Выбрать главу

- I czekałby pięć lat, żeby zrealizować swój zamysł?

-  A czy miał inne wyjście? Najpierw postanowił skorzystać z pańskiej przymusowej nieobecności w Wenecji, a następnie czekać, aż jego córka osiągnie pełnoletność. Trudno oferować dziecko trzynastoletnie, które nie było z pewnością wtedy takie piękne jak teraz. Myślę, że moja wersja ma ręce i nogi. Ponadto coś mi mówi, że ten Solmański jest zdolny do wszystkiego.

-  Chciałbym, aby dowiedział się pan czegoś więcej o tym Polaku, który według mnie wygląda jak pruski oficer. Ja ze swej strony też mam zamiar zaatakować Ferralsa.

-  W jaki sposób?

-  Zagram w otwarte karty i zapytam go, dlaczego tak pożąda tego właśnie klejnotu i dlaczego nie zwrócił się bezpośrednio do mnie.

Archeolog zamyślił się na chwilę, pieszcząc palcem statuetkę boga-sokoła Horusa stojącą na cokole.

-  Metoda bezpośrednia może, w jego przypadku, okazać się skuteczna, ale zastanawiam się, czy jest właściwa. Osobnik jest sprytny i z łatwością może wyprowadzić pana w pole.

-  Drogi Adalu, nie jestem takim safandułą, za jakiego mnie pan uważa! Nie przyszłoby mu to tak łatwo!

-  Z pewnością, ale jak zamierza pan umówić się na spotkanie? Ferráis jest bardzo nieufny.

Nie wątpię, ale spotkanie się odbędzie. Gdybym chciał, mógłbym go sprowadzić do pani de Sommieres. Czy mówiłem panu, że zarzuca moją ciotkę propozycjami kupna jej pałacu,

-  gdyż chce powiększyć swój? Jednak wolę sam go odwiedzić... bo mam wielką ochotę obejrzeć jego dom od środka.

-  Aby zmieścić to wszystko, co on przechowuje, te wszystkie rzeźby, stele, sarkofagi i inne bibeloty, potrzeba coraz więcej miejsca. Jego pałac pęka już w szwach, a ten, który ma w Londynie, też jest zapchany po brzegi. Lecz czy za tą chęcią wejścia do jaskini lwa kryje się nadzieja ujrzenia jego uroczej narzeczonej? Coś mi mówi, że nie jest pan nieczuły na jej wdzięki!

-  Śmiem twierdzić, że pana szalona grzywka, choć zasłania oczy, nie przeszkadza panu widzieć jasno pewnych spraw. To prawda, podoba mi się, ale błagam, nie mówmy o tym. I bez tego czuję, że się ośmieszam.

-  Nie ma najmniejszego powodu. Biorąc pod uwagę propozycję, jaką panu złożyła w pociągu, założyłbym się, że pan jej dość odpowiada... Tylko że w chwili obecnej powinien pan o niej zapomnieć. Ferrals nie odda łatwo zdobyczy. Niech pan spróbuje na razie spytać go o szafir, lecz nie o przyszłą lady. To by było dla niego za wiele, jak na jeden raz!

-  Niech pan będzie spokojny. Nie jestem kretynem i muszę wybrać rzecz ważniejszą.

-  To dobrze. Ach! Powiedział pan, że Aronow przekazał panu kopię wisiora?

-  Co pan chce z nią zrobić?

-  Umieścić w bezpiecznym miejscu. Od chwili kiedy pan o niej wspomniał, nie jest pan bezpieczny - odparł zimno Vidal-Pellicorne. - To by była niepowetowana szkoda, gdyby pan stracił przez to życie...

Aldo popatrzył na swego rozmówcę z nieskrywanym zdziwieniem.

-  Czy pan mówi poważnie?

-  Jak najbardziej! Jeśli pan zażąda oddania szafiru, jestem przekonany, że znajdzie się pan w niebezpieczeństwie. Ci ludzie zbytnio się natrudzili, by go zdobyć. Pozostanie im tylko jedno: usunąć pana!

-  Ci ludzie?... Ma pan na myśli Ferralsa?

-  Niekoniecznie. Można sprzedać wystarczającą ilość broni, by zniszczyć całą ludzkość, nie brudząc sobie rąk. Na tym poziomie śmierć staje się terminem abstrakcyjnym. Zresztą reputacja sir Eryka jest raczej dobra: jest twardy w interesach, lecz prostolinijny i uczciwy. Ale za to ten pana Solmański niepokoi mnie znacznie bardziej... Interes, który ubija z Ferralsem, nie świadczy na jego korzyść.

-  Zgoda, ale stąd do zabójstwa...

-  Gdyby dziewczyna była wolna, skłonny byłbym twierdzić, że chce pan omotać przyszłego teścia. Niech się pan skupi! Pochodzi z Warszawy, gdzie mieszka Szymon... na razie, i to w Warszawie zamordowano Elie Amschela... i poradzono panu, żeby pan stamtąd jak najszybciej uciekł!

-  Jeśli to on jest winny, z łatwością mógł się mnie pozbyć w pociągu. Byłem sam.

-  Niech pan zbytnio tego nie upraszcza. Czy wolno mi będzie działać na własny sposób?

-  To znaczy?

-  Spróbuję zamienić klejnoty: fałszywy na prawdziwy. Mam może niezgrabne stopy, ale dłonie bardzo zręczne -dodał Adalbert, kontemplując swoje długie palce z prawdziwą satysfakcją.

- Ijest pan pewny, że to się uda? Aldo usłyszał westchnienie.

-  Niestety nie. Wszystko będzie zależeć od okoliczności...

-  A więc - rzekł Aldo, wstając - ja również będę realizować swój plan. Przynajmniej coś się będzie działo.

-  Dlaczego nie? Ale niech mi pan zaufa: musi mi pan najpierw powierzyć swą kopię.

-  Dziś wieczorem. A teraz, kiedy uzgodniliśmy stanowiska, czy mogę zadać pytanie... trochę niedyskretne?

-  Dlaczego nie? Niedyskrecja bywa bardzo pouczająca.

-  Jest pan archeologiem?

-  Zapalonym! Gdybym w związku ze śmiercią Amschela nie musiał pomagać Szymonowi, byłbym teraz w Egipcie, mój drogi, w towarzystwie poczciwego pana Loreta, kierownika muzeum w Kairze, w trakcie wykopalisk, które w Dolinie Królów rozpoczęli lord Carnavon i Howard Carter. Dysponują środkami, których my nigdy nie będziemy mieli. Czy to aluzja do moich dłoni i wczorajszej ekspedycji, które pana niepokoją?

-  Nie jestem zaniepokojony, lecz ciekawy...

-  Nie mam nic z włamywacza... nawet jeśli moje zdolności ślusarskie przekraczają typowe umiejętności. Już dawno zrozumiałem, do jakiego stopnia to może być użyteczne.

-  Będę o tym pamiętać. A teraz niech mi pan życzy szczęścia. I dziękuję za obiad. To byt prawdziwy sukces kulinarny!

*   *   *

Wczesnym popołudniem Cyprian w meloniku i długim, czarnym płaszczu pozapinanym szczelnie jak na pojedynek, zaniósł do pałacu Ferralsa kartkę od Alda, w której książę prosi barona o rozmowę. Odpowiedź przyszła w ciągu pół godziny: sir Eryk pisał, że jest bardzo zaszczycony, mogąc przyjąć księcia Morosiniego, i proponował spotkanie jutro o piątej po południu.

-  Pójdziesz tam? - spytała pani de Sommieres, której ta wizyta się nie podobała. - Lepiej będzie, jeśli zaprosisz go tutaj.

-  Żeby pomyślał, iż zdecydowałaś się na sprzedaż? Nie idę do Canossy, ciociu Amelio, lecz zamierzam rozmawiać o interesach i wolałbym, żebyś nie była w to zamieszana...

-  Tylko bądź ostrożny! Przeczucie mi mówi, że na tym nieszczęsnym szafirze można się sparzyć, a mój sąsiad nie wzbudza zaufania.

-  To naturalne, biorąc pod uwagę wasze stosunki, ale bądź pewna, że mnie nie zje!

Aldo miał całkowicie spokojny umysł. Kiedy szedł do Ferralsa, czul, że udaje się raczej na krucjatę, niż że pakuje się w zasadzkę. Mimo to rano odwiedził pewnego handlarza bronią, aby zgodnie z radą Adalberta kupić małego browninga 6,35. I chociaż broń ta nie mogła zepsuć eleganckiej linii szarego garnituru uszytego w Londynie, zostawił ją w domu.

Tenże garnitur znalazł się wkrótce we właściwym towarzystwie, gdyż sługa w angielskim tużurku, kamerdyner i sekretarz, którzy przyjęli gościa w pałacu barona, byli niezwykle eleganccy. Co do domu, był on mieszanką Bri-tish Museum i pałacu Buckingham. Ż pewnością wyglądał jak siedziba człowieka bogatego, ale pozbawionego gustu. Morosini patrzył z

przygnębieniem na nagromadzenie antycznych dzieł sztuki, niekiedy nieprawdopodobnej urody, jak ten Dionizos Praksytelesa sąsiadujący z bykiem kreteń-skim czy dwie gabloty wypełnione po brzegi wspaniałymi greckimi amforami. Zgromadzono tam tyle antyków, że mogły wypełnić jeden lub dwa muzea oraz trzy lub cztery galerie.