- Chodź już i nie gadaj tyle! - rozkazał archanioł. - Jeszcze chwila i sam się dowiesz.
- Dobrze, ale poczekaj. - Loki odwrócił się i ostrożnie podszedł do wylotu jaskini. Złożył ręce w trąbkę.
- Świetny żart z tą śnieżką! - wrzasnął na całe gardło. - Naprawdę! Brawo, chłopaki!
Archanioł skoczył w jego stronę, by zatkać mu usta, ale było już za późno. Krzyki Lokiego odbiły się echem od oblodzonych ścian, a zaraz potem zatrzęsła się ziemia i kilka spośród wielkich sopli zjechało pod stopy Kłamcy. Sądząc po stłumionych jękach zza zasp, niektóre spośród nich spadły również tam.
Kłamca uśmiechnął się do archanioła.
- No co? - zapytał, robiąc niewinną minę. - Nie chciałem, aby pomyśleli, że nie mam poczucia humoru.
* * *
Nic prostszego pod słońcem - pomyślał Bachus, stając za plecami piękności. - To tylko śmiertelniczka jakich wiele. Żadna sprawa dla boga.
Nie potrafił jednak opanować drżenia nóg ani tego dziwnego uczucia, jakby skóra skurczyła się w praniu. W tej chwili miał napięty chyba każdy mięsień. I jeszcze to wrażenie, jakby właśnie wyszedł z kąpieli i nałożył ubranie na niedokładnie wytarte ciało. Zimny pot przyklejał mu koszulę do pleców i mroził kark przy najmniejszym ruchu powietrza.
Po prostu dawno tego nie robiłeś - bóg wina pocieszał się jak mógł. - Ale co mogło się w tej kwestii zmienić przez ostatnie pięćset lat? Zasada ta sama, tylko gadżety inne.
Wziął głęboki oddech i zrobił krok do przodu.
- Przepraszam, można…? - Jego słowa zabrzmiały, jakby przejechał puszką po płycie chodnika. Odchrząknął, przykładając pięść do ust. - Chciałem zapytać, czy można się przysiąść.
Dziewczyna odwróciła głowę. Gdy dostrzegła Bachusa, uśmiechnęła się szeroko.
- Ależ oczywiście - odparła nieco zmieszana. - Myślałam jednak, że ma pan lepsze miejsce.
Brodą wskazała na stolik, przy którym siedział Eros. Spocony bóg zerknął w tamtą stronę, zaraz jednak wzruszył ramionami.
- Jakość miejsca zależy od towarzystwa - odparł. - Tamto przestało mi odpowiadać.
Zauważył, że dziewczyna roześmiała się, i przeanalizował, czy może posunąć się o krok dalej. Nie jest dobrze, gdy już na początku przesadzisz z żartami.
- Poza tym zamówiłem butelkę Chateau Lemarche i mam zamiar się zrewanżować za moją marynarkę - zaryzykował. - No chyba że zgodzi się pani wypić je wraz ze mną, pozbawiając mnie amunicji.
Uśmiechnął się, uważnie obserwując jej reakcję. Czy potraktuje to jako żart? A może uzna, że ma do niej pretensje i znów zacznie przepraszać. Albo…
Dziewczyna roześmiała się i wyciągnęła rękę.
- Mary Ann - przedstawiła się. - Mary Ann Garrety.
- Bartolomew Andrew Chus. - Bóg wina uścisnął dłoń dziewczyny i usiadł na krzesełku obok. Skinął na barmana. - Czego się pani napije?
- Jeszcze nie dopiłam, ale dziękuję - wskazała na stojący przed nią kieliszek martini. - Więc również używa pan dwojga imion, tak? Podobno tak robią zwykle mordercy. Słyszałam to w jakimś filmie.
Bachus wzruszył ramionami.
- Papieżom też się zdarza, więc trudno o regułę - odparł. - A co do mnie, to w moim zawodzie czasem liczy się szacunek, a nic tak nie wzbudza respektu jak imiona, których wymówienie zajmuje minutę.
Mary Ann odchyliła głowę i ponownie wybuchnęła śmiechem. Grubas w zachwycie przyglądał się jej odsłoniętej teraz szyi.
- Zastanawiałem się - powiedział, przełykając ślinę - czy widziała pani już film…
Umilkł, rozpaczliwie szukając w pamięci jakiegokolwiek tytułu. Praca sprawiła, że ostatnimi czasy zaniedbał się całkowicie, jeśli chodzi o kulturę.
- Kilka widziałam - odparła wciąż rozbawiona Mary Ann. - Jeśli jednak próbujesz właśnie zaprosić mnie do kina, ostrzegam, że za grosz nie znam słowackiego. Przyjechałam tu na urlop i…
- Myślę, że dam sobie radę z tłumaczeniem - Bachus wszedł jej w zdanie. - Albo wybierzemy jakiś film z Negerblackiem. Od kiedy zaginął, chyba co drugie kino ma jakieś przeglądy jego, wybacz dowcip, twórczości.
Obejrzał się na przyjaciela. Cała rozmowa szła nad podziw dobrze i miał głęboką nadzieję, że zawdzięcza to sobie, a nie jego sztuczkom.
Ten jednak nawet nie patrzył w ich stronę. Bóg wina podążył za jego wzrokiem i uśmiechnął się, dostrzegając zgrabną brunetkę w elegancko skrojonym kostiumie. Nie było wątpliwości, że dziewczyna ciałem i duchem należy już do Erosa.
Po raz pierwszy od naprawdę dawna Bachus nie zazdrościł przyjacielowi planów na wieczór. Jego zapowiadały się wystarczająco ciekawie.
* * *
Gdy dotarli do bramy, Kłamca kolejny raz wyczuł iluzję. Ta była dużo słabsza i wymagała prostszego zaklęcia, by ją przejrzeć. Po chwili jego oczom ukazały się pancerne drzwi z zasłoniętym wizjerem. Obok był domofon z dużym czerwonym przyciskiem.
Archanioł zawahał się.
- Tylko spokojnie, Loki. I najlepiej nic nie mów. Dawno tu nie byłem, ale sądzę, że podejście do wulgarnego języka, jak twój, raczej się nie zmieniło.
Kłamca wykonał gest, jakby zamykał usta na kluczyk, a potem wyrzucał go za ramię. Podszedł do bramy i oparł się o nią, zakładając ręce na piersi.
Gabriel wdusił przycisk domofonu.
- Musisz poczekać, skrzydlaty wypierdku - rozległo się po chwili z głośnika - aż Falin skończy srać. Bo mnie nie chce się ruszać.
Zanim archanioł zdążył odpowiedzieć, szum w głośniku ucichł. Znaczyło to, że rozmówca już się rozłączył. Gabriel zdezorientowany spojrzał na Kłamcę, ale ten stał niewzruszony, tylko patrzył pustym wzrokiem w skrzący się w słońcu lód. Jeżeli nawet słyszał, nie dawał tego po sobie poznać.
Archanioł zastanawiał się przez chwilę, czy nie zadzwonić jeszcze raz, tylko tym razem użyć głosu zarezerwowanego dla posłań i zwiastowań, tak by strażnik wiedział, z kim ma do czynienia. Już nawet podniósł rękę, gdy nagle rozległ się zgrzyt i drzwi stanęły otworem.
W progu zobaczyli karła o potężnych ramionach i długiej rudej brodzie zatkniętej za gruby skórzany pas. Miał pobrużdżoną twarz ciemną jak razowy chleb, a oczy szare jak wiosenna mgła. Ubrany był w czarny uniform ochrony i czapkę z daszkiem, na której napisano żółtymi literami brama.
- No już, właź… - Blask bijący od lodu sprawił, że karzeł dopiero teraz spostrzegł, kto przed nim stoi. Gwałtownie cofnął się o krok i schylił głowę. - Wybacz mi, o świetlisty. Myśleliśmy, że to faerie wróciły ze zwiadu. Zauważyliśmy, że coś się pojawiło na radarze, i posłaliśmy je, żeby się rozejrzały, no i…
Gabriel wzniósł rękę, uciszając go.
- Rozumiem - powiedział. - Dość dawno nie byłem tu z wizytą, więc mogłeś nie wiedzieć, jak się zachować. Więcej jednak nie popełnij tego błędu.
Karzeł odetchnął głęboko.
- Dzięki ci za łaskawość, o świetlisty. Obiecuję, że już nigdy…
- Zatrzymaj swoje obietnice i wpuść nas do środka - mruknął Loki. Wciąż wpatrywał się w lód, ale w jego głosie znać było zniecierpliwienie.
Strażnik spojrzał w jego stronę i zesztywniał. Uśmiech zszedł z jego twarzy, a zastąpiło go napięcie. Archanioł dostrzegł tę reakcję.
- Jego nie musisz się obawiać. Nie jest aniołem, ale jest tutaj ze mną. To…
- Loki, syn olbrzymów, zabójca Baldra - wycedził karzeł przez zęby. - Najbardziej przeklęty spośród bogów Asgardu.
Kłamca powoli odwrócił głowę i wtedy po raz pierwszy spojrzał na odźwiernego. Zmarszczone brwi i ściągnięte usta sugerowały, że usilnie stara się skojarzyć jego twarz. Bezskutecznie.