparowało zmęczenie i znużenie. Odwrócił się do swego wodza, chyląc głowę w pokłonie. - Wybacz, o wielki Loki, że zwątpiliśmy w ciebie.

Młodzieniec uśmiechnął się pod nosem.

- Bierzcie, co wasze - przyzwolił.

Łodzią zatrzęsło, gdy zaryła o dno, ale nikt z załogi nie przejął się tym szczególnie. Uzbrojeni w topory i drewniane tarcze potężni wojownicy jęli wskakiwać do mieniącej się na turkusowo wody. A potem z dzikim rykiem popędzili w stronę brzegu. Do wioski… po łupy.

Loki odczekał, aż wszyscy znikną już pomiędzy uplecionymi z dziwnego drzewa chatami, po czym odpiął płaszcz, miecz i sam wskoczył do wody. Uznał, że broń na nic mu się nie przyda, bo jeśli w wiosce jest ktoś, kto da radę bandzie żądnych krwi wikingów, to on sam nie będzie się mieszał w walkę z nim. Od honorowej śmierci zdecydowanie bardziej wolał życie. Jakiekolwiek.