Wyskoczył ostrożnie, by nie wpaść do wody, i postąpił do przodu w stronę bramy zamku Hadesa. I nagle masywne wrota otworzyły się. Dokładnie na środku wejścia stał wysoki, szczupły mężczyzna o długich blond włosach i krótkiej, równo przystrzyżonej brodzie. Ubrany był w skórzany płaszcz, a w zębach trzymał wykałaczkę.
- Witaj Zeu… - zaczął mężczyzna, lecz zaraz przerwał, marszcząc brwi. - Kim ty jesteś, do cholery?
Herakles sięgnął do paska i ze skórzanej pochwy wyciągnął myśliwski nóż.
- Jam jest Herakles, syn Gromowładnego Zeusa - powiedział z dumą. - I przybyłem, by odzyskać swoje dziedzictwo.
Nieznajomy uśmiechnął się i wypluł wykałaczkę. Zrozumiał teraz, co tak bardzo rozśmieszyło Mojry.
- A ja jestem Loki i gówno mnie obchodzi twoje dziedzictwo - odparł. - Czekam tu na twojego staruszka. Może powiesz mi łaskawie, kiedy się zjawi, o największy spośród Greków?
Herakles prychnął tylko i ruszył w stronę Kłamcy, cały czas trzymając przed sobą nóż. Zbliżał się powoli lekko pochylony, w każdej chwili gotów, by skoczyć, jeśli zajdzie taka konieczność.
Loki przez chwilę patrzył mu w oczy, po czym zrzucił płaszcz i rozłożył ręce.
To, co nastąpiło, jako żywo przypominało sceny, których heros był świadkiem, oglądając swoje filmy. Najpierw włosy obcego stały się krótsze, a szczęka bardziej kanciasta. Potem zaczęła mu rosnąć klatka piersiowa, ramiona i nogi. Chwilę później do złudzenia przypominał już Heraklesa. Uśmiechnął się i postąpił krok naprzód.
- Myślę, że to wyrówna nieco szanse - powiedział.
Prawdziwy syn Zeusa nabrał powietrza i rzucił się do ataku, mierząc ostrzem noża w szyję swego sobowtóra. Nie było możliwości, by ten błyskawiczny cios chybił. I rzeczywiście, nóż sięgnął celu, tyle że jakby nigdy nic przeniknął przez ciało Lokiego. Niemal w tej samej chwili Herakles poczuł mocne kopnięcie w krocze.
Z trudem zrobił krok do tyłu, łapczywie chwytając powietrze. Jego wróg-bliźniak tylko się uśmiechnął.
- Nie tak łatwo walczyć z samym sobą, prawda? - zakpił. - Potraktuj to jako ćwiczenie w nauce samokontroli. Starcie ze swoim drugim Ja. Możesz mnie nazywać swoją ciemną stro…
Rozłożył ręce, przyjmując kolejne pchnięcie, tym razem w serce. Ostrze ponownie przeniknęło przez odmienionego Kłamcę, ten zaś zrewanżował się ciosem w krtań. Prawdziwy Herakles zachwiał się, ale jakoś ustał na nogach. Powoli, nie spuszczając wzroku z przeciwnika, wycofał się o kilka kroków.
- Musi być na ciebie sposób - wycharczał. - A jeśli tak jest, to ja z całą pewnością go znajdę. Pokonałem Hydrę i znalazłem sposób na Anteusza syna Gai. Na ciebie też…
I w tym momencie go olśniło. Wzniósł nóż do góry.
- Stałeś się mną - powiedział. - I tylko raniąc siebie, mogę cię zabić.
Dostrzegł, że jego sobowtór zawahał się, a przez jego twarz przemknął wyraz niepokoju. To jeszcze bardziej utwierdziło herosa w przekonaniu, że ma rację. Zamknął oczy i z całej siły wbił sobie nóż w serce.
Loki, który właśnie zmaterializował się obok iluzji Heraklesa, pokręcił z dezaprobatą głową.
- Herosi to debile - stwierdził.
Odczekał chwilę, aż olbrzym skona, po czym podszedł i wyciągnął z jego kieszeni telefon komórkowy. Ku jego niemałemu zdziwieniu, aparat był w zasięgu sieci. Widocznie magiczne podziemia funkcjonują na osobnych zasadach - pomyślał Kłamca, przeglądając numery. Znalazł jeden nieopisany, ten sam, na który Hermes dzwonił ze swojego telefonu w Barcelonie. To dawało Lokiemu nadzieję, że nie zawalił sprawy tak do końca. Wybrał numer i przyłożył aparat do ucha.
Po chwili rozległ się sygnał jak przed nagraniem wiadomości.
- Jestem w środku - powiedział Kłamca głosem Heraklesa. - Musisz tu przyjść, Zeusie. Musisz to koniecznie zobaczyć. To jest niesamowite…
* * *
Zeus brnął przez rzekę zaschniętego gówna, a za nim podążali Eros z Bachusem. Gromowładny tryskał wręcz entuzjazmem.
- Myślę, że teraz, kiedy już udało nam się przejąć królestwo podziemi, może zbudujemy tam coś na kształt klasztoru, jak myślicie? Zbierzemy naszych wiernych, zapewnimy im miejsce do spania, trzy posiłki dziennie, trochę rozrywek… no i oczywiście pracę, by nie mieli kiedy myśleć o głupotach. U Boga aniołów to się sprawdziło, może uda się i nam…
Bachus burknął coś w odpowiedzi, po czym zgięty wpół zwymiotował. Eros wciąż jakoś się trzymał, ale i jemu niewiele już brakowało. W przeciwieństwie do
Heraklesa, prawdziwej legendy wśród stajennych Augiasza, im nigdy nie przyszło przebywać w takim smrodzie. Z ulgą powitali szafę i dobywający się z niej zapach naftaliny.
* * *
Loki obserwował trzech przybyszów, od chwili gdy przekroczyli Styks. Zastanawiał się, czy żaden nie zacznie główkować, co łódź Charona robi po tamtej stronie, skoro Herakles dotarł aż do pałacu Hadesa. Po namyśle jednak Kłamca uznał, że w podekscytowaniu nie zwrócą na to uwagi. Poza tym odkąd zstąpili do podziemi, wszystko było już przesądzone. Mogło co najwyżej dostarczyć mu mniej lub więcej zabawy.
Skinął głową ukrytym po obu swych stronach aniołom i sam przysunął się bardziej do ściany, czekając na odpowiedni moment.
* * *
- Myślę, że Herakles powinien wyjść i nas przywitać - stwierdził Zeus. - To w końcu mój syn.
- Jeżeli ma do tego podobne podejście co ja… - Bachus pochylił się, by wyciągnąć z buta kamyczek. - …to nie licz na szczególnie miłe powitanie, tatusiu.
Gromowładny prychnął w odpowiedzi, po czym ruszył pewnym krokiem w stronę wejścia.
Zanim jednak przekroczył próg królestwa podziemi, przystanął i wciągnął głęboko powietrze. Coś było nie tak z zapachem, zupełnie jakby czuł woń mokrego pierza. I wtedy zrozumiał.
- Uciekajcie! - wrzasnął do stojących przy brzegu bogów. Sam rozłożył ręce, by uwolnić moc. Jego skóra zaczęła lśnić złotem, a po ciele przebiegły wyładowania, gromadząc się wokół zaciśniętych pięści. Brakowało mu kutych przez Hefajstosa piorunów, w które mógłby tchnąć swą moc, ale i tak wiedział, że tanio życia nie odda.
- Chodźcie tu, skrzydlate dranie! - zawołał. - Poznajcie, czym jest moc Zeusa, pana nieba i ziemi.
Tupnął, a maleńkie błyskawice niczym robactwo zaczęły pełzać po ziemi. Jego blask zdawał się być coraz jaśniejszy, z każdą chwilą Zeus stawał się bardziej sobą z dawnych dni. Takim musiała widzieć go Semele, matka Bachusa, zanim zginęła od błyskawic. Bóg w całym swym majestacie.
I wtedy właśnie tuż obok niego zmaterializował się mężczyzna. Trzymany w dłoni pistolet przyłożył do skroni Gromowładnego. I bez słowa, nie dając bogu cienia szansy, pociągnął za spust.
Rozległ się ogromny huk spotęgowany przez echo. Zeus zadrżał, a potem runął na ziemię. Zaraz potem Loki usłyszał szum, jakby tysiące ptaków naraz wzleciało w powietrze.
Bachus, który pierwszy otrząsnął się z szoku, już chciał pognać w kierunku łodzi.
Tyle że przy niej stali już dwaj uzbrojeni w miecze skrzydlaci. Zaszumiało i nagle plaża wypełniła się aniołami. Ustawili się na kształt litery U, zagradzając greckim bogom wszystkie drogi ucieczki prócz bramy królestwa Hadesa. A w niej wciąż stał zabójca Zeusa z dymiącym pistoletem.
- Kim jesteście? - zapytał, ruszając powoli w ich kierunku.
- Ja nazywam się Eros - przedstawił się stojący bliżej bóg miłości. - Cóż, może w tej sytuacji zabrzmi to nieco dziwnie, ale słyszałem już o panu i mimo wszystko cieszę się ze spotkania. A mój towarzysz to Bachus. Byliśmy… współpracowaliśmy z Gromo… z facetem, którego właśnie zabiłeś.