Выбрать главу

-  Nie sądzę, żeby mnie widział w inny sposób niż na fotografii. Interesuję go, ponieważ przyniosę mu w wianie klejnot, którym on jest zainteresowany od dawna. Mimo to zdaje się, że się mu podobam...

-  Co to za historia? - z niedowierzaniem mruknął pod nosem Morosini. - Żeni się z panią z powodu posagu? Chyba mi pani nie powie, że ośmielono się uczynić z pani rodzaj... nagrody za zakup? To by było okropne!

Anielka nagle się uspokoiła i dokończywszy picie koniaku, utkwiła jasne spojrzenie w oczach rozmówcy. Tylko w kącikach jej ust pojawił się pogardliwy uśmieszek.

-  A jednak to prawda. Ten finansista dawał wysoką cenę za ów klejnot. Mój ojciec powiadomił go, że drogocenny przedmiot, pochodząc od mojej matki, nie należy do niego i że zgodnie z jej ostatnią wolą, nie wolno mi się go pozbyć. Odpowiedź przyszła natychmiast: napisał „ożenię się", no i ożeni się ze mną. No cóż, to z pewnością nałogowy kolekcjoner. Pan nie wie, co to za choroba... bo to musi być choroba!

-  A jednak mogę zrozumieć, ponieważ sam nią jestem dotknięty... ale żeby do tego stopnia? A czy pani ojciec się zgadza?

-  Oczywiście! Ma na oku fortunę tego człowieka, a za pomocą kontraktu ślubnego zapewni mi jej część... nie licząc spadku. Ten człowiek jest o wiele starszy ode mnie. Musi mieć... co najmniej tyle lat co pan! Może nawet więcej... Myślę, że musi mieć pięćdziesiąt lat!

-  Niechże pani zostawi wiek w spokoju! - burknął Al-do bardziej rozbawiony niż zły. Było oczywiste, że w oczach tej dziewczyny lekko siwiejące skronie nadawały mu wygląd patriarchy. - A teraz co pani zamierza? Spróbować wody w Sekwanie, czy rzucić się pod koła wagonów w metrze?

-  Co pan wygaduje! To takie okropne.

-  Tak pani myśli? Jak pani uważa, co by się stało, gdyby udało się pani sforsować drzwi pociągu? Skutek byłby dokładnie taki sam. Wpadłaby pani pod koła lub została inwalidką! Samobójstwo jest sztuką, moja droga, jeśli chce się zostawić po sobie znośny obraz...

-  Niech pan zamilknie!

Anielka pobladła tak, że pomyślał, czy nie poprosić konduktora o kolejną porcję koniaku, ale nie dała mu czasu na decyzję.

-  Czy chce mi pan pomóc? - spytała nagle. - Już dwa razy pokrzyżował pan moje plany, skąd wnioskuję, że nie jestem panu zupełnie obojętna... W takim razie, czy przyjdzie mi pan z pomocą?

-  Pragnę pani pomóc, oczywiście. Jeśli tylko to będzie w mojej mocy...

-  Już się pan waha... ?

-  To nie to. Jeśli chce pani coś zasugerować, to proszę, wspólnie przedyskutujemy pani propozycję.

-  O której pociąg będzie w Berlinie?

-  Około czwartej nad ranem, jak sądzę. Dlaczego mnie pani o to pyta?

-  Bo to moja jedyna szansa. O tej porze wszyscy będą spali...

-  Z wyjątkiem konduktora, podróżnych wysiadających i wsiadających - odparł Morosini, którego zaczął niepokoić taki charakter konwersacji. - Co pani zamierza?

Pomysł jest prosty: pomoże mi pan wysiąść z pociągu i razem uciekniemy... - Naprawdę, chciałaby pani...?

-  Żebyśmy uciekli razem, pan i ja. Wiem, że to szaleństwo, lecz czyja nie jestem warta szaleństwa? Może się pan nawet ze mną ożenić... jeśli pan chce...

Podczas chwili olśnienia wyobraźnia podsunęła Moro-siniemu całą galerię czarujących obrazów: ona i on uciekający w automobilu do Pragi, żeby zdążyć na pociąg, który zawiezie ich do Wiednia, a potem do Wenecji, gdzie zostanie jego... Co to by była za urocza księżniczka Mo-rosini! Stary pałac ożyłby w blasku jej młodości... Tylko że romantyczna przyszłość jawiła się raczej jak sen niż rzeczywistość, ale sen zawsze się kiedyś kończy i powrót do rzeczywistości bywa bolesny. Anielka była niewątpliwie wielką pokusą, a jej obraz pozwolił mu na równą walkę z Dianorą, lecz inny obraz szybko zastąpił jej uroczą twarz: małego człowieczka ubranego na czarno, leżącego w kałuży krwi, który nie miał już twarzy, oraz echo głębokiego błagalnego głosu, który nigdy nie wymówił słów, usłyszanych przez Alda:

- Teraz mam tylko pana! Niech pan mnie nie opuszcza!

Jednak coś mu podpowiadało, że uciekając z dziewczyną, odwróciłby się plecami do człowieka z dzielnicy żydowskiej i stracił szansę odkrycia zabójcy matki... Czy kochał ją do tego stopnia? Czy może był nią tylko zauroczony?... Podobała się mu, pociągała, podsycała pożądanie, ale jak sama mówiła, był za stary na romantyczną miłość...

Jego milczenie zniecierpliwiło dziewczynę.

-  Czy to wszystko, co ma mi pan do powiedzenia?

-  Zgodzi się pani chyba, że taka decyzja wymaga namysłu? Ile pani ma lat, Anielko?

-  Dziewiętnaście... Wiek nieszczęścia...

Tego się właśnie obawiałem. Czy wie pani, co by się stało, gdybym panią porwał? Pani ojciec miałby prawo ścigać mnie przed każdym sądem w jakimkolwiek kraju Europy za nakłanianie do rozwiązłości i uwiedzenie osoby niepełnoletniej.

-  Och, myślę, że posunąłby się znacznie dalej: wsadziłby panu kulkę w łeb...

-  Chyba że bym mu w tym przeszkodził, sam go zabijając, co stworzyłoby sytuację jak z dramatów Corneille'a... -pomyślał książę na głos.

- Jeśli pan mnie kocha, jakie to może mieć znaczenie? O słodka młodości! Nagle Aldo poczuł się bardzo stary.

-  Czy powiedziałem, że panią kocham? - spytał bardzo spokojnie. - Gdybym wyjawił, jakie uczucia pani we mnie wzbudza, byłaby pani zaszokowana! Ale, zejdźmy na ziemię i przeanalizujmy sytuację na zimno...

-  A więc nie chce pan wysiąść wraz ze mną w Berlinie?

-  To byłoby najbardziej niebezpieczne szaleństwo, jakie moglibyśmy popełnić. Obecne Niemcy są najmniej romantycznym państwem świata...

-  A zatem wysiądę sama! - upierała się Anielka.

-  Niech pani nie opowiada głupstw! Na razie jedyne rozsądne rozwiązanie to wrócić do przedziału i porządnie się wyspać. Potrzebuję czasu do namysłu. Możliwe, że w Paryżu będę mógł przyjść pani z pomocą, podczas gdy w Niemczech jest to wykluczone.

-  Trudno. W takim razie już wiem, co mam robić...

Anielka wstała, ciskając ze złością pelisę księcia, i rzuciła się w stronę drzwi.

Aldo chwycił ją w przelocie i przytrzymał raz jeszcze, przyciskając do siebie.

-  Niech pani przestanie zachowywać się jak dziecko. Łatwo jest panią kochać... może zbyt łatwo i im więcej panią znam, coraz mniej znoszę myśl o pani małżeństwie...

-  Gdybym mogła panu wierzyć...

A czy w to pani uwierzy?

Aldo pocałował ją z siłą i zachłannością, które jego samego zaskoczyły. Wrażenie czerpania z chłodnego źródła po upalnym dniu, zanurzenia twarzy w bukiecie kwiatów... Po chwili dzikiego oporu Anielka poddała się z cichym westchnieniem, pozwalając swemu ciału dotknąć ciała księcia. Lecz nagle w mózgu Alda zabrzmiało coś na kształt alarmu, który oderwał go od dziewczęcia, co uratowało ją od rzucenia na kanapę i potraktowania jak pierwszej lepszej dziewki wziętej podczas szturmu miasta.

- Jest tak, jak mówiłem - powiedział z bałamutnym uśmiechem, który na dobre rozbroił dziewczynę - pani jest stworzona do miłości. A teraz proszę iść spać i obiecać, że jutro rano znowu się zobaczymy. Proszę! Niech pani obieca!

-  Przysięgam...

Tym razem ona musnęła ustami usta Alda, który otwierał przed nią drzwi. Lecz kiedy już miała przekroczyć próg, nagle... znalazła się nos w nos ze swoim ojcem. Wydała cichy okrzyk i chciała zamknąć drzwi z powrotem, lecz hrabia Solmański był już w środku.

Aldo spodziewał się wybuchu gniewu, ale nic takiego nie nastąpiło. Solmański zmierzył tylko drżącą jak osika córkę wzrokiem od stóp do głów i rozkazał: