Выбрать главу

Gdyby to było możliwe, pewnie poczułbym się jeszcze gorzej, słysząc od niej te słowa. Staram się trzymać fason i udawać, że to wcale nie boli, ale nie mam na to siły.

– Dobrze – zaciskam zęby. – Odejdź. Julia pochyla się nade mną.

– Odejdę – mówi. – Za jakieś pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt lat.

ANNA

Pukam do drzwi męskiej toalety i odczekawszy chwilę, wchodzę do środka. Całą długość jednej ściany zajmuje obrzydliwy pisuar. Po drugiej stronie są umywalki. W jednej z nich myje ręce Campbell. Ma na sobie spodnie mundurowe mojego taty. Wygląda teraz całkiem inaczej, jakby ktoś zamazał wszystkie proste, ostre linie w rysunku jego twarzy.

– Julia powiedziała, że chciałeś się ze mną spotkać i że mam cię szukać tutaj – mówię do niego.

– Zgadza się. Musimy porozmawiać na osobności. Pech w tym, że wszystkie sale konferencyjne są na piętrze, a twój ojciec radził mi jeszcze przez chwilę nie pokazywać się ludziom na oczy. – Campbell wyciera ręce. – Przepraszam za to, co się stało.

Nie wiem nawet, co mu odpowiedzieć, żeby zabrzmiało to przyzwoicie. Przygryzam dolną wargę.

– To dlatego nie pozwalałeś mi głaskać swojego psa?

– Tak.

– Skąd Sędzia wie, co trzeba robić?

Campbell wzrusza ramionami.

– Podobno chodzi o zapach albo o elektryczne impulsy czy też aurę – pies wyczuwa to o wiele szybciej niż człowiek. Ale ja i tak myślę, że Sędzia po prostu bardzo dobrze mnie zna. I nawzajem. – Poklepuje psa po szyi. – Odciąga mnie w jakieś bezpieczne miejsce, zanim dojdzie do napadu. Zwykle mam w zapasie około dwudziestu minut.

– Aha.

Nagle czuję, że jestem speszona. Co prawda widziałam Kate, kiedy była bardzo, ale to bardzo chora, ale to jednak co innego. Po Campbellu czegoś takiego się nie spodziewałam.

– To dlatego przyjąłeś moją sprawę?

– Bo miałem nadzieję, że uda mi się dostać ataku na oczach wszystkich? Zapewniam cię, że nie.

– Nie o to mi chodzi. – Odwracam wzrok. – Bo wiedziałeś, co czuje człowiek, który nie ma kontroli nad własnym ciałem.

– Możliwe – odpowiada Campbell po namyśle – ale gałki w drzwiach też domagały się czyszczenia.

Jeżeli chciał mnie tym rozluźnić, to marnie mu poszło.

– Mówiłam ci, że to nie jest najlepszy pomysł, żebym składała zeznanie.

Campbell kładzie mi ręce na ramionach.

– Daj spokój. Skoro ja mogę wrócić na salę sądową po tym kinie, które tam odstawiłem, to i ty możesz odpowiedzieć jeszcze na parę pytań, choćbyś siedziała na gwoździach.

No i jak mogę oprzeć się takiej logice? Wracam z Campbellem na salę, która jest już zupełnie inna niż godzinę temu. Mój adwokat podchodzi do stołu sędziowskiego, odprowadzany spojrzeniami wszystkich zgromadzonych, którzy patrzą na niego jak na tykającą bombę.

– Bardzo przepraszam za to, co zaszło, panie sędzio – zwraca się do wysokiego sądu. – Człowiek zrobi wszystko, żeby urwać się z roboty, choćby na dziesięć minut, prawda?

Jak on może żartować sobie z czegoś takiego? Nagle doznaję olśnienia – przecież Kate zachowuje się tak samo. Widocznie dodatkowa dawka humoru to dar, który dostaje się od Boga razem z kalectwem, chorobą albo inną ułomnością, dar, który pomaga nieść ten ciężar.

– Może odłożymy postępowanie do jutra? – proponuje sędzia DeSalvo.

– Dziękuję, już wszystko w porządku. Zresztą zależy mi na tym, żeby dotrzeć do sedna sprawy. – Campbell zwraca się do protokólantki: – Czy może pani… odświeżyć mi pamięć?

Maszynistka odczytuje zapis przesłuchania. Campbell kiwa głową, ale zachowuje się tak, jakby wszystkie moje słowa słyszał teraz po raz pierwszy, powtarzane mechanicznie z kartki.

– Dobrze. Zatem, Anno, powiedziałaś, że to Kate poprosiła cię, abyś złożyła wniosek w sądzie, domagając się usamowolnienia?

Ponownie kulę się na krześle.

– To niezupełnie było tak.

– Możesz to wyjaśnić?

– Kate nie prosiła mnie, żebym poszła z tym do sądu.

– O co więc cię prosiła?

Ukradkiem spoglądam na mamę. Ona o tym wie; musi wiedzieć. Nie zmuszajcie mnie do tego, żebym powiedziała to na głos.

– Anno – nalega Campbell – o co prosiła cię Kate?

Potrząsam głową, zaciskając mocno usta. Sędzia DeSalvo pochyla się ku mnie nad blatem swojego stołu.

– Tego pytania nie można pozostawić bez odpowiedzi.

– W porządku. – Czuję, jak tama pęka. Wzbiera we mnie wściekła rzeka prawdy. – Prosiła mnie, żebym ją zabiła.

Na początku zdziwiło mnie to, że nie mogłam się dostać do naszego pokoju. W drzwiach nie było zamka, co oznaczało, że Kate musiała albo zastawić je jakimś meblem, albo czymś zaklinować.

– Kate! – krzyczałam, dobijając się do drzwi. Waliłam mocno pięściami, bo właśnie wróciłam z treningu, byłam spocona, obrzydliwie nieświeża i chciałam się wykąpać i zmienić ciuchy. – Kate, to nie w porządku.

Narobiłam tyle hałasu, że w końcu raczyła otworzyć. I wtedy znów coś mnie tknęło; pokój był jakiś inny niż zazwyczaj. Rozejrzałam się po kątach, ale na pierwszy rzut oka wszystko było na swoim miejscu, w każdym razie, co najważniejsze, nikt nie grzebał w moich rzeczach. Kate jednak wyglądała tak, jakby miała coś na sumieniu.

– Co z tobą? – zapytałam, idąc do łazienki. Odkręciłam kran pod prysznicem i wtedy poczułam ten zapach, słodki i złowieszczy, ostrą alkoholową woń, która bardzo mocno kojarzyła mi się z pokojem Jessego. Zaczęłam szperać po szafkach i unosić ręczniki, szukając dowodów wyskoku Kate – nie kojarzcie z napojem wyskokowym, tak mi się tylko powiedziało – i w końcu znalazłam do połowy opróżnioną butelczynę whiskey ukrytą za pudełkiem tamponów.

– Co my tu mamy… – Wzięłam butelkę do ręki i wróciłam do pokoju, trzymając ją w palcach, ciesząc się na myśl o wspaniałych możliwościach szantażu, jakie nagle się przede mną otworzyły.

Kate leżała na łóżku, a w ręku miała tabletki.

– Co ty wyprawiasz?

– Daj mi spokój. – Kate przewróciła się na drugi bok.

– Zwariowałaś?

– Nie – odpowiedziała. – Po prostu mam już dość czekania na to, co i tak musi w końcu nadejść. Nie sądzisz, że starczy już tego paprania wszystkim życia? Szesnaście lat to wystarczająco długo.

– Wszyscy robili, co mogli, żeby utrzymać cię przy życiu. Nie możesz teraz się zabić.

Zupełnie nagle, bez ostrzeżenia, Kate zaczęła płakać.

– Nie mogę. Wiem o tym.

Upłynęło dobrych kilka chwil, zanim zrozumiałam, co to miało znaczyć. Ona już próbowała.

Mama podnosi się z miejsca, powoli.

– To nieprawda. – Jej głos jest napięty do granic możliwości jak struna. – Nie rozumiem, jak mogłaś powiedzieć coś takiego.

Moje oczy wzbierają łzami.

– A w jakim celu miałabym to wymyślić?

Mama podchodzi bliżej.

– Może źle ją usłyszałaś. Może Kate miała wtedy zły dzień, może zaczęła histeryzować. – Na jej twarzy pojawia się wymuszony uśmiech, który świadczy tylko o tym, że tak naprawdę chce jej się płakać. – Wiesz, dlaczego tak myślę? Dlatego że gdyby Kate czymś się martwiła, to na pewno by mi o tym powiedziała.

– Nie mogła ci o tym powiedzieć. – Potrząsam głową. – Bała się, że gdyby się zabiła, ty też byś umarła. – Nie mogę złapać oddechu. Tonę w smole; coś odrywa mnie od ziemi w pełnym biegu, tracę oparcie. Campbell prosi wysoki sąd o kilka minut przerwy, żebym mogła dojść do siebie. Nie słyszę odpowiedzi sędziego, mój płacz ją zagłusza. – Nie chcę, żeby Kate umarła, ale wiem, że ona nie chce już dłużej żyć w ten sposób. Ja mogę spełnić to, czego ona pragnie. – Nie odrywam wzroku od mamy, chociaż jej sylwetka rozpływa mi się w oczach. – Wszystko to, czego chciała, zawsze dostawała ode mnie.