Выбрать главу

– To nie były zwłoki jej męża.

– Więc czyje?

– Jakiegoś faceta, który zadzwonił do drzwi pewnego dnia, mniej więcej dwadzieścia pięć lat temu. Chciał się zobaczyć z panem Chantry. Powiedziałem mu, że pan Chantry jest zajęty w pracowni, a zresztą i tak nie przyjmuje nikogo, z kim nie był umówiony. Ale on oświadczył, że jego na pewno przyjmie, gdy tylko usłyszy nazwisko.

– Jakie to było nazwisko? – spytał Mackendrick.

– Przykro mi, ale nie pamiętam.

– Jak wyglądał?

– Pospolicie. Był jakiś blady i słaby, jakby chory. Zapamiętałem tylko, że mówił z trudem. Jakby przeszedł wylew albo coś takiego. Miał głos jak stary włóczęga, choć niby nie był taki stary.

– Ile miał lat?

– Chyba ze trzydzieści. W każdym razie więcej niż ja.

– A jak był ubrany?

– Marnie. Miał jakieś brązowe ubranie, które nie najlepiej na niego pasowało. Pamiętam, jak pomyślałem wtedy, że pewnie dostał je z Armii Zbawienia.

– Zaprowadziłeś go do pana Chantry?

– Ona to zrobiła. Dość długo rozmawiali w pracowni wszyscy troje.

– O czym mówili? – spytałem.

– Nie słuchałem. Zamknęli drzwi, takie solidne dębowe drzwi, grube chyba na trzy cale. Po jakimś czasie pani Chantry wyszła razem z nim i odprowadziła go do bramy.

Mackendrick chrząknął pogardliwie.

– Przecież dopiero mówiłeś nam, że go pogrzebałeś. Czy wycofujesz to zeznanie?

– Nie, proszę pana. To zdarzyło się później, pod koniec tygodnia, kiedy przyszedł z kobietą i małym chłopcem.

– Jaką kobietą? Jakim chłopcem?

– Musiała mieć chyba koło trzydziestki. Dość zgrabna, poza tym nic szczególnego, taka bezbarwna brunetka. Chłopiec mógł mieć z siedem albo osiem lat. Był bardzo spokojny. Nie zadawał żadnych pytań, jak inne dzieci. Chyba nie powiedział przez cały czas ani słowa. I nic dziwnego. Musiał być obecny przy tym, co się stało.

– A co się stało?

– Nie wiem dokładnie – odpowiedział z namysłem Rico. – Nie byłem przy tym. Ale kiedy było już po wszystkim, w oranżerii leżały w starym worku jego zwinięte zwłoki. Powiedziała mi, że dostał wylewu, upadł, uderzył się w głowę i skonał na miejscu. Że mam go pogrzebać, bo nie chce żadnych kłopotów. Mówiła, że jeśli będę dla niej miły i zakopię go, ona będzie miła dla mnie.

– Więc przez ostatnie dwadzieścia pięć lat nie wychodzisz z jej łóżka – powiedział z niesmakiem Mackendrick. – A ten biedak leżał w ziemi jako nawóz dla jej orchidei. Zgadza się?

Rico spuścił głowę i wpatrywał się w porysowany skrawek podłogi między swymi stopami.

– Może. Tylko że ja go nie zabiłem.

– Ale ukrywałeś sprawcę, ktokolwiek nim był. Kto go zabił?

– Nie wiem. Nie byłem przy tym.

– I leżąc z nią w łóżku przez dwadzieścia pięć lat nie pomyślałeś o tym, żeby spytać, kto go zabił?

– Nie, proszę pana. To nie była moja sprawa.

– Ale teraz jest twoja. Wszyscy jesteście w to wplątani, chyba o tym wiesz… ty, pan Chantry, jego żona i ta brunetka z małym chłopczykiem. – Mackendrick znów podniósł czaszkę i przysunął ją, jak memento mori, do twarzy Rica. – Jesteś pewien, że to nie pan Chantry?

– Nie, proszę pana. To znaczy, tak, proszę pana, jestem pewien, że to nie on.

– Skąd wiesz? Przecież zakopałeś go w worku?

– Ona mówiła, że to ten drugi, ten mężczyzna w brązowym ubraniu.

– Ale opierasz się tylko na jej słowie?

– Tak, proszę pana.

– Na słowie pani Chantry?.

– Tak.

Mackendrick posłał czaszce długie, posępne spojrzenie, potem przeniósł wzrok na mnie.

– Czy chce mu pan zadać jakieś pytania?

– Dziękuję, kapitanie, owszem, chcę. – Odwróciłem się znów w stronę Rica. – Skoro przyjmujemy, że nie jest to czaszka Richarda Chantry, to co twoim zdaniem mogło się z nim stać?

– Zawsze myślałem, że po prostu odszedł.

– Dlaczego?

– Nie wiem.

– Czy widziałeś go od tej pory albo miałeś od niego jakieś wiadomości?

– Nie. Zostawił ten list… widział go pan pewnie w muzeum?

– Widziałem. Kiedy go napisał? -. Nie wiem.

– Po zabiciu tego mężczyzny, a przed odejściem?

– Nie wiem, kiedy go napisał. Od tego dnia nigdy go nie widziałem ani nie rozmawiałem z nim.

– Czy pani Chantry mówiła ci, dokąd odszedł?

– Nie, proszę pana. Chyba sama nie wie.

– Czy wziął coś ze sobą?

– O ile wiem, nic. Ona zajmowała się jego rzeczami, kiedy zniknął.

– Czy pani Chantry była nieszczęśliwa po jego odejściu?

– Nie wiem. Nie rozmawiała ze mną o tym.

– Nawet w łóżku? Rico zaczerwienił się.

– Nie, proszę pana.

– A co stało się z tą brunetką i z chłopczykiem? Czy widziałeś ich od tamtej pory?

– Nie. Nie szukałem ich zresztą. Nikt mi nie kazał.

– A co ci kazano?

– Zajmować się domem i tymi, którzy w nim mieszkają. Staram się jak mogę.

– Została w nim już tylko jedna osoba, co?

– No tak. Pani Chantry.

– Myśli pan, że zechce odpowiadać na pytania? – zwróciłem się do Mackendricka.

– Nie jestem jeszcze przygotowany do przesłuchania jej – odpowiedział nienaturalnym tonem. – Muszę to uzgodnić z moimi przełożonymi.

Ja wolałbym uzgodnić kilka spraw z jego podwładnymi, ale nie mogłem tego zrobić bez niego. Poczekałem, aż wyprowadzą Rica do celi. Kiedy Mackendrick i ja zostaliśmy w gabinecie sami z czaszką i kośćmi, powiedziałem mu, co moim zdaniem mogło się przytrafić Betty Siddon.

Mackendrick nerwowo przewracał coś na biurku. Jego twarz poczerwieniała i obrzękła, jakby cierpiał na zbyt wysokie ciśnienie.

– Dziś w nocy nie mogę już zrobić nic w sprawie tej Siddon – przerwał mi w końcu. – Nie zrobiłbym nic, nawet gdybym miał ludzi. Kobiety zawsze znikają gdzieś w swoich sprawach. Jest przystojną dziewczyną… pewnie zdrzemnęła się w mieszkaniu jakiegoś przyjaciela.

O mało nie dałem mu w zęby. Siedząc w fotelu próbowałem opanować wściekłość, gotującą się chłodno w mojej głowie jak płynny gaz. Postanowiłem zachować ostrożność. Wiedziałem, że jeśli stracę panowanie nad sobą, co groziło mi przez cały wieczór, mogę zostać odsunięty od śledztwa, a nawet wylądować jak Rico w celi.

Skupiłem uwagę na czaszce, przypominając sobie, że ludzie z wiekiem powinni stawać się spokojniejsi.

– Ja właściwie jestem jej przyjacielem – powiedziałem, opanowawszy się trochę.

– Tak myślałem. Zresztą nie mam tylu ludzi, żeby kazać im chodzić po domach i pukać do wszystkich drzwi. Niepotrzebnie się pan o nią martwi, zapewniam pana. Jest mądrą dziewczyną i zna dobrze swoje miasto. Jeśli nie wróci w ciągu nocy, rano zastanowimy się nad sytuacją.

Zaczął mówić takim tonem, jakby już był szefem policji. Uświadomiłem sobie, że życzę mu, aby nigdy nim nie został. Ale najwyraźniej ja właśnie miałem mu pomagać w osiągnięciu tego celu.

– Czy mogę panu przedstawić kilka propozycji, kapitanie? I kilka próśb?

Zerknął niecierpliwie na ścienny zegar elektryczny; dochodziła północ.

– Po tym, co pan zrobił, nie mogę panu odmówić.

– Postarajmy się ustalić dokładnie datę śmierci tego człowieka. Prawdopodobnie pokrywa się ona z terminem zniknięcia Chantry’ego. Następnie zbadać, kto jeszcze zniknął w tym czasie tu i w całej południowej Kalifornii – szczególną uwagę zwróciłbym na szpitale i zakłady dla obłąkanych. Z relacji Rica wynika, że facet mógł być chory psychicznie. – Wyciągnąłem rękę, by dotknąć żałosnej, wgniecionej czaszki.

– Zrobilibyśmy to wszystko w ramach normalnej procedury śledczej – stwierdził Mackendrick.