Выбрать главу

Zeus zaciągnął się papierosem i puścił kółko z dymu.

- Może trochę więcej szacunku - powiedział. - Jestem w końcu twoim ojcem.

- O tak - zgodził się bóg wina. - Ojciec Wirgiliusz liczył dzieci swoje, a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje - zaśpiewał, potwornie fałszując. - A czyim ojcem nie byłeś?

- Moim - powiedział krótko Eros.

- Co?

- Mówię, że ja nie jestem jego synem.

Bachus posłał przyjacielowi pogardliwe spojrzenie.

- No tak, to akurat wiemy od twojej matki. Gziła się ze wszystkimi prócz męża, no tak czy nie? - Ponownie przeniósł wzrok na Zeusa. - Pytałem, czego tu chcesz?

- Uspokój się, Dionizosie - rzekł ten pojednawczo.

- Tylko nie Dionizosie! Zmieniłem imię na rzymskie, żeby nie mieć z tobą nic wspólnego! Mów, czego chcesz, albo spłyń rynną!

Bóg gromów zgniótł niedopałek o parapet i westchnął ciężko.

- Odebrałem dziś wiadomość ze skrzynki kontaktowej. Hermes nie żyje, a my wszyscy mamy poważne kłopoty…

- Co się stało? - Grubasowi zaczęły trząść się ręce. Pospiesznie stworzył kolejną butelkę i łyknął z gwinta. Dopiero po chwili przypomniał sobie o kieliszku. Stworzył go zaraz i podał ojcu. - I o jakich kłopotach mówisz?

- Anioły szukają Hadesu - odparł Zeus. Uniósł kieliszek do ust i wypił jednym haustem. - Nie do końca wiem po co, ale muszą mieć w tym jakiś ważny cel.

I z całą pewnością nie szukają z nami pojednania. Hermes jest tego najlepszym przykładem.

Eros przeczesał włosy.

- Nie za bardzo rozumiem, o co tyle szumu. Ciemno, smutno i…

- To nasz ostatni bastion - przerwał mu Bachus. - Dowód na to, że istniejemy.

Zeus pokiwał głową.

- Od lat szukali sposobu, by mnie znaleźć - stwierdził. - Może teraz odkryli, że nie muszą się aż tak wysilać.

- Co więc robimy? - zapytał bóg wina. - To co zwykle?

Władca Olimpu wzruszył ramionami.

- A mamy inne wyjście?

Grecja

Pielęgniarz Leo Katsapolis przykucnął obok siedzącej na schodach dziewczynki i podał jej chusteczkę.

- No już, mała - powiedział. - Nie płacz. Myślę, że uda nam się coś zrobić.

Dziewczynka, na oko dziesięcioletnia, o twarzy jak piegowate serduszko, spojrzała na niego z wdzięcznością. Głośno pociągnęła nosem i poprawiła plisowaną spódniczkę.

- Naprawdę? - zapytała. - Pomoże mi pan wejść do babci?

Katsapolis skinął głową. Jako ojciec najbardziej niesfornej dwójki urwisów w całej Grecji potrafił docenić, że są jeszcze dobre dzieci. Takie, co przynoszą babci zrobione własnoręcznie ciasteczka.

- Chodźmy - powiedział. - Tylko następnym razem nie przychodź tu sama. Pan doktor to straszny krzykacz, ale ma rację, że dzieci nie powinny same tu przychodzić.

Przeszli przez hol, który bardziej przypominał recepcję ekskluzywnego hotelu niż dom spokojnej starości. Podłogi wyłożone turkusowymi płytkami, wielkie donice z drzewami cytrusowymi, miękkie skórzane kanapy - z całą pewnością robiło to odpowiednie wrażenie na rodzinach pensjonariuszy. Uspokajało ich sumienia i przekonywało, że zostawiają swych staruszków pod czujną opieką profesjonalnego personelu.

Leo westchnął i pokręcił głową. Wciąż jeszcze pamiętał, jak ciężko żyło im się z jego umierającą teściową. Odchodziła w dużo gorszych warunkach niż te, ale przynajmniej nikt nie bronił jej kontaktów z wnukami, kiedy tylko miała ochotę. Przeniósł wzrok na małą.

- Z czym masz te ciasteczka? - zapytał, przeciągając kartą po zamku magnetycznym. Pchnął przeszklone drzwi prowadzące do pokoi.

Dziewczynka uniosła głowę i mocniej przytuliła do siebie wiklinowy koszyczek nakryty kraciastą chustką.

- To dla mojej babci, panie żarłoku! - Pogroziła mu palcem.

Pielęgniarz roześmiał się i puścił ją przodem.

Przeszli przez pół korytarza, gdy nagle dziewczynka zatrzymała się i zgięła mocno, zaciskając nogi i przyciskając ręce do podbrzusza.

Katsapolis wiedział, co to znaczy.

- Ubikacja jest za rogiem w drugim korytarzu - powiedział. - Biegnij szybciutko, a ja tu zaczekam. Jakby co, mów, że twoi rodzice są u babci, dobrze?

Dziecko spojrzało na niego z oburzeniem.

- Mam kłamać? - zapytało. I nie czekając na odpowiedź, dziewczynka pognała w stronę toalety, zostawiając pielęgniarza sam na sam z jego rozbawieniem.

* * *

Minęła pierwsze drzwi, potem drugie i trzecie. Na tych ostatnich zamocowany był znaczek z dziewczynką na nocniku. Zatrzymała się dopiero przy czwartych. Złapała za klamkę i pchnęła.

Znalazła się w trzyosobowym pokoju, całkiem ładnym, ale nieszczególnie luksusowym. Dziewczynka była pewna, że w całym tym przybytku znajdowała się masa apartamentów dużo lepszych niż ten i wyposażonych w coś więcej niż w trzy łóżka, tyleż nocnych stolików, jedną dużą szafę i stół z trzema krzesłami. Zaletą były natomiast okna wychodzące na morze i wyjście wprost na olbrzymi taras. Z całą pewnością mieszkające tu staruszki nie mogły narzekać na brak ładnych widoków.

Pensjonariuszki siedziały przy stole i żując suszone owoce, grały w karty. Dowcipkując, i co jakiś czas obrzucające się wyzwiskami zupełnie nie zwróciły uwagi na stojącą w progu dziewczynkę. Nawet wtedy, gdy ta w jednej chwili zmieniła się w dorosłego mężczyznę.

- Niespodzianka - powiedział Loki i wyciągnął z koszyczka pistolet z tłumikiem.

Staruszki niemal równocześnie spojrzały w jego stronę, a na twarzy każdej gościł wyraz politowania. Jedna nawet popukała się w czoło.

Kłamca potrzebował chwili, by zrozumieć ich zachowanie.

- No tak - powiedział w końcu. - Palnąłem. A przy okazji, dziękuję za przepowiednię. Bo jak rozumiem, to wam ją zawdzięczam?

Jedna z kobiet, chyba najstarsza, podniosła się z krzesła i podeszła do nieproszonego gościa. Pachniała lawendą i morskim piaskiem.

- Nie przyszedłeś tu, by dziękować - stwierdziła. - A żadna z nas nie zamierza odpowiadać na twoje głupie pytanie o Hades, synu olbrzymów. Zwłaszcza że wcale nie chcesz znać na nie odpowiedzi.

Loki uniósł pistolet, ale po chwili wahania opuścił go.

- W takim razie napiszecie kartkę. Podyktuję wam, co ma na niej być.

- Napiszemy, jeśli tak jest przeznaczone - powiedziała najstarsza z kobiet. Pozostałe parsknęły śmiechem.

- A chyba jest, bo już widzę, co chce nam podyktować - dodała inna z sióstr. Była grubsza od pozostałych i o niej jedynej dałoby powiedzieć, że wyglądała sympatycznie. Sprawiała też wrażenie najmłodszej, choć trudno to było stwierdzić w przypadku kobiet, z których każda miała po kilka tysięcy lat. Włosy nosiła spięte w kok, a na nosie okulary-połówki.

- O tak, będzie z tego niezły ubaw i śliczniutkie nieporozumienie - dodała trzecia, milcząca dotąd staruszka, chichocząc jak amerykańska nastolatka z głupiego sitcomu. Patrząc na nią, Kłamca uznał, że serial ten mógłby nosić tytuł „Nastoletnia mumia”.

Loki zacisnął zęby. Nienawidził rozmów z jasnowidzami. Wiedział, że nigdy nie powiedzą niczego, co mogłoby tak naprawdę zmienić bieg wydarzeń. Teraz też nie spodziewał się, by chciały mu służyć wyjaśnieniem, jakie nieporozumienie może wyniknąć z realizacji jego planu. Zwłaszcza że jędze mogły kłamać, grając na zwłokę. Nie było czasu, by to sprawdzać.

- Ty - wskazał na najgrubszą - weź asa pik i napisz na nim: Największy spośród was niech zstąpi i obejmie królestwo ciemności. I przestań się tak głupio uśmiechać!

Staruszka natychmiast spoważniała i ze stosu kart wybrała właściwą. Gdy spełniła polecenie, rzuciła ją na stos i odwróciła się do Kłamcy.

- Zrobione - powiedziała, pulchną ręką przeczesując siwe włosy. - A teraz kończmy już to spotkanie. Nie sprawia nam ono przyjemności, prawda, moje kochane?