Выбрать главу

Właśnie zamierzałem zadać następne pytanie, spróbować uzyskać więcej szczegółów, kiedy odezwał się mój telefon komórkowy. Pewnie Squares. Zerknąłem na numer dzwoniącego. Nie, to nie Squares. Natychmiast rozpoznałem numer. Katy Miller. Nacisnąłem klawisz i przyłożyłem aparat do ucha.

– Katy?

– Ooch, nie, przepraszamy, abonent chwilowo niedostępny.

– Proszę spróbować ponownie.

Obleciał mnie strach. O Chryste. Duch. Zamknąłem oczy.

– Jeśli zrobisz jej krzywdę, to przysięgam…

– Daj spokój, Will – przerwał mi Duch. – Puste groźby są poniżej twojej godności.

– Czego chcesz?

– Musimy porozmawiać, stary.

– Gdzie ona jest?

– Kto'? Och, mówisz o Katy? Tutaj.

– Chcę z nią porozmawiać.

– Nie wierzysz mi, Will? Zraniłeś mnie.

– Chcę z nią porozmawiać – powtórzyłem.

– Potrzebujesz dowodu, że ona żyje?

– Coś w tym rodzaju.

– A może taki? – spytał Duch swoim najbardziej jedwabistym głosem. – Mogę się postarać, żeby zaczęła krzyczeć…

– Czy to cię przekona? Znów zamknąłem oczy.

– Nie słyszę cię, Will.

– Nie.

– Na pewno? To żaden problem. Jeden przeszywający, przeraźliwy krzyk. Co ty na to?

– Proszę, nie zrób jej krzywdy – powiedziałem. – Ona nie ma z tym nic wspólnego.

– Gdzie jesteś?

– Przy Park Avenue.

– A dokładnie?

Podałem mu adres dwie przecznice dalej.

– Za pięć minut podstawię tam samochód. Wsiądź do niego. Rozumiesz?

– Tak.

– Will?

– Co?

– Do nikogo nie dzwoń, nikomu nic nie mów. Katy Miller ma obolałą szyję po poprzednim spotkaniu. Nie potrafię opisać, jak kusząco wygląda… – urwał, a potem dodał szeptem: Nadążasz, stary sąsiedzie?

– Tak.

– No to trzymaj się. Wkrótce będzie po wszystkim.

53

Claudia Fisher wpadła do gabinetu Josepha Pistillo.

– Co się stało?

– Raymond Cromwell się nie zgłosił.

Cromwell był tajnym agentem przydzielonym Fordowi, prawnikowi Kena Kleina.

– Myślałem, że nosi podsłuch.

– Spotkali się w biurze McGuane'a. Tam nie mógł mieć mikrofonu.

– I nikt nie widział go od tego czasu? Fisher skinęła głową.

– Tak samo jak Forda. Obaj zaginęli.

– Jezu Chryste!

– Co mamy robić?

Pistillo już był na nogach, gotów do działania.

– Zbierz wszystkich ludzi. Robimy nalot na biuro McGuane'a.

Ze ściśniętym sercem opuszczałem Norę (już zdążyłem się przyzwyczaić do tego imienia), ale czy miałem jakiś wybór? Na myśl o tym, że Katy znajduje się w rękach sadystycznego psychola, przeszedł mnie dreszcz. Pamiętałem, jaki czułem się bezradny, kiedy przykuł mnie do łóżka i próbował ją udusić. Spróbowałem o tym nie myśleć.

Nora wolałaby mnie powstrzymać, ale rozumiała sytuację. Musiałem to zrobić. Nasz pożegnalny pocałunek był niemal zbyt czuły. Odsunąłem się. Znowu miała łzy w oczach.

– Wróć do mnie – powiedziała. Obiecałem, że wrócę, i wypadłem na ulicę.

Zajechał czarny ford taurus z przyciemnionymi szybami. W środku był tylko kierowca. Nie znałem go. Polecił mi położyć się płasko na tylnym siedzeniu. Zrobiłem, co kazał. Zapuścił silnik i ruszył. Miałem chwilę do namysłu. Sporo wiedziałem i byłem prawie pewien, że Duch ma rację: wkrótce będzie po wszystkim.

W myślach uporządkowałem fakty i oto, co mi wyszło: przed jedenastoma laty Ken był zamieszany w nielegalne interesy przyjaciół, McGuane'a i Ducha. Nie mogło być inaczej. Ken wszedł na złą drogę. Dla mnie mógł być bohaterem, ale moja siostra Melissa uświadomiła mi, że miał skłonność do nadużywania przemocy. Mógłbym usprawiedliwiać to chęcią działania, młodzieńczą brawurą. Jednak to tylko semantyka.

W końcu został aresztowany i zgodził się wydać McGuane'a. Ryzykował życie. Nosił podsłuch. McGuane i Duch dowiedzieli się o tym i Ken uciekł. Wrócił do domu, chociaż nie wiedziałem po co. Nie miałem pojęcia, jaką rolę odgrywała w tym Julie. Po raz pierwszy od roku przyjechała do domu. Po co? Czy był to zbieg okoliczności? A może przyjechała za Kenem, jako jego kochanka albo klientka kupująca od niego narkotyki? Czy Duch śledził ją, wiedząc, że doprowadzi go do Kena?

Na razie nie znałem odpowiedzi na te pytania.

Tak czy inaczej, Duch znalazł ich i prawdopodobnie zastał w intymnej sytuacji. Zaatakował. Ken został ranny, ale zdołał uciec. Julie nie miała tyle szczęścia. Duch chciał przycisnąć Kena, więc wrobił go w morderstwo. Ken uciekł, obawiając się o swoje życie. Zabrał swoją dziewczynę, Sheilę Rogers, oraz ich małą córeczkę, Carly. Wszyscy troje zniknęli. Zauważyłem, że w samochodzie zrobiło się ciemniej. Usłyszałem szum. Wjechaliśmy do tunelu. Mogliśmy być w śródmieściu, ale podejrzewałem, że znajdujemy się w Lincoln Tunnel i jedziemy w kierunku New Jersey. Rozmyślałem o Pistillo i roli, jaką odegrał w tej sprawie. Uważał, że cel uświęca środki. To była dla niego sprawa osobista. Łatwo zrozumieć jego punkt widzenia. Ken był przestępcą. Zawarł umowę i obojętnie z jakiego powodu, zerwał ją, uciekając. Można było rozpocząć polowanie. Zrobić z niego zbiega i ścigać go nawet na końcu świata.

Mijają lata. Ken i Sheila są razem. Ich córka Carly dorasta. Nagle pewnego dnia Ken zostaje schwytany. Przewożą go do Stanów. Zapewne jest przekonany, że powieszą go za morderstwo. Organa ścigania jednak zawsze znały prawdę. Nie potrzebują jego głowy. Chcą uciąć łeb bestii. McGuane'owi. A Ken wciąż może im go wydać.

Tak więc zawierają umowę. Ken ukrywa się w Nowym Meksyku. Po pewnym czasie Sheila i Carly wracają do kraju, żeby razem z nim zamieszkać. McGuane jest groźnym przeciwnikiem, dowiaduje się, gdzie przebywają. Wysyła dwóch ludzi. Torturują Sheilę, żeby dowiedzieć się, gdzie jest Ken. Zaskakuje ich, zabija obu, pakuje poturbowaną kochankę oraz córkę do samochodu, po czym znowu ucieka. Ostrzega Norę, która posługuje się nazwiskiem Sheili, że będą ją ścigać federalni i McGuane. Ona też musi uciekać.

Ford taurus się zatrzymał. Usłyszałem, że kierowca zgasił silnik. Dość tej bierności, pomyślałem. Jeśli mam wyjść z tego z życiem, to powinienem wykazać więcej inicjatywy. Spojrzałem na zegarek. Jechaliśmy godzinę. Usiadłem.

Znajdowaliśmy się w gęstym lesie. Ziemię pokrywał dywan sosnowych igieł. Drzewa były wysokie, o pełnych koronach. Opodal zauważyłem wieżę obserwacyjną – niewielką blaszaną budkę na platformie wznoszącej się ponad trzy metry nad ziemią. Wyglądała jak duża szopa na narzędzia, zbudowana w jednym konkretnym celu. Była zaniedbana i toporna. Rdza toczyła jej narożniki i drzwi.

Kierowca się odwrócił.

– Wysiadaj.

Zrobiłem to. Nie odrywałem oczu od budowli. Jej drzwi otwarły się i stanął w nich Duch. Był ubrany na czarno, jakby wybierał się na wieczorek poetycki w Village. Pomachał mi ręką.

– Cześć, Will.

– Gdzie ona jest? – zapytałem.

– Kto?

– Skończ z tymi bzdurami. Duch założył ręce na piersi.