– Albo – skontrował Squares – przekonasz się, że ona nie była taką kobietą, za jaką ją uważałeś. Że oszukała nas wszystkich.
– Trudno – odparłem. – Jesteś ze mną?
– Do końca, Kemosabi.
– To dobrze, bo chyba mam pomysł.
Jego kamienną twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
– No to ruszamy w tany, frajerze. Możesz na mnie liczyć.
– Zapomnieliśmy o czymś.
– O czym?
– Nowy Meksyk. Odciski palców Sheili znaleziono na miejscu zbrodni w Nowym Meksyku. Skinął głową.
– Myślisz, że to morderstwo ma coś wspólnego z Carly?
– Możliwe.
– Przecież nawet nie wiemy, kto tam został zabity. Nie mamy pojęcia, gdzie się to zdarzyło.
– Właśnie na tym polega mój plan – odparłem. – Podrzuć mnie do domu. Chyba powinienem trochę posurfować po sieci.
Owszem, miałem plan.
Wydawało się logiczne, że to nie FBI odkryła tamte zwłoki. Zapewne zrobił to miejscowy policjant, a może sąsiad lub krewny. Ponieważ podwójne morderstwo miało miejsce w miasteczku jeszcze niezobojętniałym na tego rodzaju zbrodnie, zapewne wszystko opisano w lokalnej gazecie.
Wszedłem na refdesk.com i kliknąłem na prasę krajową. W Nowym Meksyku wychodziły trzydzieści trzy tytuły. Zacząłem sprawdzać te w rejonie Albuquerque. Usiadłem wygodnie i załadowałem stronę. Znalazłem tę, której szukałem. Doskonale. Kliknąłem na archiwa i zacząłem je przeszukiwać. Wprowadziłem „morderstwo”. Za długa lista. Spróbowałem „podwójne morderstwo”. Też nic z tego. Sprawdziłem następny tytuł. I kolejny. Zajęło mi to prawie godzinę, ale w końcu znalazłem.
ZNALEZIONO CIAŁA DWÓCH ZAMORDOWANYCH MĘŻCZYZN
Wstrząsająca zbrodnia na przedmieściach, Yvonne Sterno Zeszłej nocy Stonepointe, spokojnym przedmieściem Albuquerque, wstrząsnęła wieść, że w jednym z tamtejszych domów znaleziono ciała dwóch mężczyzn, zabitych strzałami w głowę, zapewne w biały dzień.
„Nic nie słyszałem” – powiedział Fred Davison, sąsiad. „Wprost nie mogę uwierzyć, że coś takiego zdarzyło się w naszym osiedlu”. Dotychczas nie ustalono tożsamości zabitych. Policja nie ma na ten temat nic do powiedzenia poza tym, że dochodzenie jest w toku.
„Śledztwo trwa. Sprawdzamy kilka tropów”. Właścicielem domu jest niejaki Owen. Enfield. Sekcja zwłok zostanie przeprowadzona dziś rano.
To było właściwie wszystko. Sprawdziłem wydanie z następnego dnia. Nic. Dzień później. Wciąż nic. Odszukałem inne teksty napisane przez Yvonne Sterno. Głównie były to sprawozdania z lokalnych wesel i imprez charytatywnych. Nic, ani słowa o morderstwach. Usiadłem wygodnie.
Dlaczego nie było następnych artykułów?
Tylko w jeden sposób mogłem się dowiedzieć. Podniosłem telefon i wybrałem numer New Mexico Star – Beacon. Może dopisze mi szczęście i złapię Yvonne Sterno. Być może ona mi coś wyjaśni.
Mieli tam jedną z tych automatycznych centralek, które dopytują się o nazwisko rozmówcy. Wprowadziłem STER, zanim maszyna przerwała mi i kazała nacisnąć gwiazdkę, jeśli chcę rozmawiać z Yvonne Sterno. Usłuchałem. Po dwóch dzwonkach odezwała się automatyczna sekretarka.
– Tu Yvonne Sterno ze Star – Beacon. Albo jestem pod telefonem domowym, albo odeszłam na chwilę od biurka.
Rozłączyłem się. Byłem jeszcze w sieci, więc wywołałem switchboard.com. Wystukałem nazwisko Sterno i obszar Albuquerque. Bingo. Podawano, że „Y i M Sterno” mieszkają przy Canterbury Drive 25 w Albuquerque. Wybrałem numer. Odezwał się kobiecy głos.
– Halo? – I zaraz potem krzyk: – Cicho tam, mama rozmawia przez telefon! Pisk małych dzieci nie cichł.
– Yvonne Sterno?
– Sprzedaje pan coś?
– Nie.
– Zatem tak, to ja.
– Nazywam się Will Klein…
– To brzmi tak, jakby pan coś sprzedawał.
– Niczego nie sprzedaję – powiedziałem. – Czy pani jest tą Yvonne Sterno, która pisze do Star – Beacona?
– Mówił pan, że jak się nazywa? – Zanim zdążyłem odpowiedzieć, krzyknęła: – Hej, wy dwaj, powiedziałam, żebyście przestali. Tommy, oddaj mu Gameboya. Nie, teraz! – Znowu zwróciła się do mnie: – Halo?
– Nazywam się Will Klein. Chciałem porozmawiać z panią o podwójnym morderstwie, o którym pisała pani niedawno.
– Uhm. A dlaczego interesuje się pan tą sprawą?
– Po prostu mam kilka pytań.
– A ja nie jestem encyklopedią, panie Klein.
– Proszę mówić mi Will. Jak często w Stonepointe zdarzają się morderstwa?
– Rzadko.
– A podwójne morderstwo w takich okolicznościach?
– To pierwsze, o jakim wiem.
– Dlaczego więc – zapytałem – napisano o nim tak mało? Dzieci znów zaczęły wrzeszczeć. Yvonne Sterno również.
– Dość tego! Tommy, idź do swojego pokoju. Dobrze, dobrze, w sądzie będziesz się tłumaczył, a teraz ruszaj. A ty oddaj mi tego Gameboya. Daj mi go, zanim wyrzucę go do śmieci.
Usłyszałem, że znowu podnosi słuchawkę.
– Zapytam jeszcze raz: dlaczego interesuje się pan tą sprawą?
Wystarczająco znałem reporterów, żeby wiedzieć, że droga do ich serc wiedzie przez nagłówki.
– Być może mam istotne informacje.
– Istotne – powtórzyła. – To dobre słowo, Will.
– Sądzę, że uznałaby je pani za interesujące.
– A skąd pan właściwie dzwoni?
– Z Nowego Jorku. Zamilkła na chwilę.
– Spory kawałek drogi od miejsca zbrodni.
– Owszem.
– Słucham więc. Co, miejmy nadzieję, można uznać za istotne i interesujące?
– Najpierw muszę poznać kilka podstawowych faktów.
– Ja tak nie pracuję, Will.
– Przejrzałem inne pani artykuły, pani Sterno.
– Skoro mamy być na koleżeńskiej stopie, mów mi Yvonne.
– Świetnie – powiedziałem. – Zwykle piszesz do kolumny towarzyskiej, Yvonne. O ślubach. Spotkaniach towarzyskich.
– Dobrze dają jeść, Will, a ja bajecznie wyglądam w czarnej kiecce. O co ci chodzi?
– Taka historia nie trafia ci się codziennie.
– No dobra, jestem podekscytowana. W czym rzecz?
– Rzecz w tym, żebyś zaryzykowała. Odpowiedz mi na kilka pytań. Co ci szkodzi? Kto wie, może okaże się, że było warto.
Milczała, więc naciskałem dalej.
– Dowiadujesz się o głośnym morderstwie, jednak w artykule nie podajesz nazwisk ofiar, ewentualnych podejrzanych ani żadnych bliższych szczegółów.
– Bo żadnych nie znam. Dowiedzieliśmy się o tym z na słuchu, późną nocą. Ledwie zdążyliśmy zamieścić wiadomość w porannym wydaniu.
– Dlaczego nie poszliście za ciosem? Przecież to duży temat. Czemu ukazała się tylko ta jedna notatka?
Cisza.
– Halo?
– Zaczekaj chwilkę. Dzieci znów rozrabiają. Tym razem nie słyszałem żadnych głosów w tle.
– Zamknięto mi usta – powiedziała cicho.
– To znaczy?
– To znaczy, że mieliśmy szczęście, że chociaż tyle udało nam się wydrukować. Rano wszędzie roiło się od federalnych.
– Miejscowy as kazał…
– As?
– Agent specjalny, szef FBI na tym terenie. Kazał mojemu szefowi wyciszyć sprawę. Próbowałam dowiedzieć się czegoś na własną rękę, ale usłyszałam tylko „bez komentarzy”.
– Czy to cię dziwi?
– Jeszcze nigdy nie pisałam o morderstwie. Ale owszem, powiedziałabym, że to brzmi dość dziwnie.
– I co o tym myślisz?
– Sądząc po reakcji mojego szefa? – Yvonne nabrała tchu. – To duża sprawa. Bardzo duża. Większa niż samo podwójne morderstwo. Twoja kolej, Will.
Zastanawiałem się, jak daleko mogę się posunąć.