Nie był człowiekiem mocno wierzącym, a już na pewno nie zwykł się modlić, ale w jego życiu zdarzały się chwile, kiedy uznawał, że pakt z Bogiem może przydać się obu stronom. Zwykle wtedy właśnie przedstawiał w myślach swą ofertę.
Boże - szepnął bezgłośnie - to, co chcę zrobić, może ci się opłacić. Wszak cenisz sobie prawdę, nie? A te wszystkie plotki o Jezusie tak naprawdę tylko szkodzą. Uwierz mi więc, że chcę ci tylko pomóc, ale nie zrobię tego, jeśli ty nie pomożesz mi. Pomoż więc, pomóż mi sobie pomóc. Daj mi Jezusa!
I w tej samej niemal chwili wahadłowe drzwi otworzyły się z impetem. W progu stały cztery postaci otoczone niezwykłym blaskiem. Na ich czele długowłosy blondyn.
- Panie Knox - zawołał radośnie, gdy tylko dostrzegł reżysera - Słudzy Metatrona są do pańskich usług!
* * *
- …I wtedy właśnie - Loki zbliżał się do finału swej barwnej i uzupełnianej na poczekaniu opowieści - dowiedzieliśmy się, że szuka pan ludzi. Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji.
Knox pokiwał głową w zamyśleniu, po czym przeprosił Kłamcę na moment i podszedł do Thumba.
- Co o nich sądzisz? - zapytał szeptem. Jego głos sugerował, że sam nie jest przekonany.
- Z wyglądu znakomici - stwierdził kierownik sceny. - Ten cały Val Hallen to idealny Jezus, dziewczyna ma w sobie mnóstwo niewinnego wdzięku, ale zarazem też jakąś taką… ja wiem, drapieżność. Idealna Magdalena. Grubas, gdyby tylko zapuścił brodę, spokojnie mógłby być Piotrem, a ten, co wygląda jak Valentino, powinien się nadać na Piłata. Idealnie!
- Tak. - Reżyser podrapał się po nosie. - I to mnie właśnie niepokoi. Zbyt ładnie. Poza tym niby pasują, ale…
- …nie będziemy niczego pewni, dopóki ich nie sprawdzimy - dokończył kierownik sceny. - Już lecę po scenariusze!
* * *
Bachus popatrzył dyskretnie, czy nikt go nie widzi, i podrapał się w tyłek. Boga wina najbardziej krępowała świadomość, że zaraz będzie musiał zrobić to znowu, bo przyczyna łaskotek, cienki strumyczek potu spływający wzdłuż kręgosłupa, wcale nie wysechł.
- Czy tylko mnie jest tak gorąco? - zapytał stojącej obok Jenny.
- Trudno powiedzieć - odpowiedziała dziewczyna. - Ja jestem zbyt zdenerwowana, by czuć cokolwiek innego. To przecież sam Theodor Knox, widzisz?
- Trudno nie zauważyć - mruknął Bachus. - Mam nadzieję, że znaleźli już kogoś innego do roli Piotra i nie będę im potrzebny.
Zerknął ukradkiem na Erosa. Ten oczywiście wcale się nie pocił. Wyglądał nieskazitelnie, jak zawsze. I do tego cały czas się uśmiechał. W chwilach takich jak ta Bachus nienawidził go z całego serca.
Kłamca skończył rozmawiać z Knoxem i wrócił do nich.
- Wszystko idzie po naszej myśli - powiedział wyraźnie zadowolony z siebie. - Są przyparci do muru.
- Chcesz powiedzieć, że idzie po twojej myśli - uściślił Bachus.
- W łaskawości swojej nie przypomnę, kto nas w to wszystko władował, dobrze?
Przez moment mierzyli się wzrokiem, aż w końcu bóg wina skapitulował. Trudno wpatrywać się z powagą w oczy kogoś, kto nieustannie zmienia kolor tęczówek. Loki był mistrzem peszenia przeciwników.
- Co teraz zrobią? - zapytała Jenny.
- Pewnie zaraz przyniosą scenariusz i każą nam się zaprezentować. - Kłamca wyciągnął pudełko wykałaczek. - Masz na sobie bieliznę?
* * *
Theodor Knox rzadko klaskał, teraz jednak tłukł rękami tak mocno, że mało mu nie poodpadały.
- Brawo, Jezus! - zawołał. - Doskonale. Piotr też świetnie, reszta trzyma się z dala. Tak, chcę widzieć niepokój na waszych twarzach. Nareszcie prawdziwe emocje. Brawo! Zasłużyliście na przerwę. Panie Val Hallen i panie, ee… Piotrze, pozwólcie tu do mnie.
Loki odgarnął włosy z twarzy, poprawił szatę i ruszył ku krawędzi sceny, zostawiając za sobą jęczącego statystę. Bachus ruszył za nim.
- Przesadziłeś - szepnął Kłamcy do ucha, gdy się z nim zrównał.
- No coś ty? - Loki wzruszył ramionami. - Przecież żyje, nie?
Zeskoczył ze sceny niemal wprost w objęcia reżysera.
- Podobało się? - zapytał.
Knox złapał go za rękę i mocno nią potrząsnął.
- Było znakomicie. Przyznam, że pańska gra rzuciła nowe światło na moje rozumienie tej sceny. Cały czas myślałem, że Jezus, wyganiając kupców ze świątyni, jedynie wywracał stoły i niszczył mienie. Wie pan, byłem przekonany, że grał twardziela, bo miał za sobą swych wynajętych zbirów. Nie pomyślałem, że mogło nim kierować wrodzone szaleństwo i zakorzeniona w dzieciństwie agresja. A co najwspanialsze, widać to było w pana twarzy. Ta wściekłość wymieszana z cynizmem uśmiechu, gdy kopał pan tego kupca. Cudowne.
Jakby dopiero w tym momencie dostrzegł Bachusa.
- Pan też był niezły - pochwalił. - Niemal uwierzyłem w pańskie przerażenie. Ćwiczyliście to już kiedyś? Bachus otwierał usta, by zaprzeczyć, Loki go ubiegł.
- Raz czy dwa - przyznał. - Znaczy nie dokładnie taką scenę, ale w podobnym układzie.
- Jeszcze raz brawo. - Knox skinął na kilku statystów w rzymskich zbrojach. - Zabierzcie tego jęczącego za kulisy i wezwijcie mi technicznych, niech zmienią dekoracje. Tak, chcę mieć dom Magdaleny. Scena pierwszego spotkania. Migusiem!
Odszukał wzrokiem Thumba i pokazał mu wzniesiony ku górze kciuk. Nareszcie wszystko się układało.
* * *
Loki wiedział, że to beznadziejne, mimo to spróbował raz jeszcze.
- Kochanie, naprawdę nie rozumiem twojego wzburzenia - rzucił ociekającym słodyczą głosem. - Dałem ci możliwość zagrania u największego reżysera świata, a na dodatek przyczynienia się do ratowania sytuacji Kościoła. Wszystkie dziewczyny o tym marzą, a ty tak mi się odwdzięczasz?
Jenny nie odpowiedziała. W ogóle nie patrzyła w jego kierunku. Wlepiła wzrok w szybę po swojej stronie i przyglądała się mijanym samochodom. Siedzący za kierownicą Bachus zerknął w lusterko i pokręcił głową. Loki wzruszył ramionami.
- Wiesz, kochanie - spróbował z innej strony - mnie też się to nie podobało, że tak publicznie muszę cię dotykać i… sama rozumiesz. Ale wiesz, tego wymagał scenariusz i musiałem się dostosować.
- Powiedz temu obleśnemu typowi - Jenny poleciła Bachusowi - że może sobie te bajeczki zachować dla ulicznych panienek. Swoje lepkie łapska też. I całą resztę.
- Ona powiedziała … - zaczął bóg wina do lusterka, ale zmrożony spojrzeniem Kłamcy umilkł.
- Obiecuję, że następnym razem ukuję tę scenę z iluzji - zapewnił Loki. - Ale musiałem zobaczyć, jak to będzie wyglądało na żywo, by potem zrobić to bardziej wiarygodnie. Zresztą to przecież nic takiego…
- Świnia! - burknęła Jenny, nie odrywając wzroku od szyby.
Siedzący za nią Eros pochylił się do przodu i dotknął jej karku. Szepnął kilka słów, po czym odwrócił się do Kłamcy z szelmowskim uśmiechem.
Już - szepnął bezgłośnie. Jakby na potwierdzenie Jenny odezwała się. Z jej głosu w jednej chwili wyparowała cała złość. Odwróciła głowę i patrzyła teraz na Lokiego. Z sympatią.
- Mam nadzieję, że następnym razem wymyślisz to jakoś, by było… no, powiedzmy, mniej dosłownie.
- Oczywiście, kochanie - zapewnił Kłamca, wyciągając do niej rękę i ściskając delikatnie jej dłoń. - Postaram się z całych sił.
Jenny uśmiechnęła się i posłała mu całusa. Samochód stanął. Loki poczekał, aż Bachus i Jenny wysiądą. Boga miłości przytrzymał w środku.