Выбрать главу

Mówiąc, jednocześnie kopnęła dotkliwie w piszczel siostrzeńca, który aż dostał czkawki, lecz wnet zrozumiał przesłanie i odwrócił oczy.

-  Chyba ciocia ma rację... - westchnął ciężko. - Jednak w tej sytuacji można tylko się wzruszać, ponieważ, zgodnie z tym, co pisze prasa, żona Ferralsa zginie, jeśli porywacze nie dostaną okupu!

-  Nie ma się o co bać - podjęła starsza pani. - Co znaczy dwieście tysięcy dolarów dla handlarza bronią? Zapłaci i wszystko wróci do starego porządku... Mino, skoro wyjeżdża pani wieczorem do Wenecji, czy mogłabym panią obarczyć kilkoma listami do moich weneckich przyjaciół?

-  Oczywiście, pani markizo. Z największą przyjemnością. A teraz, jeśli zechce mi pani markiza wybaczyć, chciałabym się spakować.

Mina wyszła z jadalni, żegnana spojrzeniem pani de Sommieres, której Aldo nie omieszkał zaatakować, gdy tylko za sekretarką zamknęły się drzwi.

Dlaczego ciocia kopie mnie pod stołem? Nie ukrywam, że cios był niezwykle dotkliwy!

-  Nie tylko wielki z ciebie delikacik, ale również godny politowania bęcwał! I do tego gamoniowaty bęcwał!

-  Nie rozumiem dlaczego?

-  Tak jak mówię: jesteś gamoń! Oto nieszczęśnica, która przez setki kilometrów będzie pilnować klejnotu niebezpiecznego jak laska dynamitu, a ty tymczasem ubolewasz nad losem jakiejś nieznajomej! A nie przyszło ci do tego zakutego łba, że twoja sekretarka kocha się w tobie potajemnie?

Aldo parsknął śmiechem.

-  Mina zakochana? Ależ ciocia raczy żartować!

-  Ja, żartować? Wierz mi lub nie, lecz jeśli zależy ci na twojej sekretarce, bądź dla niej milszy! Nawet jeśli uparcie nie zauważasz w niej kobiety, jest nią. Mając dwadzieścia dwa lata, ta dziewczyna też ma prawo do marzeń.

-  A co, według cioci, miałbym uczynić? Poprosić ją o rękę?

- Ipomyśleć, że uważałam cię za inteligentnego - westchnęła stara dama i dała za wygraną.

* * *

Przez cały dzień nie można było wychylić nosa z domu. Ludzka nawałnica przypuściła szturm na pałac Ferralsa. Czereda dziennikarzy, fotografów i ciekawskich wdarłaby się przez najmniejszy otwór, gdyby nie kordon policji ściśle otaczający posesję. Sąsiedzi również czuli się jak podczas oblężenia.

-  Przecież ja dzisiaj wyjeżdżam. Jak się stąd wydostanę? - niepokoiła się Mina.

Musi pani zaufać Lucjanowi, mojemu mechanikowi, aby przebić się przez ciżbę! - powiedziała pani de Sommieres.

-  Odwiozę panią - obiecał Aldo. - Chcę mieć pewność, że spokojnie pani pojedzie. Na razie musimy uzbroić się w cierpliwość: ci ludzie nie będą tu sterczeć w dzień i w nocy!

Jednak, znając nieskończoną wytrwałość tłumu wietrzącego aferę kryminalną, a nawet krew, nie był tego do końca pewny. I rzeczywiście, do zmroku nikt nie opuścił ani na krok upatrzonej pozycji.

Wieczorem przyszedł portier z wiadomością, że sir Eryk Ferrals prosi księcia Morosiniego do telefonu. Aldo wybiegł z salonu bez zastanowienia i już po chwili usłyszał w słuchawce charakterystyczny głos:

-  Bogu niech będą dzięki, że pana zastałem. Obawiałem się, że już pan wyjechał z Paryża.

-  Miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia. O co chodzi?

-  Potrzebuję pana. Czy mógłby pan przyjść do mnie około ósmej?

-  Niestety nie. O tej porze odprowadzam znajomą na dworzec.

-  No to później! Kiedy panu odpowiada, tylko, na Boga, niech pan przyjdzie!

To sprawa życia i śmierci!

-  Przyjdę wpół do jedenastej. Niech pan uprzedzi ochronę.

-  Będę na pana czekać.

* * *

I rzeczywiście, czekano na niego. Jego nazwisko pozwoliło mu przedrzeć się przez kordon policji, a na podjeździe czekał na niego kamerdyner i sekretarz, którego kiedyś już spotkał. Być może ubyło już trochę ciekawskich, lecz ci, którzy pozostali na swoich stanowiskach, przygotowywali się na spędzenie tu nocy.

Oczywiście pojawienie się tego postawnego i eleganckiego mężczyzny wzbudziło zainteresowanie. Jego przejście powitały szepty, a dwóch dziennikarzy próbowało przeprowadzić z nim wywiad, lecz książę wywinął się z tego z uśmiechem pełnym kurtuazji.

Sir Eryk czekał na niego w gabinecie. Handlarz broni, blady i rozdygotany, maszerował po wielkim pomieszczeniu, rozrzucając na wpół wypalone papierosy gdzie popadło i nie troszcząc się o wspaniały turkmeński dywan. Na widok Morosiniego przystanął.

-  Z porannych gazet dowiedziałem się, jakie nieszczęście pana spotkało, sir Eryku - rozpoczął gość, lecz ten przerwał mu gwałtownie:

-  Niech pan nie używa tego słowa! Pragnę wierzyć, że nie chodzi o rzecz nieodwracalną! Dziękuję, że pan przyszedł.

-  Powiedział pan, że mnie potrzebuje. Przyznam, że nie rozumiem. Co mógłbym dla pana zrobić?

Sir Eryk wskazał gościowi fotel, lecz sam nie usiadł, a Aldo miał wrażenie, jakby spojrzenie gospodarza ważyło tonę.

-  Wymagania porywaczy mojej żony, o których dowiedziałem się tej nocy, czynią z pana najważniejszą osobę w tej grze... śmiertelnej grze, którą rozpoczęli tamtego wieczoru, porywając lady Anielkę z mojego domu, prawie na moich oczach.

-  Ja, jak to możliwe?

-  Nie wiem, lecz to prawda. Muszę spełnić ich żądania.

-  Chciałbym, żeby mi pan wyjaśnił kilka spraw, zanim powie pan o roli, jaką dla mnie wyznaczył.

-  Proszę pytać.

-  Jeśli w tym, co przeczytałem, jest choć trochę prawdy, lady Ferrals zniknęła już wtedy, kiedy pan nas zawiadomił, że jest bardzo cierpiąca.

-  W istocie. Kiedy po nią poszedłem, aby ją zabrać na pokaz ogni sztucznych, nie było jej w pokoju. Zastałem tam tylko ogłuszoną, związaną Wandę i list napisany po angielsku drukowanymi literami oznajmiający fakt porwania i nakazujący mi milczenie. Zakazano mi zawiadamiać policji pod groźbą zabicia żony. Na koniec napisali, że zostanę poinformowany później, jakie stawiają warunki w zamian za powrót żony... nietkniętej. Poza tym miałem następnego dnia wrócić do Paryża.

-  Stąd opowiastka o chorobie i wezwanie karetki? -Właśnie. Samochód zabrał jedynie kukłę przygotowaną przez Wandę.

-  A czy ona nie powiedziała panu, kto ją tak potraktował? Nic nie widziała, nie słyszała?

-  Nic! Otrzymała niespodziewanie cios w głowę i straciła przytomność.

-  Skąd w takim razie ta afera rozpętana przez poranne gazety?

-  Sam chciałbym wiedzieć. Niech pan mi wierzy, że nie maczałem w tym palców.

-  A może ktoś z pańskiego otoczenia?

-  Mam całkowite zaufanie do tych, którzy pomogli mi odegrać tę żałosną komedię. Zresztą - dodał sir Eryk z uśmiechem gorzkiej pogardy - zajmują u mnie stanowiska, których nigdzie indziej by nie znaleźli, ponieważ nigdy bym do tego nie dopuścił.

Eryk wyraźnie wycedził ostatnie sylaby, podkreślając brzmiącą w nich groźbę. Morosini wyciągnął z etui papierosa i zapalił go, z oczami utkwionymi w przestrzeń.

-  A zatem - westchnął, wypuszczając pierwsze kłęby dymu -jaki jest powód mojej obecności w tym domu dzisiejszego wieczoru?

Ferrals odwrócił się w stronę okna otwartego na park plecami do Morosiniego.

-  Ależ, to proste! Okup trzeba zapłacić pojutrze wieczorem i to pan ma go dostarczyć!

Zapadła cisza. Aldo nie wiedział, czy go słuch nie myli, i kazał Erykowi powtórzyć.

-  Przepraszam, ale nie wierzę własnym uszom. Czy naprawdę pan powiedział, że to ja mam dostarczyć okup?

-  Tak, to prawda! - odparł sir Eryk, nie odwracając się. -Ale... dlaczego ja?