Выбрать главу

– Nóż o włos ominął płuco – powiedział Austin. – Na zrośnięcie się mięśnia trzeba trochę czasu. Dobrze, że nie jesteś mańkutem.

– Tak właśnie pomyślałem. Są jakieś wieści o Gamay i Francesce? – spytał z obawą Paul.

– Żyją, ale porwały ich te zbiry.

– Policja sprawdziła porty lotnicze, dworce kolejowe i autobusowe – odparł Zavala. – Teraz zaczniemy szukać my.

W cierpiących niebieskich oczach Paula pojawiła się nagła determinacja. Zwiesił z łóżka nogi i oświadczył:

– Jadę z wami.

Od bolesnego wysiłku zakręciło mu się w głowie. Czując mdłości, na chwilę znieruchomiał. Odłączył kroplówkę.

– Musicie mnie stąd zabrać – powiedział. – Potraficie chyba jakoś urobić siostrę oddziałową.

Austin znał Paula na tyle, by wiedzieć, że za nic nie zostanie on w szpitalu. Spojrzał na Zavalę, ale uśmiech na jego twarzy utwierdził go w przekonaniu, że Joe mu nie pomoże. Wzruszył ramionami.

– Zobaczę, co da się zrobić. A ty tymczasem skombinuj naszemu przyjacielowi wdzianko stosowniejsze od tej szpitalnej piżamy – powiedział do Zavali, odwrócił się na pięcie i poszedł do pokoju pielęgniarek.

33

Na sali konferencyjnej NUMA na dziewiątym piętrze nastrój był ponury jak na pogrzebie. Po hiobowych wieściach ze szpitala Sandecker nie spodziewał się, że w tym nadzwyczajnym zebraniu weźmie udział Paul Trout. Paul wyglądał jak z krzyża zdjęty, ale admirał wiedział, że nic nie odwiodłoby go od udziału w poszukiwaniu Gamay i Franceski.

Uśmiechnął się więc tylko do niego, by dodać mu otuchy i przyjrzał się zebranym. Paul siedział między Austinem i Zavalą, pilnującymi, żeby nie spadł z krzesła. Czwartą osobą przy stole był szczupły, wąski w ramionach Rudi Gunn, jego zastępca, dyrektor operacji specjalnych NUMA, który w okularach w grubej rogowej oprawie wyglądał jak profesor.

Sandecker sprawdził godzinę.

– A gdzie Yaeger? – spytał z lekkim zniecierpliwieniem.

Wprawdzie Hiram dzięki swej niezwykłej wiedzy komputerowej, był tu na specjalnych prawach, ale nawet prezydent Stanów Zjednoczonych nie ośmieliłby się spóźnić na spotkanie z admirałem. Zwłaszcza na tak ważne.

– Przyjdzie za chwilę – odparł Austin. – Poprosiłem go o sprawdzenie czegoś, co ma związek z naszą dyskusją.

W jego głowie trzepotała jak motyl pewna myśl. Po powrocie z Alaski pozwolił sobie na kilka godzin snu. Odpoczynek odświeżył mu umysł. Gdy jechał tu z Wirginii, owa niejasna myśl nagle mu się skrystalizowała i chwilę później zadzwonił z komórki do Yaegera. Geniusz komputerowy jechał właśnie z Marylandu, gdzie mieszkał z żoną artystką i dwiema kilkunastoletnimi córkami. Austin przedstawił mu swój pomysł, poprosił, by się nim zajął, i obiecał, że usprawiedliwi go na zebraniu przed admirałem.

Sandecker z miejsca przystąpił do rzeczy.

– Stoimy przed niewiadomym, panowie – oznajmił. – Nieznani sprawcy porwali dwie osoby, a jedną ranili. Możesz zapoznać nas z sytuacją, Kurt?

Austin skinął głową.

– Miejscowa policja bada wszelkie tropy – powiedział. – Furgon miejskich służb porzucono w pobliżu Obelisku Waszyngtona. Wóz ten został skradziony kilka godzin wcześniej. Nie znaleziono żadnych odcisków palców. Wszystkie lotniska i dworce kolejowe poddano obserwacji. Paul pomógł FBI sporządzić portret pamięciowy herszta tej szajki, a Interpol rozesłał go.

– To nic nie da – rzekł Sandecker. – Mamy do czynienia z zawodowcami. Sami musimy odszukać Gamay i doktor Cabral. Jak wiecie, Rudi miał robotę za granicą. Starałem się go informować na bieżąco, ale nie zawadziłoby, gdybyś szybko w chronologicznym skrócie przedstawił sytuację.

Austin był na to przygotowany.

– Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu od nieudanego porwania Franceski Cabral – zaczął. – Kiedy jej samolot rozbił się w wenezuelskiej dżungli, uznano, że zginęła. A teraz przechodzę do współczesności. Dziesięć lat później w pobliżu San Diego ja i Joe wpadliśmy – dosłownie – na stado martwych wielorybów. Zginęły po zetknięciu się z gorącą wodą, którą wypuściło do morza podwodne laboratorium przy brzegu Baja California w Meksyku. Kiedy badaliśmy ów przypadek, laboratorium wyleciało w powietrze. Przeprowadziłem rozmowę z meksykańskim gangsterem, który służył za parawan prawdziwemu właścicielowi tego przedsięwzięcia, kalifornijskiej firmie konsultingowej Mulholland Group. Prawnik gangstera przyznał, że Mulholland wchodzi w skład międzynarodowej korporacji Gokstad. Wkrótce po rozmowie z nami gangster i jego prawnik zostali zamordowani.

– W sposób bardzo widowiskowy – podkreślił Sandecker.

– Tak jest. Nie zastrzelono ich z przejeżdżającego samochodu. Te morderstwa starannie zaplanowano, a zabójcy użyli nowoczesnej broni.

– To znaczy, że są dobrze zorganizowani i dysponują znacznymi środkami – orzekł Gunn, który jako były dyrektor NUMA do spraw logistyki świetnie orientował się w trudnościach towarzyszących zorganizowaniu każdej akcji.

– Doszliśmy do identycznego wniosku – odparł Austin. – Taką organizację i środki może zapewnić tylko wielka korporacja, która ma w tym interes.

– Gokstad?

Austin skinął głową.

– Ta nazwa z niczym mi się nie kojarzy – wyznał Gunn.

– Jedyny trop to godło tej firmy. Przedstawia ono okręt wikingów, który odkryto w wieku dziewiętnastym w norweskim Gokstad. Poprosiłem Hirama o wyszukanie wszystkiego, co wiadomo na ten temat. Wiele tego nie ma. Kłopoty ze znalezieniem informacji miała nawet Max. W każdym razie jest to potężna korporacja z holdingami na całym świecie. Na jej czele stoi Brunhilda Sigurd.

– Kobieta! – zdziwił się Gunn. – Ciekawe imię. Brunhilda była walkirią, jedną ze skandynawskich dziewic, które odprowadzały poległych bohaterów do Walhalli. Sigurd – Zygfryd – był jej kochankiem. Chyba nie sądzicie, że to jej prawdziwe imię i nazwisko?

– Niewiele o niej wiemy.

– Zdaję sobie sprawę, że megakorporacje są bezwzględne w interesach. – Gunn potrząsnął głową. – Ale tu mamy do czynienia z metodami gangsterskimi.

– Na to wygląda – przyznał Austin. – Joe – zwrócił się do Zavali – zapoznaj Rudiego ze swoimi odkryciami.

– O Gokstad dowiedziałem się od Kurta przez telefon, kiedy byłem w Kalifornii – rzekł Zavala. – Spotkałem się tam z reporterem z “Los Angeles Times”, który dużo wiedział o tej korporacji, bo wraz z grupą dziennikarzy badał jej działalność. Powiedział mi, że właśnie przygotowują cykl artykułów na temat tych, jak ich nazwał, wodnych piratów. Mieli w nich ujawnić, w jaki sposób Gokstad monopolizuje światowe zasoby słodkiej wody.

– Wierzyć mi się nie chce, żeby jedna firma była w stanie przejąć kontrolę nad całą słodką wodą na świecie – oświadczył Gunn.

– Ja też zareagowałem na to bardzo sceptycznie – odparł Zavala. – Jednak w rewelacjach tego reportera nie ma wielkiej przesady. Należącym do Gokstad spółkom legalnie zezwolono sprywatyzować rzekę Kolorado. Na całym kontynencie słodka woda przechodzi z rąk państwa w ręce prywatne. Gokstad siłą pozbyła się rywali. Ten dziennikarz twierdzi, że w ciągu kilku ostatnich lat zginęli bądź przepadli bez śladu wszyscy ci, którzy konkurowali na świecie z Gokstad albo byli przeciwni przejmowaniu przez nią firm.

Gunn gwizdnął cicho.

– Ta historia z pewnością narobi hałasu – przyznał.

– Nie tak prędko. Gazeta nagle zrezygnowała z artykułów o Gokstad. Troje pracujących nad nimi dziennikarzy zniknęło, a mój znajomy ukrył się.

– Jesteś pewien, że to nie pomyłka? – spytał zaniepokojony Gunn.