Выбрать главу

Irek znowu nacisnął maleńki klawisz. Ekran wraz z tekstem zniknął jak zdmuchnięty.

„No tak — pomyślał chłopiec. — W podręcznikach wszystko jest jasne i głęboko słuszne. A tymczasem zawsze zostaje tyle, tyle pytań…”

— Co robisz? — odezwał się za jego plecami głos ojca. — Krystografy? Dzisiaj? Czy to nie nadmiar pilności?

Doktor Skiba mówił przesadnie lekkim tonem. Zanim bowiem dał znać synowi o swojej obecności, także ujrzał przez otwarte okno Maię i Dina.

— Nie — odrzekł zaskoczony chłopiec — nie. Nic nie robię… Ojciec odchrząknął.

— Irku — rzekł poważniejąc — czy wiesz, jaki jest najlepszy sposób na rozmaite pytania i troski, które nurtują każdego z nas, a na które nie znajdziesz lekarstwa w żadnym podręczniku? Zegarek. Upływ czasu. Pod warunkiem, że ten upływający czas potrafimy mądrze wykorzystać. Masz przed sobą niezliczoną ilość dni i godzin. Każda z nich może ci dostarczyć wspaniałych wrażeń, choć

— rzecz jasna — nie zawsze będą one tak mocne i wyjątkowe, jak te, które towarzyszyły odkryciu dysku czy skibrytów. Czas rozwiązuje także inne sprawy… o czym jednak przedwcześnie nie należy mówić. Wobec tego posłuchaj, co ci zaproponuję. Mamma pokazuje teraz Dankowi najciekawsze zakamarki gwiaździńca, a ponieważ, jak wiesz, twój braciszek nie da się zbyć byle czym, więc nie wrócą wcześniej niż na obiad. Inni leniuchują w ogrodzie. A gdybyśmy tak wymknęli się teraz na paluszkach i poszli na mały spacerek w góry? Oczywiście nie w stronę zasypanych jaskiń. Co ty na to?

— W góry? — podchwycił ze swego kąta Truszek. Irek wyprostował się powoli. Spojrzał uważnie na ojca, zamrugał powiekami jak człowiek budzący się ze snu, po czym przeniósł wzrok na stożkowatą postać zakończoną srebrnoszklaną głową i niezbyt jeszcze przytomnie powtórzył;

— W góry?…

Truszek zrozumiał to po swojemu. Natychmiast otworzył niewidoczną wnękę w ścianie, zniknął w jej wnętrzu i po paru sekundach ukazał się obwieszony sprzętem wspinaczkowym.

— Czy człowiek sam weźmie linę, haki i młotek, czy też mam je ponieść? — spytał.

Chłopiec odetchnął głęboko. Spojrzał na ojca i uśmiechnął się z wdzięcznością.

— Dobrze, tato — rzekł normalnym tonem. — Pójdziemy w góry. Nie, Truszku — zwrócił się z kolei do automatu. — Nie bierz mojego sprzętu. — Jego uśmiech, choć jeszcze nieco melancholijny, stał się weselszy, a nawet odrobinę przekorny. — Wrażenia wrażeniami, praca pracą, czas czasem, a i tak w pewnych sytuacjach człowiek sam musi dźwigać swoje ciężary.