Выбрать главу

Wszystkie te pytania kłębiły się w jego głowie przez resztę wieczoru, podczas którego otrzymał pokaźną dawkę rozrywki za sprawą orkiestry grającej na przemian wesołe mazurki i rozdzierające nokturny.

Po wypiciu kawy - w jej najbardziej niegodnej postaci, której sekret jest domeną hoteli - Aldo udał się do baru, gdzie mógł się obawiać co najwyżej dyskretnego pianisty. W zacisznej atmosferze znalazł chwilę wytchnienia. Było tu kilku, rozmawiających półgłosem, mężczyzn, którzy siedząc na wysokich stołkach, sączyli różne alkohole. Sam zamówił pierwszy lepszy koniak i długo ogrzewał kryształowy kieliszek w dłoni, wdychając aromat trunku i wodząc wzrokiem za oparami niebieskawego dymu z papierosa.

Po opróżnieniu pierwszego kieliszka pomyślał, czyby nie zamówić następnego, kiedy do jego stolika podszedł barman, który właśnie odebrał telefon.

-  Proszę o wybaczenie, jeśli pozwalam sobie przypuszczać, że pan jest księciem Morosinim? - spytał.

-  W rzeczy samej.

-  Mam przekazać panu wiadomość. Pani Kledermann właśnie wróciła i prosi, abym przekazał, że jest zmęczona i nie przyjdzie na spotkanie.

-  Pani jaka...? - Aldo aż drgnął, mając wrażenie, że sufit wali mu się na głowę.

-  Pani Moritz Kledermann, ta piękna kobieta, którą zdaje się widziałem rozmawiającą z panem przed kolacją, w holu. Prosiła, aby pana przeprosić, ale...

Morosini stał jak zamurowany. Barman pomyślał, że może popełnił jakąś gafę, kiedy nagle książę otrząsnął się i wybuchnął śmiechem.

-  Bez obawy, przyjacielu, wszystko w porządku! Przynieś mi jeszcze jeden koniak!

Kiedy barman wrócił z kieliszkiem, Morosini wręczył mu banknot.

-  Czy możesz mi powiedzieć, przyjacielu, który apartament zajmuje pani Kledermann?

-  Oczywiście! Apartament królewski...

-  Oczywiście, jakbym śmiał wątpić...

Dodatkowy kieliszek koniaku okazał się zbawienny, bo dzięki niemu Aldo zachował spokój w obliczu trzeciej niespodzianki tego wieczoru, i to nie najmniejszej. To, że Dianora ponownie wyszła za mąż, nie zdziwiło go. A nawet się tego domyślał. Aura luksusu roztaczana przez byłą kochankę i jej bajeczną biżuterię - ta, którą dostała od starego Vendramina, nie robiła takiego wrażenia - wszystko to kazało się domyślać w jej życiu obecności niezwykle bogatego mężczyzny. Ale że tym mężczyzną był bankier z Zurychu, którego córkę proponował mu za żonę mecenas Massaria, to przekraczało ludzkie pojęcie. Można było od tego zwariować. Gdyby się zgodził, Dianora zostałaby jego teściową! Co za temat na tragedię... albo raczej na tak lubianą przez Francuzów farsę.

Ponieważ cała sytuacja wydała mu się zabawna, postanowił ją trochę przedłużyć. Rozmowa z żoną szwajcarskiego bankiera mogła być upojną chwilą!

Nie musiał prosić portiera o wskazanie drogi do królewskiego apartamentu; dla stałego bywalca dobrych hoteli nie było nic prostszego. Na pierwszym piętrze poszedł prosto w kierunku imponujących, podwójnych drzwi, do których zapukał, zastanawiając się, co mogło pchnąć Dianorę, podróżującą samotnie w towarzystwie jednej tylko pokojówki, do zainstalowania się w tak wielkim apartamencie. We wszystkich wielkich hotelach suita królewska składała się przeważnie z dwóch salonów, czterech lub pięciu pokoi i tyluż łazienek. To prawda, nie ceniła przecież prostoty...

Drzwi otworzyła mu subretka*13. O nic nie pytając, poprowadziła go przez przedpokój do salonu w stylu empire, gdzie go zostawiła. Salon był majestatyczny, meble ozdobione pozłacanymi sfinksami wysokiej jakości, a ściany kilkoma niebrzydkimi pejzażami, tym samym miejsce to bardziej nadawało się na oficjalne przyjęcia niż na schadzki z byłą kochanką. Na szczęście w kominku buzował przyjemny ogień, łagodząc nieco to przykre wrażenie. Aldo usiadł w najcieplejszym miejscu i zapalił papierosa.

Potem wypalił jeszcze trzy i kiedy zaczął tracić cierpliwość, otworzyły się drzwi, w których stanęła Dianora. Na jej widok Aldo wstał.

-  Czy ma pani zwyczaj otwierać drzwi pierwszemu lepszemu? - spytał ironicznie. - Pani pokojówka nawet mnie nie spytała o nazwisko.

-  Nie musiała. Jednak niezbyt było panu spieszno, aby mnie odwiedzić.

-  Nie byłem zaproszony. Gdyby pani mnie wezwała, przybyłbym niezwłocznie.

-  A więc dlaczego pan przyszedł, skoro pana nie wzywałam?

-  Miałem nieodpartą ochotę porozmawiać z panią! Wiem, że kładzie się pani późno. Widzę jednak, że pani wieczór trwał krótko. Wcześnie pani wróciła. Czyżby przyjęcie okazało się aż tak nudne?

-  Bardziej, niż pan przypuszcza! Hrabia Solmański jest z pewnością wielkim szlachcicem, ale przy tym nudnym jak flaki z olejem, a w jego salonach panuje senna i nużąca atmosfera.

-  Dlaczego zatem poszła tam pani? Przecież nie jest w pani zwyczaju odwiedzać ludzi, którzy się pani nie podobają lub panią nudzą?

-  Zgodziłam się tam pójść, aby zrobić przyjemność mojemu mężowi, który prowadzi z hrabią interesy. Ale chyba nie powiedziałam panu jeszcze, że ponownie wyszłam za mąż?

-  Dowiedziałem się tego od barmana, ale to też sposób, by być na bieżąco. A odnośnie niespodzianek, wnoszę, iż to właśnie taką zarezerwowała dla mnie Luiza Casati tamtego wieczoru? Czy to szczęśliwe wydarzenie miało miejsce niedawno?

-  Raczej nie. Jestem mężatką od dwóch lat.

-  Moje szczere gratulacje. A więc jest pani teraz Szwajcarką? - rzucił Morosini z impertynenckim uśmiechem. -Nie dziwi zatem fakt, że wróciła pani do hotelu tak wcześnie! W tym kraju ludzie również kładą się wcześnie. To takie dobre dla zdrowia...

Dianorze nie spodobał się ten żart. Odwróciła się od gościa, co pozwoliło mu podziwiać doskonałą sylwetkę w długim szlafroku z cienkiej białej wełny, wykończonym gronostajowym futrem.

-  Znałam pana jako człowieka bardziej subtelnego -szepnęła z wyrzutem. - Jeśli zamierza mi pan prawić impertynencje, wkrótce zacznę żałować, że pana wpuściłam.

-  Skąd przypuszczenie, że chciałem być niemiły? Myślałem tylko, że zachowała pani dawne poczucie humoru. W takim razie, pomówmy o dobrej przyjaźni i o tym, w jaki sposób została pani panią Kledermann? Miłość od pierwszego wejrzenia?

-  W żadnym razie... przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Poznałam Moritza w Genewie podczas wojny. Zaczął się do mnie umizgiwać, ale wtedy wolałam zachować wolność. Widywaliśmy się jeszcze potem, aż w końcu zgodziłam się wyjść za niego. To człowiek bardzo samotny.

Morosini uznał tę historię za zbyt krótką i uwierzył w nią tylko częściowo; nigdy nie spotkał kolekcjonera, który czułby się samotny. Jako jeden z nich dobrze wiedział, że pasja wystarcza zbieraczowi na zagospodarowanie wszystkich wolnych chwil, zakładając, że w ogóle takimi dysponuje. Co nie mogło jednak dotyczyć człowieka interesów pokroju Kledermanna. Aldo zachował swoje wnioski dla siebie i zauważył niedbale:

-  Aż tak samotny? W kręgach, w których obecnie się obracam, pani mąż jest dość znany. Słyszałem, że ma córkę?

-  W rzeczy samej, ale do tej pory nie udało mi się wkraść w jej łaski. To dziwne i bardzo niezależne stworzenie. .. Dużo podróżuje, chcąc zadowolić swoją pasję - sztukę. W każdym razie nie przepadamy za sobą..

W to Morosini mógł łatwo uwierzyć. Która rozsądna dziewczyna chciałaby widzieć swego ojca w szponach takiego demona? Teraz miał ją przed sobą w całej okazałości i jej powab uderzył go jeszcze bardziej niż wieczorem, może dlatego, że nie miała na sobie wszystkich tych ozdób, tylko biały szlafrok, który rozchyliwszy się, przypomniał mu, że miała najzgrabniejsze nogi na świecie. Aby móc lepiej je podziwiać, cofnął się w stronę kominka i oparł o jego obudowę. Mimowolnie pomyślał, co takiego mogła mieć pod spodem... Chyba niewiele?...