Выбрать главу

- Odległość anioła - powiedział nagle i roześmiał się. - Wiecie, co to takiego, mózgojady?

Strzelił dwa razy, by pozbyć się stojących najbliżej, po czym wskoczył na stół i ruszył biegiem w stronę okna. Gdzieś w połowie drogi zaczął strzelać do szyby, licząc, że ciężar jego ciała wystarczy, by przebić się przez pajęczynkę pęknięć.

Odległość anioła? - pomyślał. - Chyba ci odwaliło. A potem skoczył.

Uderzył go pęd powietrza, odbierając na chwilę oddech. Kłamca rozłożył szeroko ręce i otworzył oczy. Z całej siły pragnął odwrócić się teraz i wygarnąć do zombie. Może ktoś właśnie, zupełnie przez przypadek, filmuje jego lot i zyskałby dodatkowy ciekawy efekt. A Loki przynajmniej nie umarłby całkowicie bez sensu. Był na siebie wściekły, że dał się tak załatwić.

Ludzie w takich chwilach podobno widzą niczym film obrazy ze swojego życia. Dobre i złe uczynki jak w rachunku sumienia. On nie miał sumienia i żył też zbyt wiele tysiącleci, aby doczekać ostatniej sceny i napisu the end. To byłby raczej serial niż film. Przypomniał sobie za to słowa danej mu przepowiedni: Umrzesz, gdy dopełni się twa legenda. Niczym tekst z gazetowego horoskopu: W tym tygodniu spotka cię nieco szczęścia, ale i nie ominą drobne kłopoty. Szanuj bliskich, pracuj uczciwie, a być może spotka cię twoja wielka szansa. Nic o cholernych wieżowcach, żadnych pieprzonych konkretów!

Nawet zasranym przepowiedniom nie można już ufać - pomyślał. I wtedy właśnie ogromny cień przysłonił słońce, a zaraz potem coś chwyciło Lokiego za kołnierz i uniosło w górę.

- Jak tam, Kłamco? - zapytał Jefferson.

- Średnio - odparł ten, chowając broń. Tuż pod nim przewijała się teraz panorama Manhattanu. Przewijała, nie zbliżała, co było znacznym postępem. Nie zamierzał się jednak do tego przyznawać. - Strasznie duża ta odległość anioła. Myślałem już, że nie zdążysz. A poza tym okazało się, że ta firma to fałszywy trop. Okłamały nas cholerne demony. Ale nie jest tragicznie, bo chyba już wiem, kto za tym stoi. Leć do jakiejś dużej biblioteki.

* * *

- Tak jak myślałem - powiedział Kłamca, wychodząc spomiędzy regałów. Pod pachą trzymał „Leksykon bóstw i demonów”. - Wracamy do twojej dzielnicy, Jefferson. Myślę, że powinniśmy zadać parę pytań Luigiemu.

- Luigiemu? - nie zrozumiał zielonowłosy anioł. Loki machnął ręką.

- Powiem ci na miejscu.

* * *

Kłamca mógł się tego spodziewać, ale mimo wszystko był zawiedziony. Zakład fryzjerski Luigiego zastali zamknięty.

Jefferson stanął przed wejściem gotów przeniknąć ścianę, ale Loki złapał go za rękę.

- Nie warto, nie ma go tam - powiedział. - I pewnie zdążył już zwiać spory kawałek. Ale to tylko człowiek i nie ukryje się przede mną.

Anioł podrapał się po głowie.

- Skąd wiesz? Znaczy że to człowiek?

Loki z uśmiechem wyciągnął z kieszeni wykałaczkę.

- Kiedy okazało się, że szefem Bocor&Wanga jest Samedi - zaczął - wiedziałem już, że nie mają oni nic wspólnego z przemytem relikwii. Nie dlatego, że baron gardzi pieniędzmi, bo z pewnością znalazłby dla nich zastosowanie, ale dlatego, że ani myśli zadzierać z waszym… znaczy naszym Bogiem. Wie, że on sam zrodzony jest z wiary, a nasz Pan jest przecież wieczny. I wtedy naszła mnie myśclass="underline" Dlaczego te demony przyszły do Luigiego, a potem zwaliły wszystko na Bocor&Wanga? Bo chciały odwrócić uwagę od swojego prawdziwego szefa. Luigiego właśnie.

- To ma sens - przyznał Jefferson.

Kłamca pokiwał głową.

- Wiedzieli, że w firmie Samediego działa magia - kontynuował - więc uznali, że łykniemy bez przeszkód. I pewnie tak by było, gdybym dawno temu nie poznał tego cholernego czarnucha osobiście. Przypomniał mi o tym sen, którego nie śniłem od dziesięcioleci. Swoją drogą, jestem bardzo ciekaw, skąd on się wziął w mojej głowie akurat wczoraj w nocy.

- Niezbadane są ścieżki Pana i jego metody. - Anioł nie miał pojęcia, jakiej odpowiedzi udzielić Kłamcy, ale ta sentencja wydała mu się uniwersalna. - Ale nie wyjaśnia to, dlaczego uważasz, że Luigi to człowiek. Przecież nas widział. Widział mnie.

- Są ludzie, którzy to potrafią. - Loki wyciągnął spod pachy książkę i otworzył ją na zaznaczonej stronie. - A teraz spójrz… Pamiętasz, jak przedstawił się Luigi? Jakie podał swoje prawdziwe imię?

- To… to było coś jak…

- Astaroth - dopowiedział Kłamca. - Filistyński demon pożądania. Według mitu odpowiedzialny za głupotę Samsona i jego uległość wobec Dalili. Tyle tylko, że Astaroth to… zresztą spójrz, tu masz rycinę.

Jefferson pochylił się nad książką i parsknął.

- Przecież to baba.

Loki pokiwał głową.

- Jak na anioła całkiem nieźle orientujesz się w ziemskich sprawach - zadrwił. - Umiesz rozpoznać płeć. Można powiedzieć, że jesteś lepszy niż nasz przyjaciel Luigi, który zasugerował się męskim brzmieniem imienia demonicy. Wykuł na pamięć jej historię, ale jakoś przeoczył, by zerknąć na rycinę.

Zielonowłosy przez chwilę bawił się kłódką na drzwiach, wodząc palcem wokół dziury na klucz.

- To co teraz robimy? - zapytał. - Szukamy go?

Kłamca zerknął na zegarek i pokręcił głową.

- Znajdziemy go wcześniej czy później - powiedział. - A teraz spieszę się na ważną kolację.

* * *

Weź się w garść, głupia - pomyślała do siebie Jenny. - To wcale nie musi wyglądać tak źle. Może Loki jak zwykle szukał kruczka, by być zarówno aniołem, jak i zostać tutaj. Przecież jest nam razem dobrze…

Przetarła oczy rękawem i przeszła do pokoju. Kłamczuch dalej leżał na pilocie, wzięła go więc na kolana i włączyła telewizor.

…Kolejne doniesienia w sprawie tragedii w budynku Bocor&Wanga. - Reporterka, zgrabna Mulatka w różowym kostiumie, mówiła wyraźnie i bez emocji. - Znana jest już oficjalna liczba ofiar szaleńca. Według policji napastnik zastrzelił osiemnaście osób, cztery ranił, a potem wyskoczył przez okno sali konferencyjnej. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna, ponieważ nie znaleziono ciała. Zupełnie jakby rozpłynęło się w powietrzu… O komentarz poprosiliśmy prezesa Bocor&Wanga, pana Martina Loa Freemana…

Jenny wyłączyła telewizor. Dość miała własnych kłopotów, by słuchać jeszcze o cudzych. Wstała i wyszła do łazienki umyć twarz.

Gdy wróciła, na stoliku stał bukiet róż. A Loki w progu kuchni popijając kawę Michała.

- Chciałem przeprosić, że się spóźniłem - powiedział z uśmiechem - ale widać udało mi się przyoszczędzić to magiczne słówko, bo to pan tatuaż i blizna się spóźnia. Widać, że…

- Powiedz mi coś, Loki. Tylko nie kłam. - Jej głos zabrzmiał bardziej stanowczo, niż sobie tego życzyła, ale było już za późno, żeby się wycofać.

Zdumiony Kłamca pokiwał głową.

- Zamierzasz mnie zostawić?

Zawahał się.

- Nie - powiedział po chwili. - Nie zamierzam.

Gdyby odpowiedział od razu, wiedziałaby, że łże. Teraz nie miała pewności. Spojrzała na niego - ubranego w rozciągnięty sweter, z potarganymi włosami i z kubkiem w dłoni. Wyglądał tak… normalnie. I sprawiał wrażenie szczęśliwego. W tym momencie poczuła, że tak naprawdę nie potrzebuje żadnych gwarancji.

Podeszła do łóżka i podniosła Kłamczucha. Cisnęła nim w Lokiego.

- Masz go! - powiedziała. - Strasznie się za tobą stęsknił.

Kłamca spojrzał z uśmiechem najpierw na miśka, a potem na Jenny.