- Jestem szczęśliwy - rzekł zimno - że zachowała pani wyłącznie przyjemne wspomnienia. Szkoda, że ja nie mogę tego powiedzieć o sobie. A może nie mamy tych samych wspomnień? Ostatnie, jakie mam, nie należy raczej do takich, które chciałoby się przypominać, zwłaszcza nie w hotelowym holu.
- To proszę go nie wspominać! Niech mi Bóg wybaczy, jeśli pana uraziłam - dodała już poważniej. - Nie sądzę, żebym popełniła wielki błąd, opuszczając pana. Wybuchła wojna... i nie widziałam przed nami przyszłości.
- Czy nadal jest pani o tym przekonana? Mogła pani zostać moją żoną, jak o to prosiłem, i postąpić tak, jak inne żony żołnierzy: czekać!
- Cztery lata? Cztery długie lata? Niech mi pan wybaczy, ale ja nie umiem czekać. Nigdy nie umiałam. Jeśli czegoś pragnę, muszę to mieć od razu! Pan przebywał długo w niewoli. Nie mogłabym tego znieść.
- Ico by pani zrobiła? Zdradzałaby mnie pani? Dianora otworzyła szeroko oczy i spojrzała na księcia z namysłem.
- Trudno powiedzieć... - odparła ze szczerością, która wywołała grymas na twarzy Alda.
- I pani mówiła, że mnie kocha? - rzucił z goryczą zmieszaną z pogardą.
- Ależ kochałam pana, a może nawet zachowałam w sercu trochę tego uczucia... - dodała z uśmiechem, któremu nie potrafił się oprzeć w czasach wielkiej miłości. -Jednak pasja nie pasuje do dnia codziennego, zwłaszcza w czasach wojny. Mimo że pan w to nie wierzył, musiałam się chronić. Dania jest blisko Niemiec, a w oczach wszystkich byłam cudzoziemką, prawie wrogiem. Nawet w koronie weneckiej księżniczki byłabym zawsze podejrzana.
- Nie byłaby pani, gdyby zgodziła się przystroić książęcą koroną. Byłaby pani jedną z Morosinich. Przy mojej matce nic pani nie groziło.
- Ona mnie nie kochała. A zresztą zapomina pan o jednym, że po powrocie z niewoli musiałby pan pracować. Chyba nie został pan antykwariuszem z nudów?
- Bardziej, niż pani sądzi! Mój zawód mnie pasjonuje, ale jeśli dobrze panią rozumiem, usiłuje mi pani wytłumaczyć, że nie została moją żoną, gdyż obawiała się pani... życia w ubóstwie? Czy o to chodzi?
- Przyznaję - odparła z tą rozbrajającą szczerością, która zawsze była jej właściwa. - Nawet gdyby nie wybuchła wojna, nie wyszłabym za pana, gdyż byłam pewna, że nie będzie pan mógł prowadzić dawnego trybu życia, a ja, od kiedy opuściłam rodzinny dom, zawsze bałam się ograniczeń. Nie byliśmy bogaci i cierpiałam z tego powodu. Trudno sobie to wyobrazić, kiedy zawsze opływało się we wszystko - dodała, bawiąc się bransoletą, która musiała mieć wiele karatów. - Zanim wyszłam za Vendramina, nie wiedziałam, co to jedwabne pończochy...
- W tej chwili też pani nie jest w potrzebie... Ale, skąd ma pani te informacje o stanie moich interesów? Długo pani nie było w Wenecji...
- To prawda, ale mam tam przyjaciół.
Aldo posłał jej uśmiech kpiący i nonszalancki zarazem, który prawie zawsze odnosił zamierzony skutek.
- Na przykład Luiza Casati?
- W rzeczy samej. Skąd pan wie?
- Och, to bardzo proste: w dniu, w którym miałem wyjechać z Wenecji, zaprosiła mnie na jeden ze słynnych wieczorów, które utrzymuje w tajemnicy, i żeby mnie zwabić, obiecała niespodziankę, zaznaczając, że w moim interesie jest przyjść, jeśli chcę się dowiedzieć, co się z panią dzieje. Przez chwilę nawet pomyślałem, że panią tam zastanę...
- Nie, nie było mnie tam... a jednak wyjechał pan?
- No cóż... Zostałem człowiekiem interesu, a więc człowiekiem poważnym. Ale, w takim razie, zastanawiam się, co to mogła być za niespodzianka?
Dianora już miała odpowiedzieć, kiedy młody człowiek w surducie, któremu czas się dłużył, wyszedł z baru i podszedł do nich ze zmartwioną i jednocześnie zaniepokojoną miną. Przypomniał Dianorze, że jest już późno... Kobieta zmarszczyła czoło ze złością.
- Boże, jaki pan nudny, Zygmuncie! Przez czysty przypadek spotkałam starego, dawno utraconego przyjaciela, a pan mi mówi o zegarze! Mam ochotę odwołać tę kolację...
Morosini poderwał się z fotela i zwróci! się do młodego człowieka, który, jak mu się zdawało, był bliski łez.
- Za nic w świecie nie chciałbym pokrzyżować waszych planów na wieczór! Co do ciebie, moja droga Dianoro, nie pozwól na siebie dłużej czekać. Może spotkamy się później... albo jutro rano? Wyjeżdżam dopiero wieczorem.
- Nie. Niech mi pan obieca, że zaczeka na mnie! Nie powiedzieliśmy sobie nawet połowy tego, co nazbierało się przez te wszystkie lata. Niech pan obieca albo nie ruszam się z miejsca! - Po czym zwróciła się do młodzieńca: -W końcu, prawie nie znam hrabiego Solmańskiego, pańskiego ojca, mój drogi Zygmuncie, i moja nieobecność nie powinna sprawić mu wielkiej przykrości.
- Myli się pani! - odparł zapalczywie młody człowiek. -To by była dla niego wielka obraza, gdyby pani odwołała swoje przybycie w ostatniej chwili! Proszę, chodźmy już.
- Oczywiście, moja droga, uważam, że powinnaś pójść -dodał Morosini, w którym nazwisko gospodarza poruszyło najczulszą strunę ciekawości. - Obiecuję, że będę czekać na panią. Posiedzę sobie w barze i zamówię małe co nieco.
- W tej sytuacji - westchnęła Dianora, wstając i zapinając futro z szynszyli - poddaję się waszej woli, moi panowie! A zatem, Zygmuncie, w drogę! A z panem, książę, do zobaczenia!
Kiedy zniknęła, ponownie ściągając na siebie wszystkie spojrzenia, Aldo udał się do restauracji. Kierownik sali z uroczystą miną posadził go przy stoliku, na którym stały różowe tulipany i mała lampka z abażurem w kolorze zorzy. Potem podał mu wielką kartę i oddalił się, aby gość w spokoju wybrał coś z menu. Morosini jednak nie poświęcał karcie dań większej uwagi, podniecony myślą, że Dianora idzie na kolację do domu przy Mazowieckiej, gdzie sam zamierzał się udać. Teraz już nie musiał tego czynić: dowie się więcej od wielce urodziwej przyjaciółki, kiedy ta wróci, bowiem oczy kobiety są zawsze bardziej przenikliwe niż wzrok mężczyzny. Zwłaszcza że spotka tam prześliczną dziewczynę...
Ucieszony tą perspektywą zamówił posiłek złożony z kawioru, pieczonej kaczki z jabłkami i kołdunów, o których Polacy powiadają, że pewnego razu bogini przyszła się wykąpać w Wilejce i została zatrzymana na ziemi przez sprytnego zakochanego, któremu dała przepis na danie weselne. Były to pierożki podobne do ravioli, lecz faszerowane mięsem i szpikiem wołowym z majerankiem, które wrzuca się na wrzącą wodę i je się łyżką bez krojenia, by same pękały i rozpływały się w ustach. Do picia wybrał szampana, który miał tę zaletę, że powinien pomóc to wszystko strawić.
Wodząc wzrokiem po sali lśniącej od kryształów i sreber, Aldo pomyślał, że życie sprawiało mu dziwne niespodzianki. Dianora pewnie nie przypuszczała, że dawny kochanek będzie na nią czekać, myśląc o innej, a i on sam chętnie przyznał, że przypadkowe spotkanie zakończyłoby się inaczej, gdyby nie Anielka... Smutna nimfa wiślana oddała mu wielką przysługę, czyniąc go mniej wrażliwym na inwazję rozkosznych wspomnień sprzed lat... Dostarczając Morosiniemu nowej emocji, działała podobnie jak jeden z tych wdzięcznych parawanów, które stawia się przed kominkiem, aby osłabić siłę płomieni.
Niestety, zostało mu już niewiele czasu, jeśli chciał wyjechać jutro wieczorem... A czekało na niego tyle ważnych spraw. Z drugiej strony, nawet jeśli umierał z ochoty na spotkanie, czy warto było tracić czas dla nieznajomej zakochanej w innym, której bezsprzecznie zupełnie nie obchodził? Czy nie rozsądniej byłoby zapomnieć o całej sprawie?