Chwilę później pojawił się Chubain.
- Ufam, iż wasza lordowska mość miał dość czasu - powiedział sztywno. - Jest już służba, żeby tu posprzątać.
„Nieznośny człowiek” - pomyślał Gawyn. „Czy on musi być taki pogardliwy wobec mnie? Powinienem…”.
Nie. Zmusił się, by utrzymać swój temperament na wodzy. Już raz to zrobił i wcale nie było tak trudno.
Dlaczego Chubain był wobec niego taki wrogi? Gawyn zaczął się zastanawiać, jak jego matka poradziłaby sobie z takim człowiekiem. Nie myślał o niej często, bo takie myślenie nieodmiennie wiodło go do al’Thora. Temu mordercy pozwolono odejść wolno z samej Białej Wieży! Egwene miała go w swych rękach i puściła go. Al’Thor był Smokiem Odrodzonym, prawda. A jednak w głębi serca Gawyn pragnął spotkać się z al’Thorem z mieczem w ręku i przebić go na wylot stalą, niezależnie od tego, że tamten był Smokiem Odrodzonym.
„Al’Thor rozdarłby cię na strzępy Mocą” - powiedział sobie. Jesteś durniem, Gawynie Trakand”. Ale i tak jego nienawiść do al’Thora nie przestawała się tlić.
Pojawił się jeden z ludzi Chubaina. Coś mówił, pokazywał ręką drzwi. Chubain wydawał się zirytowany, że nie odkryli wyważonego zamka. Gwardia Wieży nie była formacją służącą do utrzymywania porządku - siostry takiej nie potrzebowały, a zresztą same były bardziej skuteczne przy podobnym śledztwie. Ale Gawyn widział, że Chubain bardzo chciałby położyć kres tym mordom. Ochrona Wieży i jej mieszkanek stanowiła część jego obowiązków.
Pod tym względem on i Gawyn działali na rzecz tej samej sprawy. A jednak Chubain tak się zachowywał, jakby między nimi toczyła się jakaś osobista wojna. „Ale przecież jego ludzie zasadniczo ponieśli porażkę, ulegając ludziom Bryne’a podczas podziału Wieży” - pomyślał Gawyn. „I jak dalece on się orientuje, jestem jednym z faworytów Bryne’a”.
Gawyn nie był Strażnikiem, a jednak przyjaźnił się z Amyrlin. Jadał przy jednym stole z Bryne’em. Jak to mogło wyglądać dla Chubaina, zwłaszcza teraz, kiedy Gawyna upoważniono do przyjrzenia się morderstwom?
„Światłości!” - ciągnął swe rozważania Gawyn, kiedy Chubain obrzucił go kolejnym wrogim spojrzeniem. Jemu się zdaje, że ja chcę odebrać mu jego stanowisko. Myśli, że chcę zostać Wysokim Kapitanem Gwardii Wieży!”.
Zabawna wizja. Gawyn mógł zostać Pierwszym Księciem Miecza - powinien był zostać Pierwszym Księciem Miecza - przywódcą armii Andoru i protektorem królowej. Był synem Morgase Trakand, jednej z najbardziej wpływowych i potężnych władczyń, jakie kiedykolwiek znał Andor. Ani trochę nie pożądał stanowiska tego człowieka.
Dla Chubaina nie tak to pewnie wyglądało. Skompromitowany w wyniku niszczycielskiego ataku Seanchan, czuł pewnie, że jego pozycja jest zagrożona.
- Kapitanie - powiedział Gawyn. - Możemy porozmawiać na osobności?
Chubain spojrzał na Gawyna z podejrzliwością, po czym skinął głową w stronę korytarza. Obaj wyszli z izby. Na korytarzu czekali podenerwowani słudzy Wieży, gotowi zabrać się za zmywanie krwi.
Chubain założył ręce na piersiach i przyjrzał się badawczo Gawynowi.
- Czego chcesz ode mnie, mój lordzie?
Często podkreślał jego rangę. „Tylko spokojnie” - pomyślał Gawyn. Do teraz robiło mu się głupio na wspomnienie o awanturniczym sposobie, w jaki się wdarł do obozu Bryne’a. A przecież stać go było na coś lepszego. Życie z Młodymi, przetrzymanie chaosu i wreszcie kompromitujące zdarzenia towarzyszące rozłamowi Wieży zmieniły go. Nie powinien w dalszym ciągu podążać tą drogą.
- Kapitanie - podjął Gawyn. - Doceniam to, że pozwoliłeś mi przeszukać izbę.
- Nie miałem większego wyboru.
- Wiem o tym. Ale i tak przyjmij moje podziękowania. Dla mnie to ważne, by Amyrlin widziała, że pomagam. Mogłoby to wiele dla mnie znaczyć, gdybym znalazł coś, co siostry przeoczyły.
- Tak - odparł Chubain, mrużąc oczy. - Podejrzewam, że mogłoby.
- Może wreszcie przyjęłaby mnie na Strażnika.
Chubain zamrugał.
- Jej… Strażnika?
- Tak. Kiedyś się wydawało pewne, że mnie weźmie, ale teraz… no cóż, jeśli uda mi się wspomóc cię w tym śledztwie, to może jej gniew na mnie ostygnie. - Podniósł rękę i uścisnął ramię Chubaina. - Nie zapomnę o twoim wsparciu. Tytułujesz mnie lordem, ale mój tytuł jest obecnie dla mnie czymś bez znaczenia. Pragnę być tylko Strażnikiem Egwene i chronić ją.
Chubain zmarszczył czoło. A potem przytaknął i jakby się rozluźnił.
- Słyszałem, o czym rozmawialiście. Szukacie śladów po bramach. Dlaczego?
- Moim zdaniem tego nie robią Czarne Ajah - odparł Gawyn. - Uważam, że to mógł być Szary Człowiek albo jakiś inny skrytobójca. Może Sprzymierzeniec Ciemności wśród tutejszej służby? No bo pomyśl o tym, jak te kobiety są zabijane. Nożami.
Chubain przytaknął.
- Były też ślady walki. Wspomniały o tym siostry prowadzące śledztwo. Książki zrzucone ze stołu. Uznały, że dokonała tego kobieta, która miotała się przed śmiercią.
- Ciekawe - powiedział Gawyn. - Gdybym był Czarną siostrą, użyłbym Jedynej Mocy, niezależnie od tego, że inne mogłyby ją wyczuć. Wszak w Wieży kobiety nieustannie coś przenoszą; to by nie wzbudziło podejrzeń. Unieruchomiłbym swoją ofiarę splotami, następnie zabiłbym ją Mocą, a na koniec uciekłbym, zanim ktokolwiek zauważyłby, że dzieje się coś dziwnego. Żadnej walki.
- Być może - odrzekł Chubain. - Ale Amyrlin jest przekonana, że to dzieło Czarnych sióstr.
- Porozmawiam z nią i dowiem się dlaczego - powiedział Gawyn. - Na razie może powinieneś zasugerować tym, które prowadzą śledztwo, że byłoby roztropnie wypytać pałacową służbę? Idąc tokiem tego rozumowania?
- Tak… chyba mógłbym to zrobić. - Kapitan przytaknął. Wyraźnie przestał już się bać zagrożenia ze strony Gawyna.
Obaj ustąpili na bok, Chubain machnął na służących, że mają się zabrać za sprzątanie.
Sleete wyszedł z izby, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Podniósł w górę dłoń; trzymał coś w palcach.
- Czarny jedwab - powiedział. - Nie ma jak orzec, czy należał do osoby atakującej.
Chubain wziął od niego kępkę włókien.
- Dziwne.
- Jakaś Czarna siostra raczej nie zdradziłaby się przez przywdzianie czerni - stwierdził Gawyn. - Ale bardziej zwyczajny skrytobójca być może potrzebowałby ciemnych barw, aby się ukryć.
Chubain zawinął włókna w chusteczkę i schował je do kieszeni.
- Pokażę je Seaine Sedai. - Cała sprawa wyraźnie zrobiła na nim wrażenie.
Gawyn skinął głową na Sleete’a i obaj się oddalili.
- Po Białej Wieży kręci się obecnie mnóstwo powracających sióstr i Strażników - rzekł cicho Sleete. - Jak ktokolwiek, nieważne, jak potajemnie to robił, dałby radę wejść na górne piętra bez przyciągania uwagi?
- Ponoć Szarzy Ludzie są zdolni przemieszczać się niepostrzeżenie - odparł Gawyn. - Moim zdaniem to jest kolejny dowód. Chcę powiedzieć, że to raczej dziwne, iż nikt tak naprawdę nie widział tych Czarnych sióstr. Zbyt wiele opieramy na zwykłych domniemaniach.
Sleete przytaknął, przyglądając się kątem oka trzem nowicjuszkom, które zebrały się w grupkę i gapiły na wartowników. Zauważyły, że Sleete patrzy, coś do siebie zaćwierkały i natychmiast się rozpierzchły.
- Egwene wie więcej, niż mówi - stwierdził Gawyn. - Porozmawiam z nią.
- Pod warunkiem, że się z tobą spotka - odrzekł Sleete.
Gawyn burknął z irytacją. Pokonali kilka kondygnacji i znaleźli się na piętrze, na którym znajdował się gabinet Amyrlin. Sleete pozostał z nim - jego Aes Sedai, Zielona o imieniu Hattori, rzadko kiedy wyznaczała mu jakieś obowiązki. Wciąż popatrywała na Gawyna z wyraźną chęcią uczynienia go swym Strażnikiem. Egwene była taka wkurzająca, że Gawyn na poły był gotów pozwolić Hattori, aby nałożyła na niego więzi.