Выбрать главу

Aldo odwrócił się w stronę Anielki, lecz ujrzał tylko jej plecy, drżące ramiona i pochyloną głowę. Pomyślał, że płacze, i nabrał trochę nadziei, mimo że wypowiedziała tyle strasznych słów, słów, których nie rozumiał...

-  To, co mi pani mówiła w ogrodzie? Ale... nie musiała pani chyba... mam nadzieję?

W tym momencie Anielka odwróciła się, ukazując twarz zalaną łzami.

-  No więc, niech pan wyjdzie z błędu, mój drogi! Ta biel, która mnie otaczała, kiedy mnie wiedziono do ołtarza, była kpiną... nędzną maskaradą: już poprzedniej nocy nie byłam dziewicą i byłam już żoną Ferralsa.

Morosini zaprotestował okrzykiem, po czym rzucił na Anielkę niedowierzające i zarazem błagalne spojrzenie.

-  Mówi tak pani, by mnie zranić. Nie wierzę, że ten człowiek jest jak zwierzę. Wiem... powiedziano mi, że po uroczystości cywilnej otrzymała pani błogosławieństwo pastora, lecz według tradycji katolickiej przed zawarciem małżeństwa...

-  Nie zostało zawarte! Jak pan sądzi, dlaczego zemdlałam w momencie przysięgi małżeńskiej po wypowiedzeniu słów, które nic nie znaczą?

-  Do czego to było pani potrzebne, skoro, jak pani utrzymuje, najgorsze już się stało?

-  Dzięki temu wiem, że Pan Bóg nie poświęcił tego związku i że przynajmniej przed Nim jestem nadal wolna. I nie „utrzymuję", że najgorsze się stało: zostałam wzięta silą! Zakradł się do mego pokoju jak złodziej, był pijany... i posiadł mnie... Następnego dnia przepraszał, tłumacząc, że żądza, jaką w nim wzbudzam, jest silniejsza od jego woli...

-  Obawiam się, że to prawda - odparł Aldo z goryczą.

-  Może, lecz nic nie wymaże ohydnego wspomnienia obleśnych pieszczot tego potwora. To było takie straszne... takie odrażające!

Anielka przesuwała dłonie wzdłuż ramion, szyi i brzucha, jakby chciała wymazać ślady brudu. Równocześnie z jej dużych oczu spływały łzy jak groch.

Aldo, nie mogąc znieść widoku jej rozpaczy, zbliżył się i wziął ją w ramiona. Bał się gwałtownej reakcji, krzyku złości, wściekłej obrony... Lecz Anielka, której ciałem wstrząsał szloch, przytuliła się do jego piersi. Dla niego była to chwila tak błogiego szczęścia, że na chwilę zapomniał o tym, gdzie się znajduje... Ale chwila ta nie trwała długo.

Anielka wyrwała się z jego ramion i odbiegła na drugi koniec pokoju, a kiedy chciał do niej podejść, przygwoździła go na miejscu jednym zdecydowanym gestem.

-  Niech pan się do mnie nie zbliża! Między nami wszystko skończone! Właśnie powiedzieliśmy sobie adieu!

-  Nie mogę się na to zgodzić! Pani nadal mnie kocha, jestem pewien, i Bóg mi świadkiem, że nie zdradziłem pani i że w moim sercu jest miejsce tylko dla pani!

Jest pani niesprawiedliwa!

-  Naprawdę?

-  Naprawdę! Gdybym odgadł, co się stanie w dzień przed ślubem, nigdy bym do tego nie dopuścił! Teraz musi pani zapomnieć! Z czasem i dzięki wielkiej miłości, uda się pani! A teraz proszę pójść ze mną, przecież przyjechałem po panią!

- I myśli pan, że pójdę za panem?

-  Zapłaciłem okup. Jest pani wolna!

-  I zawsze byłam... Zresztą znowu pan kłamie: to Fer-rals zapłacił okup, to Ferrals pana tu przysłał! Ale nie, on spokojnie czeka, aż mnie pan przywiezie do jego łóżka! Ale ja nie chcę! Mamy ładną sumkę i nasz rodzinny szafir - dodała, podkreślając ostatnie słowa. - Ojciec będzie musiał się tym zadowolić. Niech diabli wezmą majątek! Znajdzie fortunę gdzie indziej!

-  Używając pani jako przynęty, to nie ulega żadnej wątp-li-wości! Czy pani przypuszcza, że jej towarzysze wszystko pani przekażą lub nawet podzielą się z panią? To by mnie bardzo zdziwiło! I gdzie ma pani zamiar się udać, opuściwszy to miejsce?

-  Jeszcze nie wiem... Może do Ameryki? W każdym razie daleko stąd, tak by wszyscy pomyśleli, że nie żyję...

-  A ojciec się na to zgadza?

-  Ojciec o niczym nie wie. Pewnie nie będzie zadowolony, ale Zygmunt wszystko załatwi i wtedy papa zrozumie, że mieliśmy rację.

-  Ach tak. A zatem, niech pani będzie tak dobra i powie mi, co ze mną zrobicie?

-  Nie zrobimy panu krzywdy, może pan być pewien! Przysięgli mi, że nie będą nastawać na pańskie życie. Zostawimy pana tutaj związanego, a kiedy pan już będzie mógł zawiadomić policję, będziemy daleko...

-  ...a ponieważ nie przywiozę ani pani, ani szafiru, pani mąż - jest nim, czy pani chce, czy nie chce! - pomyśli, że przywłaszczyłem sobie panią i klejnot. To odrażające, choć raczej dobrze obmyślone! I pomyśleć, że byłem tak głupi, chcąc, by została pani moją żoną! Nie można się bardziej ośmieszyć. Co do pani i Zygmunta, jesteście parą niebezpiecznych i nieodpowiedzialnych dzieciaków, dla których życie i uczucia innych nic nie znaczą! Liczą się tylko wasze kaprysy...

- I pan śmie mówić o uczuciach, pan, który zakpił z moich, który ośmielił się...

-  Zdradzić panią? Wiem! Nie zaczynajmy od nowa! Pani jedynym usprawiedliwieniem jest młodość, a ja powinienem okazać rozsądek za nas dwoje! A teraz, niech pani idzie do diabła, ponieważ pani ulubiona rozrywka to uciec z pierwszym lepszym! Ja mam tego dość.

Morosini odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi, lecz w chwili, gdy dotykał klamki, Anielka podbiegła do niego i pociągnęła do tyłu, w stronę uchylonego okna.

-  Niech pan ucieka, dopóki jest jeszcze czas! - wyszeptała. - Po gzymsie dotrze pan do małego tarasu, skąd łatwo zeskoczyć na ziemię. Potem, jeśli pan pójdzie prosto, dotrze pan do muru, ale nie jest zbyt wysoki. Za nim biegnie droga do Paryża...

-  Dlaczego pani chce, żebym uciekł? Co się znowu za tym kryje?

Spojrzał jej głęboko w oczy i zobaczył, że są pełne łez i błagania. Wydawała się przejęta do żywego.

-  Nic, oprócz tego, że pragnę, żeby pan żył... - wyszeptała. - Poza tym nie znam tych ludzi, chociaż mój brat wynosi ich pod niebiosa, i być może popełniłam błąd, że im zaufałam. Już nie wiem, komu wierzyć, i tak się boję! Gdyby coś się panu przytrafiło... nigdy bym sobie tego nie wybaczyła!

-  To niech pani jedzie ze mną!

Chwycił ją za ramiona, aby lepiej przekazać jej swoją siłę i przekonanie, lecz ona nie miała czasu, aby mu odpowiedzieć. Na progu dał się słyszeć metaliczny głos Ulryka:

-  Co za uroczy obrazek! Mam nadzieję, że wszystko już sobie powiedzieliście. Nie mamy czasu do stracenia! A teraz ręce do góry oboje i wychodzić mi stąd bez ceregieli!

Wielki rewolwer z bębenkiem, który trzymał w dłoni, zdecydowanie utrudniał dyskusję, więc Aldo tylko zaprotestował:

-  Ale dlaczego ona? Myślałem, że jesteście wspólnikami?

-  I ja też tak myślałem, ale po tym, co usłyszałem, nie mam pewności.

-  Co z nią zrobicie?

-  Zostawiam jej wybór: jeśli chce odejść z nami, jej brat czeka w aucie pod strażą Gusa. Jeśli woli zostać z panem, podzieli pański los.

-  Niech pan pozwoli jej odejść!

-  Hola, hola! A dlaczego nikt mnie nie pyta o zdanie? -zaprotestowała kobieta.

-  Później pani powie! Tracimy czas! Schodzimy i ani jednego ruchu, bo strzelam!

Bandyta pchnął półprzymknięte, masywne, podwójne drzwi salonu, za którymi czekał gigantyczny Sam z kajdankami. Założył je na dłonie Alda, a następnie przywiązał go starannie sznurem do krzesła na środku pokoju. Kiedy to zostało zrobione, Ulryk, który cały czas trzymał Anielkę na muszce, zawołał: