Wzruszyła ramionami i poszła do łazienki.
Gdy wróciła po jakiejś półgodzinie, miś nadal był na łóżku, ale już w zupełnie innej pozie, za to z kuchni dobiegały jakieś odgłosy.
- Loki? - zapytała, w myślach formując już słowa modlitwy do Michała.
- Nie, to ja - dobiegł ją z kuchni głos archanioła. - Nie musisz się modlić… znaczy pochwalam, bo modlitwa w każdej chwili zbliża duszę do Pana… ale w tej chwili…
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, zaraz jednak poczuła, że ogarnia ją złość. Szybkim krokiem podeszła do drzwi kuchni.
- Możesz mi właściwie powiedzieć, co ty tu, do cholery, robisz?! - zapytała ze złością.
Archanioł, który dość nietypowo wyglądał przepasany jej fartuszkiem, zdobył się jedynie na wzruszenie ramion.
- Pomyślałem, że dzisiaj też możesz potrzebować pomocy. Poza tym chciałbym ci opowiedzieć o piórach.
Gniew opuścił Jenny w jednej chwili. Odgarnęła z twarzy kosmyk mokrych włosów.
- Poczekaj chwilkę, tylko się ubiorę.
* * *
- Bardzo mi przykro, ale pana prezesa nie ma - uprzejmym głosem powiedziała sekretarka. Miała okrągłą twarz, duże czarne oczy i zbyt wydatne usta, nawet jak na Murzynkę. Mimo to, gdy się uśmiechała, wyglądała całkiem ładnie.
- Rozumiem… i raczej nie będę czekał - odparł Loki. Ostentacyjnie rozejrzał się po sekretariacie, udając zachwyt, w głębi serca czuł jednak niepokój.
Pomieszczenie urządzone było na wzór wnętrza afrykańskiej chaty, z całym mnóstwem ozdób i posążków. Biurko wykonane z kamienia wyglądało zupełnie jak ołtarz ofiarny, a wyryte na nim obrazy przedstawiające sceny z polowań zdawały się potwierdzać to skojarzenie. Ponadto trochę zdjęć z sawanny, kilka pustynnych widoczków i plakat UNICEF-u. Nawet temu ostatniemu, gdy oprawiono go w ramkę z bambusów, udało się zgrabnie wkomponować w całość.
Czy to możliwe, żeby to wszystko było zbiegiem okoliczności? - pomyślał Loki. Najpierw ten sen o Afryce, którego nie śnił już od wielu lat, a który był wspomnieniem jedynej chwili, gdy tak naprawdę się bał, a teraz… To nie mogło być dziełem przypadku.
- W czymś jeszcze mogę panu pomóc? - zapytała sekretarka.
Kłamca zamrugał jakby nagle przebudzony, po czym w jednej chwili uśmiechnął się szeroko i podszedł do biurka.
- Może pani - szepnął pochylony nad blatem. - Na przykład dając mi swój numer, uratuje pani moje serce przed złamaniem.
Kobieta roześmiała się i spuściła wzrok. Tylko na chwilę, ale wystarczyło, by Loki błyskawicznym ruchem wyszarpnął kabel telefonu i zmiażdżył końcówkę między palcami. Potem gwałtownie poderwał się i pewnym krokiem podszedł do drzwi gabinetu szefa.
Dziewczyna za biurkiem była tak zaskoczona, że odezwała się dopiero w chwili, gdy Kłamca kopnął w drzwi. Gabinet prezesa Bocor&Wanga stał przed nim otworem.
* * *
- Bóg nie uczynił nas równymi - zaczął swą opowieść Michał, gdy Jenny, ubrana w dżinsy i błękitną koszulę Lokiego, usiadła przy kuchennym stole. Postawił przed nią gorącą kawę i usiadł na taborecie naprzeciwko, również z parującym kubkiem. – Hierarchia istniała już od samego początku. Oczywiście kiedy Pan był jeszcze z nami, nie miało to takiego znaczenia. Każdego z nas mógł wywyższyć bądź poniżyć. Wystarczyło, że Metatron, jego boski głos, wyśpiewał nam na chwilę bądź na stałe dodatkową parę skrzydeł, i już mogliśmy szybować wyżej. Im wyżej, tym bliżej Boga, miejsca, skąd czerpaliśmy siły. A potem nagle Bóg odszedł, a wraz z nim Metatron. Jego miejsce zajęli ci, którzy dzięki łasce Pana mogli o własnych siłach wzbić się pod sam niebiański tron - samo źródło anielskiej mocy. To były przede wszystkim Trony i Zwierzchności, które przejęły władzę i rządzą nami do teraz. Przekazały nam wszystkie nakazy i zakazy Boga, jakie zostawił w liście przybitym do oparcia tronu, i nakazały pilnować świata. Same zaś zaczęły pławić się w luksusach. - Anioł przerwał na chwilę, by upić kawy i przyjrzeć się reakcji dziewczyny na swoje słowa. Nie był dobrym mówcą, a naprawdę nie chciał znudzić jej tą historią. W końcu najważniejsza była w niej puenta.
- Oczywiście nie narzekamy - podjął przerwany wątek. - Dbają o nas jak mogą, a czasem nawet ofiarują jakieś pióro… No właśnie, pióra. Kiedy już minął pierwszy szok po odejściu Pana i okazało się, że źródło mocy wciąż istnieje, wszyscy spośród niższych zaczęli się zastanawiać, jak dotrzeć do samego źródła. Bo jak wiadomo, im dalej od niego, tym czerpanie mocy jest mniejsze. Niektórzy zaczęli walczyć między sobą, próbując nawzajem wyrwać sobie skrzydła. Zaczęło się robić naprawdę nieciekawie. I nie wiem, co byłoby z nami dalej, gdyby nie jeden drobiazg - nie da się skorzystać z pióra odebranego właścicielowi przemocą, co wkrótce niektórzy z nas boleśnie odczuli. Skrzydła z nich złożone ciążyły, zamiast wznosić, a pojedyncze pióra wypadały przy pierwszym ruchu. Co innego pióro otrzymane! Jeśli je dostałaś, to tak, jakby wyśpiewał ci je sam Metatron, działa znakomicie. Nawet gdy ktoś nie może już ruszać uszkodzonym skrzydłem, jak ja. Metafizyka, sama rozumiesz.
Jenny pokiwała głową.
- Ale przecież skoro Trony i Zwierzchności są przy boskim tronie, nie mogą oddać wam swoich skrzydeł? - zapytała po chwili. - Oni i tak wyżej już nie wzlecą.
- Ale kto by się wtedy zajmował ziemią? - Michał raz jeszcze upił kawy. - Pamiętaj, my wszyscy wierzymy głęboko, że Pan kiedyś wróci. I oni jako odpowiedzialni za ziemię odpowiedzą przed Nim za jej losy. Poza tym dlaczego mieliby dzielić się władzą ze wszystkimi? A tak od czasu do czasu dorzucą piórko do naszej puli i jeżeli trafi ono do właściwych skrzydeł, jakiś anioł wzniesie się nieco wyżej przy następnym czerpaniu ze źródła.
Dziewczyna wstała i podeszła do lodówki. Otworzyła drzwiczki.
- I rozumiem, że Loki także chce zaczerpnąć ze źródła? - upewniła się. - Może?
Archanioł już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale zawahał się. Nie mógł skłamać, co byłoby najprostsze. Zwykle w takich sytuacjach po prostu milczał, jednak teraz niewiele by się to różniło od wyznania prawdy.
Odetchnął głęboko. Za nic nie chciał wyjść w oczach Jenny na krętacza!
- Nie, nie może - powiedział cicho. - Żeby móc tworzyć sobie dodatkowe pary skrzydeł, pierwszą trzeba otrzymać od Stwórcy. Inaczej mówiąc, trzeba być aniołem. To dla nich jest moc.
Bał się, że Jenny będzie wściekła i wstawi się za Kłamcą. Ona jednak tylko wzruszyła ramionami. Wyciągnęła z lodówki szarlotkę, z zamrażarki lody i postawiła wszystko na stole. Z szafki wyjęła dwa pucharki.
- Kłamca oszukany przez anioły, które kłamać nie potrafią! - parsknęła. - Jak rozumiem, nigdy nie zapytał, a wy nie czuliście się w obowiązku, by mu o tym wspomnieć?
Michał odchrząknął. Czas najwyższy przejść do głównego ataku. Opowiastka o piórach była przecież tylko narzędziem. Fundamentem do prawdziwej rozmowy.
- Jenny - zaczął archanioł cicho i spokojnie - myślę, że powinnaś wiedzieć o czymś jeszcze. Anioły nie mogą wchodzić w związki, żadne i z nikim. O tym Kłamca wiedział doskonale, a mimo to…
Łyżka do lodów zawisła w połowie drogi do pucharka. Dziewczyna powoli przeniosła wzrok na Michała.
- Nie kończ - poleciła. - I wyjdź… wyjdź natychmiast! Kolacja odwołana!
Archanioł posłusznie wstał od stołu i ruszył w stronę drzwi. W progu odwrócił się jeszcze.
- Uznałem, że powinnaś wiedzieć - powiedział. Westchnął ciężko, po czym dodał: - Oczywiście wiesz, że nie wolno ci powtórzyć niczego, co ci powiedziałem, prawda? Nigdy i nikomu.