– Właśnie.
W jej oczach pojawił się groźny błysk.
– Potrafię o siebie zadbać.
– Niewątpliwie. Jednak teraz sytuacja stała się bardzo niebezpieczna.
– A przedtem jaka była?
– Posłuchaj, musisz mi zaufać.
– Will?
– Tak?
– Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
– Nie chcę się ciebie pozbywać – odparłem. – Jednak muszę cię chronić.
– Nie możesz – powiedziała cicho. – I dobrze o tym wiesz. – Katy przysunęła się do mnie. – Muszę poznać prawdę. Ty bardziej niż ktokolwiek powinieneś to zrozumieć.
– Rozumiem.
– A więc?
– Obiecałem, że nic nie powiem.
– Komu obiecałeś? Pokręciłem głową.
– Po prostu zaufaj mi, dobrze? Wstała.
– Nie.
– Ja tylko próbuję cię…
– A gdybym to ja ci powiedziała, żebyś spadał, usłuchałbyś? Spuściłem głowę.
– Nie mogę ci nic powiedzieć. Ruszyła do drzwi.
– Zaczekaj! – zawołałem.
– Nie mam czasu – rzuciła. – Ojciec będzie się zastanawiał, gdzie się podziewałam. Wstałem.
– Zadzwoń do mnie, dobrze?
Podałem jej mój numer telefonu komórkowego. Jej numer pamiętałem. Wyszła, trzasnąwszy drzwiami.
Katy Miller wyszła na ulicę. Szyja bolała ją jak diabli. Zbytnio się forsowała, wiedziała o tym, ale nic nie mogła na to poradzić. Kipiała ze złości. Czy tamci dotarli do Willa? Wydawało się to mało prawdopodobne. A jeśli jest równie zły jak reszta? A jeśli nie? Może naprawdę wierzył, że ją obroni.
Teraz będzie musiała działać jeszcze ostrożniej.
Zaschło jej w gardle. Chciało jej się pić, lecz przełykanie wciąż sprawiało ból. Zastanawiała się, kiedy jej to przejdzie. Miała nadzieję, że wkrótce. Najpierw jednak dokończy tę robotę. Sama to sobie obiecała. Nie ustąpi ani nie zaniecha, dopóki mordercy Julie nie spotka sprawiedliwa kara – taka czy inna.
Skierowała się na południe do Osiemnastej, a potem na zachód, do dzielnicy przetwórni mięsa. Teraz panował tu spokój, typowy dla krótkiej przerwy między warkotem ciężarówek za dnia a perwersyjnym życiem nocy. Całe miasto było takim teatrem wystawiającym dwie różne sztuki, z innymi dekoracjami, scenariuszami, a nawet aktorami. Jednak w dzień czy w nocy nad tą ulicą zawsze unosiła się woń rozkładu. Nie dało się jej pozbyć. Katy nie wiedziała, czy to odór zepsutego mięsa, czy dusz.
Znów poczuła strach.
Przystanęła i starała się zapomnieć. Te dłonie zaciśnięte na jej szyi, bawiące się, na przemian odcinające i otwierające dopływ powietrza. Był taki silny, a ona taka bezradna. Wydusił z niej dech. Pomyśleć tylko. Ściskał jej szyję, aż przestała oddychać, aż powoli zaczęło uchodzić z niej życie.
Tak jak z Julie.
Pogrążona w okropnych wspomnieniach zauważyła go dopiero wtedy, kiedy wziął ją pod rękę. Odwróciła się.
– Co u…?
Duch trzymał ją mocno.
– Domyśliłem się, że chciałaś ze mną rozmawiać – zamruczał jak zadowolony kocur. A potem dodał z uśmiechem: – No to jestem.
51
Siedziałem na kanapie. Katy miała prawo się wściekać; jakoś to przeżyję. To znacznie lepsze niż udział w kolejnym pogrzebie. Przetarłem oczy. Położyłem nogi na stole. Być może zasnąłem, nie jestem tego pewien. Kiedy zadzwonił telefon, ze zdziwieniem stwierdziłem, że już jest rano. Sprawdziłem, kto dzwoni. Squares. Wymacałem słuchawkę i przycisnąłem do ucha.
– Cześć – powiedziałem.
– Darował sobie uprzejmości.
– Myślę, że znaleźliśmy naszą Sheilę.
Pół godziny później wszedłem do holu hotelu Regina.
Znajdował się niecały kilometr od naszego mieszkania. Myśleliśmy, że uciekła na drugi koniec kraju, a tymczasem Sheila – jak inaczej miałem ją nazywać? – Sheila pozostała tak blisko.
Agencja detektywistyczna, z której usług korzystał Squares, wyśledziła ją bez trudu. Najwidoczniej po śmierci swojej imienniczki Sheila poczuła się bezpieczniej. Wpłaciła pieniądze do First National Bank i wyrobiła sobie debetową kartę Visa. W tym mieście nie można obyć się bez karty płatniczej. Czasy rejestrowania się w motelach pod fałszywym nazwiskiem i płacenia gotówką dawno minęły. Transakcja niekoniecznie musi być sfinalizowana za pomocą karty płatniczej, ale tak czy inaczej chcą ją zobaczyć.
Zapewne zakładała, że jest bezpieczna, co było najzupełniej zrozumiałe. Goldbergowie, ludzie żyjący ze swojej dyskrecji, sprzedali jej nową tożsamość. Nie miała powodu podejrzewać, że komuś o tym powiedzą. Zrobili to tylko ze względu na przyjaźń ze Squaresem i Raquelem oraz dlatego, że trochę obwiniali się o śmierć Sheili. Ponadto teraz Sheila Rogers nie żyła i nikt nie powinien jej szukać, więc nie musiała już zachowywać najwyższej ostrożności.
Wczoraj skorzystała z karty, żeby pobrać pieniądze z bankomatu na Union Square. Pozostało tylko sprawdzić pobliskie hotele. Większość pracy detektywa polega na wykorzystywaniu dojść i płatnych informatorów, przy czym to właściwie jedno i to samo. Dobry detektyw ma płatnych informatorów w firmach telekomunikacyjnych, urzędzie skarbowym, centrach bankowych, prasie, wszędzie. Jeśli myślicie, że trudno znaleźć kogoś, kto sprzeda poufne informacje, to chyba rzadko czytacie gazety.
To było jeszcze łatwiejsze. Trzeba było tylko obdzwonić hotele, pytając o Donnę White. Teraz, wchodząc po schodach do holu hotelu Regina, miałem nerwy napięte jak struny. Ona żyła. Postanowiłem, że uwierzę dopiero wtedy, gdy ją zobaczę i popatrzę jej w oczy. Nadzieja może zarówno rozjaśnić myśli, jak i utrudnić zdolność jasnego rozumowania. Przedtem kazałem sobie uwierzyć, że cud jest możliwy, natomiast teraz obawiałem się, że znowu ją utracę, że tym razem, kiedy spojrzę na trumnę, będzie w niej moja Sheila.
Kocham cię, zawsze.
Tak napisała. Zawsze.
Podszedłem do recepcji. Powiedziałem Squaresowi, że chcę załatwić to sam. Zrozumiał i nie protestował. Recepcjonistka, blondynka, rozmawiała przez telefon. Błysnęła zębami w uśmiechu i wskazała na aparat, dając mi znać, że zaraz skończy. Wzruszyłem ramionami, że nie ma pośpiechu, i oparłem się o kontuar, udając rozluźnionego.
Po chwili odłożyła słuchawkę i skupiła na mnie swą niepodzielną uwagę.
– Mogę w czymś pomóc?
– Tak – odparłem. Własny głos wydał mi się nienaturalny, zbyt modulowany, jakbym prowadził jeden z programów radiowych. – Chciałbym zobaczyć się z Donną White. Może mi pani podać numer jej pokoju?
– Przykro mi, proszę pana. Nie podajemy numerów pokojów naszych gości. O mało nie klepnąłem się w czoło. Jak mogłem okazać się tak głupi?
– Oczywiście, przepraszam. Najpierw zadzwonię. Czy jest tu wewnętrzny telefon?
Wskazała na prawo. Na ścianie wisiały trzy białe aparaty bez tarcz. Podniosłem słuchawkę i słuchałem sygnału. Odezwała się telefonistka. Poprosiłem, żeby połączyła mnie z pokojem Donny White. Powiedziała „z przyjemnością” (zauważyłem, że jest to nowa, uniwersalna odżywka pracowników wszystkich hoteli), a potem usłyszałem, jak dzwoni telefon.