Kiedy trumnę spuszczono do dołu, Edna Rogers poprosiła, żebyśmy poszli do jej domu. Wykręciliśmy się, powołując się na termin odlotu. Wskoczyliśmy do wynajętego samochodu. Odjechaliśmy kawałek. Kiedy tamci nie mogli nas już widzieć, Squares zatrzymał wóz, żebym mógł wyrzucić to z siebie.
– Sprawdźmy, czy nadajemy na tej samej fali – zaczął Squares.
Kiwnąłem głową. Znów musiałem się hamować, teraz powstrzymując atak euforii. Nie myślałem o wszystkich konsekwencjach tego odkrycia, nie miałem pełnego obrazu sytuacji. Skupiłem się na szczegółach, drobiazgach. Skoncentrowałem się na jednym drzewie, ponieważ w żaden sposób nie mogłem ogarnąć wzrokiem całego lasu.
– Wszystko to, czego dowiedzieliśmy się o Sheili powiedział – o jej ucieczce z domu, latach na ulicy, handlowaniu narkotykami, znajomości z twoją dawną dziewczyną, o jej odciskach palców w mieszkaniu twojego brata, wszystko to…
– Dotyczyło nieznajomej, którą właśnie pochowaliśmy – dokończyłem za niego.
– Zatem nasza Sheila, to znaczy dama, którą obaj uważaliśmy za Sheilę…
– Nie zrobiła niczego takiego i nie była tą kobietą. Squares zastanowił się nad tym.
– Niezły numer – powiedział. Zdołałem się uśmiechnąć.
– No właśnie.
W samolocie Squares powiedział:
– Jeśli nasza Sheila nie umarła, to żyje. Popatrzyłem na niego.
– Hej! – bronił się. – Ludzie płacą kupę forsy, żeby dopchać się do krynicy takiej mądrości.
– Pomyśleć, że ja mam to za darmo.
– Co teraz zrobimy? Założyłem ręce na piersi.
– Donna White.
– Pseudonim, który kupiła od Goldbergów?
– Właśnie. Twoi ludzie sprawdzili linie lotnicze? Przytaknął.
– Usiłowaliśmy wytropić, jak dostała się na zachód.
– Możesz powiedzieć agencji, żeby rozszerzyli zakres poszukiwań?
– Chyba tak.
Stewardesa podała nam lunch. Mój mózg wciąż pracował na najwyższych obrotach. Ten lot bardzo dobrze mi zrobił. Dał mi czas do namysłu. Niestety, miałem również czas, by ocenić realia i dostrzec konsekwencje. Zwalczyłem pokusę. Nie chciałem, żeby nadzieja zmąciła mi trzeźwość sądu. Nie teraz. Jeszcze wiedziałem za mało. Mimo wszystko…
– To wiele wyjaśnia – orzekłem.
– Na przykład?
– Jej tajemniczość. To, że nie lubiła się fotografować, jej niechęć do rozmawiania o przeszłości. Miała tak niewiele rzeczy.
Squares skinął głową.
– Pewnego razu Sheila… – urwałem, bo nosiła inne imię. – Ona popełniła błąd i wspomniała, że wychowała się na farmie, a przecież ojciec prawdziwej Sheili Rogers pracował w firmie produkującej silniki do bram garażowych. Pamiętam, jak przeraziła się, gdy zaproponowałem, aby zatelefonowała do swoich rodziców. Sądziłem, że nie chce kontaktować się z nimi z powodu nieszczęśliwego dzieciństwa.
– Natomiast ona ukrywała swoją prawdziwą tożsamość.
– Właśnie.
– Zatem prawdziwa Sheila Rogers – ciągnął Squares, patrząc mi w oczy – ta, którą dopiero co pochowaliśmy, kręciła z twoim bratem?
– Na to wygląda.
– I to jej odciski palców znaleziono na miejscu zbrodni.
– Właśnie.
– A twoja Sheila? Wzruszyłem ramionami.
– W porządku – rzekł Squares. – Zakładamy, że kobieta towarzysząca Kenowi w Nowym Meksyku, ta widziana przez sąsiadów, to była zamordowana Sheila Rogers?
– Tak.
– Towarzyszyła im dziewczynka. Milczałem. Squares spojrzał na mnie.
– Myślisz o tym samym co ja? Przytaknąłem.
– Ta mała to Carly, a Ken zapewne jest jej ojcem.
– Taak.
Oparłem się wygodnie i zamknąłem oczy. Squares otworzył pudełko z jedzeniem, sprawdził zawartość i przeklął linie lotnicze.
– Will?
– Tak.?
– Domyślasz się, kim jest kobieta, którą kochałeś? Nie otwierając oczu, odparłem:
– Nie mam pojęcia.
50
Zanim Squares pojechał do siebie, obiecał zadzwonić do mnie natychmiast, gdy tylko dowie się czegoś o Donnie White. Wszedłem do budynku, półżywy ze zmęczenia. Dotarłem do drzwi mieszkania i włożyłem klucz do zamka. Ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Odskoczyłem, przestraszony.
– Wszystko w porządku – usłyszałem.
Ochrypły głos należał do Katy Miller. Nosiła kołnierz ortopedyczny. Twarz miała opuchniętą, oczy przekrwione. W miejscu gdzie kończył się kołnierz, widziałem ciemnopurpurowe i żółte sińce.
– Dobrze się czujesz? – zapytałem.
Kiwnęła głową. Uściskałem ją ostrożnie, tylko samymi dłońmi, trzymając się z daleka, żeby nie zrobić jej krzywdy.
– Nie jestem ze szkła – powiedziała.
– Kiedy wyszłaś? – spytałem.
– Kilka godzin temu. Nie mogę tu długo zostać. Gdyby mój ojciec wiedział, gdzie jestem… Podniosłem rękę.
– Nie mów nic więcej.
Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka. Idąc, krzywiła się z bólu. Dotarliśmy do kanapy. Zapytałem, czy chce się czegoś napić lub coś zjeść. Podziękowała.
– Na pewno nie powinnaś zostać w szpitalu?
– Powiedzieli, że wszystko będzie dobrze, tylko muszę odpocząć.
– Jak wymknęłaś się ojcu? Spróbowała się uśmiechnąć.
– Jestem uparta.
– Widzę.
– Nakłamałam.
– Niewątpliwie.
Nie mogąc poruszyć głową, zerknęła na mnie samymi oczami, w których stanęły łzy.
– Dziękuję ci, Will. Potrząsnąłem głową.
– Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to była moja wina.
– Bzdura.
Usiadłem wygodniej.
– Podczas napadu wołałaś „John”. Tak przynajmniej usłyszałem.
– Policja mówiła mi o tym.
– Nie pamiętasz tego? Przecząco pokręciła głową.
– A co pamiętasz?
– Dłonie na mojej szyi. – Spojrzała w dal. – Spałam. Nagle ktoś chwycił mnie za gardło. Pamiętam, że nie mogłam złapać tchu.
Zamilkła.
– Czy wiesz, kim jest John Asselta? – zapytałem.
– Taak. Przyjaźnił się z Julie.
– Może myślałaś o nim?
– Wtedy, kiedy wołałam „John”? – zastanowiła się. Nie mam pojęcia, Will. Dlaczego pytasz?
– Myślę… – przypomniałem sobie, że obiecałem Pistillo trzymać ją od tego z daleka -…że on mógł mieć coś wspólnego z morderstwem Julie.
Przyjęła to bez mrugnięcia okiem.
– Mówiąc, że mógł mieć coś wspólnego…
– W tej chwili tylko tyle mogę powiedzieć.
– Mówisz jak policjant.
– To był niezwykły tydzień.
– Powiedz mi, czego się dowiedziałeś.
– Wiem, że jesteś ciekawa, ale uważam, że powinnaś słuchać lekarzy. Przeszyła mnie wzrokiem.
– Co to ma znaczyć?
– Sądzę, że musisz odpocząć.
– Chcesz, żebym trzymała się od tego z daleka?
– Tak.
– Boisz się, że znów stanie mi się krzywda.