Выбрать главу

- Została wyszkolona. Można uznać, że jakoś sobie daje radę.

- Dawaj ją tutaj.

Aran’gar uniosła brwi, lecz nie zaprotestowała i skinąwszy z szacunkiem głową, oddaliła się osobiście wypełnić polecenie… a tak naprawdę, to zapewne, żeby pomyśleć chwilę na osobności. Graendal posłała służącego po klatkę z gołębiami. Ptaki pojawiły się w komnacie szybciej niż Aran’gar. Graendal, nie czekając, przeniosła Prawdziwą Moc - znowuż drżąc w obliczu tego doświadczenia - i splotła misterną tkankę Ducha. Chyba nie zapomniała, jak to idzie? Tyle już minęło czasu…

Położyła splot na głowie ptaka. Świat jakby przeskoczył… Przez chwilę miała przed oczami obraz podwójny - świat, jakim sama go widziała i jego wersję wtórną, czyli to, co widział gołąb. Przy odpowiedniej koncentracji byłoby to możliwe przez dłuższy czas.

Zakręciło się jej w głowie. Świat widziany oczami ptaka był czymś całkowicie innym niż świat istoty ludzkiej: znacznie większe pole widzenia i barwy tak żywe, że omalże oślepiające, lecz kontury zamazane i ewidentne komplikacje z oceną odległości.

Zepchnęła ptasi świat gdzieś w głąb głowy. Gołąb nie będzie jej się narzucał, choć posługiwanie się nim było trudniejsze niż korzystanie z kruka czy szczura, preferowanych oczu Czarnego. Było jakoś tak, że splot najzgrabniej działał w przypadku tych dwóch zwierząt. Z drugiej strony, większość robactwa szpiegującego dla Czarnego musiała opowiadać mu o tym, co widziała, inaczej wiedza nie docierała do Wielkiego Władcy. Dlaczego tak było, nie miała pojęcia - rozmaite specyficzne sploty Prawdziwej Mocy były w jej oczach zupełnie pozbawione sensu. A przynajmniej wyznawała się w nich znacznie słabiej niż taki, na przykład, Aginor.

Aran’gar wróciła ze swoją Aes Sedai, która ostatnimi czasy zachowywała się coraz bardziej potulnie. Tamta skłoniła się nisko przed Graendal, a potem zamarła w pokornej pozie. Graendal pieczołowicie usunęła sploty Przymusu z głowy Ramshalana, co natychmiast wywołało na jego twarzy wyraz oszołomienia i zagubienia.

- Co mam zrobić, Wielka Pani? - zapytała Delana, spoglądając na Aran’gar, a potem znów na Graendal.

- Przymus - odrzekła Graendal. - Splot tak misterny i skomplikowany, jaki tylko potrafisz.

- Jaka ma być funkcja splotu, Wielka Pani?

- Niech się zachowuje w swój zwykły sposób - odparła Graendal. - Lecz ma zapomnieć o wszystkim, co się tutaj wydarzyło. Niech pamięta, jak pomyślnie negocjował porozumienie z rodziną kupiecką. Dodaj do niego kilka pierwszych lepszych warunków, cokolwiek ci przyjdzie na myśl.

Delana zmarszczyła brwi, lecz już nauczyła się, żeby nie kwestionować poleceń Wybranych. Przyglądając się pracującej Aes Sedai, Graendal zaplotła ramiona na piersiach i postukiwała jednym z palców o swe ramię. Z każdą chwilą robiła się coraz bardziej zdenerwowana. Al’Thor wiedział, z kim ma do czynienia. Czy zaatakuje? Nie, nie będzie chciał skrzywdzić kobiet. Ta akurat jego słaba strona była dość istotna. Ponieważ wynikało, że starczy czasu na jakąś reakcję. Przynajmniej tak jej się wydawało.

Jak mu się udało wyśledzić ją w jej pałacu? Przecież idealnie zamaskowała własne ślady. Jedyni jej pachołkowie, którym pozwoliła opuścić pałac, znajdowali się w okowach Przymusu tak potężnego, że usunięcie go musiało na nich sprowadzić natychmiastową śmierć. Czy to możliwe, że ta Aes Sedai, którą przy sobie trzymał - ta Nynaeve, tak ponoć utalentowana w Uzdrawianiu - była w stanie odczytać i rozplątać strumienie Graendal?

Potrzebowała czasu, a poza tym musiała zorientować się, ile wie al’Thor. Gdyby się okazało, że Nynaeve al’Meara ma dość umiejętności, aby odczytać sploty Przymusu, sytuacja byłaby nieciekawa. Graendal zdawała sobie sprawę, że musi podrzucić Smokowi fałszywy trop, opóźnić jego pogoń - i stąd też taki, a nie inny był jej rozkaz dla Delany: potężny Przymus oraz kilka dziwnych uwarunkowań weń wplecionych.

Na tyle Graendal z pewnością było stać. On musi zrozumieć, czym jest agonia.

- Teraz ty - zwróciła się do Aran’gar, gdy Delana wreszcie skończyła. - Coś zawiłego. Chcę, żeby al’Thor i jego Aes Sedai znaleźli w tym umyśle ślad męskiej ręki. To dodatkowo zbije ich z tropu.

Aran’gar wzruszyła ramionami, ale zrobiła, o co ją poproszono, i umysłowi nieszczęsnego Ramshalana przyszło zaznać kolejnej warstwy Przymusu, grubej i wielowymiarowej. Dopiero teraz zauważyła, że było w nim coś ładnego. Czy al’Thor uznał, że Graendal zechce go na jednego ze swoich pieszczoszków? Czy w ogóle pamiętał dość z życia Lewsa Therina, żeby to o niej wiedzieć? Docierające do niej raporty na temat tego, ile mógł pamiętać, a ile z pewnością zapomniał, były nadzwyczaj niejasne - jedno było pewne, coraz więcej sobie przypominał. I to ją właśnie martwiło. Niewykluczone, że Lews Therin byłby w stanie znaleźć ją w tym pałacu. Ale nigdy się nie spodziewała, że al’Thora będzie na to stać.

Aran’gar skończyła.

- A teraz - rzekła Graendal, uwalniając Ramshalana ze strumieni Powietrza - wróć do Smoka Odrodzonego i donieś mu o sukcesie, jaki tu odniosłeś.

Ramshalan zamrugał, potrząsnął głową.

- Ja… Tak, moja pani. Tak, ufam, że stosunki, jakie dzisiaj zadzierzgnęliśmy, okażą się wzajemnie korzystne dla obu stron. - Uśmiechnął się, dureń słaby na umyśle. - Może powinniśmy zasiąść do stołu i wypić za nasz sukces, lady Basene? Droga, jaką przebyłem, aby się z tobą spotkać, była dość wyczerpująca i…

- Idź - chłodnym tonem poleciła mu Graendal.

- Cóż, niech tak się stanie. Kiedy już będę królem, nagroda cię nie ominie!

Gwardziści wyprowadzili go. Już w korytarzu zaczął pogwizdywać z zadowolenia. Graendal usiadła, przymknęła powieki, paru żołnierzy natychmiast podeszło bliżej, żeby stanąć na straży; podeszwy ich butów cicho zaszeleściły na miękkim dywanie.

Rozejrzała się wokół oczyma gołębia, oswajając się z odmiennym obrazem świata. Na jej rozkaz służący podnieśli klatkę z ptakiem i zanieśli do okna w korytarzu. Otworzyli drzwiczki i ptak przeskoczył na parapet. Graendal zachęciła go lekko - nie była na tyle wprawna, żeby w całości przejąć kontrolę nad umysłem zwierzęcia. Latanie było znacznie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

Gołąb wyfrunął z okna. Tarcza słońca chowała się już za górami, kreśląc ich kontury wściekłą czerwienią i pomarańczem. Jezioro poniżej spowił głęboki, czarnoniebieski cień. Widok był zachwycający, lecz gdy gołąb stromym lotem ruszył w górę, żeby wylądować na dachu jednej z baszt, Graendal zakręciło się w głowie.

W dole widziała Ramshalana, który właśnie wychodził przez bramę. Graendal ponownie dała gołębiowi mentalnego prztyczka, a ten zeskoczył z dachu wieży i zanurkował ku ziemi. I znowu aż ją skręciło w żołądku, gdy ptak mknął ku ziemi, a kamienne mury pałacu zmieniły się w smugę szarości. Zacisnęła zęby. W końcu gołąb wyrównał lot i teraz łopocząc skrzydłami, mknął za Ramshalanem. Ten chyba coś do siebie mamrotał pod nosem, choć dziurki uszne gołębia pozwalały jedynie na wychwycenie paru pierwotnych dźwięków.

Leciał za nim czas jakiś przez mroczniejący las. Sowa nadawałaby się znacznie lepiej, nie miała jednak sowy w swej menażerii. Zrugała się w myślach za brak przezorności. Gołąb przelatywał z gałęzi na gałąź. Pod nim poszycie leśne stanowiło gęstwę niskich krzewów i opadłych sosnowych igieł. Z jakiegoś powodu widok zdał się jej odstręczający.

W końcu zobaczyła przed sobą jasność. W istocie, ledwie jej odległe lśnienie, niemniej oczom gołębia to wystarczyło, żeby wyłowić z mroku światło i cień, ruch i bezruch. Zmusiła zwierzę, żeby podleciało bliżej, zostawiając Ramshalana.

Światło wylewało się z bramy otwartej na środku leśnego prześwitu, tętniło ciepłym blaskiem. Na jego tle rysowały się stojące postacie. Jedną nich był al’Thor.