Выбрать главу

– No, no – powiedział. – Czy nie jesteśmy najdzielniejszym z żołnierzyków?

– Gdzie ona jest?

– Mówisz o Katy Miller?

– Wiesz, że tak.

Duch kiwnął głową. Trzymał w ręku linkę, przypominającą lasso. Przeraziłem się.

– Ona jest taka podobna do siostry, nie sądzisz? Jak mógłbym się oprzeć? Mówię o jej szyi. Taka piękna łabędzia szyja. Już posiniaczona…

Starałem się powstrzymać drżenie głosu.

– Gdzie ona jest? Mrugnął do mnie.

– Ona nie żyje, Will. Serce mi zamarło.

– Znudziło mnie czekanie i… – Roześmiał się. Ten dźwięk odbił się echem w głuszy, przeszywając powietrze, wstrząsając liśćmi. Stałem jak skamieniały. Wycelował we mnie palec i zawołał: – Mam cię! Och, tylko żartowałem, Will. Potrze ba mi trochę rozrywki. Katy nic się nie stało. – Skinął na mnie. – Chodź i zobacz.

Pospieszyłem do wieżyczki. Znalazłem zardzewiałą drabinkę. Wszedłem po niej. Duch wciąż się śmiał. Przecisnąłem się obok niego i pchnąłem drzwi blaszanego baraku. Spojrzałem w prawo.

Katy tam była.

W uszach wciąż rozbrzmiewał mi śmiech Ducha. Podskoczyłem do niej. Miała otwarte oczy, zasłonięte opadającymi kosmykami włosów. Siniaki na jej szyi zmieniły barwę na zjadliwie żółtą. Ręce miała przywiązane do krzesła, ale nie była ranna.

Nachyliłem się i odgarnąłem jej włosy z czoła.

– Nic ci się nie stało? – zapytałem.

– Nie.

Wzbierała we mnie wściekłość.

– Zrobił ci krzywdę?

Katy Miller potrząsnęła głową. Powiedziała drżącym głosem:

– Czego on od nas chce?

– Pozwólcie, że sam odpowiem na to pytanie.

Odwróciliśmy się do wchodzącego Ducha. Zostawił otwarte drzwi. Podłoga była zasłana szkłem z rozbitych butelek po piwie. W kącie stała stara szafka na akta. Na niej laptop. Opodal ustawiono trzy składane metalowe krzesła, jakich używa się na szkolnych zebraniach. Na jednym siedziała Katy. Duch zajął drugie i wskazał mi ostatnie, stojące po jego lewej ręce. Nie usiadłem. Duch westchnął i znowu wstał.

– Potrzebuję twojej pomocy, Will. – Zwrócił się do Katy. – Pomyślałem sobie, że obecność panny Miller może… – posłał mi ten budzący dreszcz zgrozy uśmiech -…że jej obecność będzie stymulująca.

Zacisnąłem zęby.

– Jeśli ją skrzywdzisz, jeśli choćby ją tkniesz…

Duch nie napiął mięśni, nie zamachnął się, tylko błyskawicznym ciosem uderzył mnie w szyję kantem dłoni. Zabulgotałem. Miałem wrażenie, że zmiażdżył mi krtań. Zachwiałem się i zgiąłem wpół. Duch niespiesznie pochylił się i uderzył mnie pięścią w okolicę nerek. Opadłem na kolana, prawie sparaliżowany tym ciosem. Popatrzył na mnie.

– Twoja gadanina zaczyna mi działać na nerwy, Will. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję.

– Musimy skontaktować się z twoim bratem – ciągnął. Dlatego tu jesteś. Podniosłem głowę.

– Nie wiem, gdzie on jest.

Duch odszedł na bok. Stanął za plecami Katy. Delikatnie, niemal zbyt delikatnie, położył dłonie na jej ramionach. Skrzywiła się. Wyprostował oba wskazujące palce i dotknął siniaków na jej szyi.

– Mówię prawdę – powiedziałem.

– Och, wierzę ci – rzekł.

– – No to czego chcesz?

– Wiem, jak skontaktować się z Kenem. Byłem oszołomiony.

– Co takiego?

– Widziałeś kiedyś jeden z tych starych filmów, w których zbieg pozostawia wiadomości w rubryce towarzyskiej?

– Być może.

Duch uśmiechnął się, jakby był zadowolony z mojej odpowiedzi.

– Ken usprawnił ten sposób. Wykorzystuje internetowy kanał dyskusyjny. Ściśle mówiąc, pozostawia i otrzymuje wiadomości pod adresem rec.musie.elvis. Jak można się spodziewać, to witryna fanów Elvisa. Tak więc jeśli ktoś chce się z nim skontaktować, na przykład jego adwokat, pozostawi tam datę, czas i adres pocztowy. Wtedy Ken wie, kiedy może połączyć się przez IRC z adwokatem. Zakładam, że już to kiedyś robiłeś. Rozmawiasz tylko z wybranymi osobami i nikt cię nie podsłucha.

– Skąd o tym wiesz? – zapytałem.

Znowu uśmiechnął się i przesunął dłonie ku szyi Katy.

– Zbieranie informacji – powiedział – to moja specjalność.

Puścił Katy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że wstrzymywałem oddech. Sięgnął do kieszeni i znów wyjął pętlę.

– Zatem do czego jestem ci potrzebny?

– Twój brat nie chciał spotkać się ze swoim adwokatem – odparł Duch. – Sądzę, że domyślił się, że to pułapka. Mimo to wyznaczyliśmy termin następnej rozmowy. Mamy nadzieję, że namówisz go, żeby się z nami spotkał.

– A jeśli nie?

Pokazał mi linkę. Była zakończona rączką.

– Wiesz, co to jest? Nie odpowiedziałem.

– To lasso z Pendżabu – wyjaśnił, jakby zaczynał wykład. – W Indiach posługiwali się nimi Thugowie, inaczej nazywani cichymi zabójcami. Niektórzy sądzą, że zostali wybici w dziewiętnastym wieku. Inni… hm… nie są tego pewni. Popatrzył na Katy i potrząsnął linką. – Czy muszę mówić dalej, Will?

– On się zorientuje, że to zasadzka – powiedziałem.

– Musisz go przekonać, że nie. Jeśli zawiedziesz… Popatrzył na mnie z uśmiechem.

– No cóż, przynajmniej zobaczysz na własne oczy, jak przed laty cierpiała Julia. Czułem, że krew odpływa mi z twarzy.

– Zabijecie go – powiedziałem.

– Och, niekoniecznie.

Wiedziałem, że kłamie, lecz jego twarz miała zatrważająco szczery wyraz.

– Twój brat nagrał taśmy, zebrał obciążające dowody, ale na razie nie pokazał ich federalnym. Ukrywał je przez te wszystkie lata. Jeśli zechce współpracować, to nadal będzie tym Kenem, którego znamy i kochamy. Ponadto… – urwał i po namyśle dodał: – On ma coś, co chcę mieć.

– Co? – zapytałem.

Zbył mnie machnięciem ręki.

– Oto umowa: jeśli odda nam dowody i obieca, że znowu zniknie, nic złego się nie wydarzy.

Kłamał. Wiedziałem o tym. Zabije Kena. Zabije nas wszystkich. Nie miałem co do tego cienia wątpliwości.

– A jeśli ci nie uwierzę?

Duch z uśmiechem zarzucił pętlę na szyję Katy. Krzyknęła.

– Czy to ma jakieś znaczenie?

– Sądzę, że nie.

– Sądzisz?

– Zgadzam się.

Puścił pętlę, która niczym okropny naszyjnik zawisła na szyi Katy.

– Nie zdejmuj jej – polecił. – Mamy godzinę. Przez ten czas patrz na jej szyję, Will, i myśl.

54

McGuane był zaskoczony.

Zobaczył, jak agenci FBI wpadają do budynku. Tego nie przewidział. Zniknięcie Joshuy Forda miało wywołać zaskoczenie, mimo że zmusili go, by zadzwonił do żony i powiedział jej, że wezwano go poza miasto w jakiejś „delikatnej sprawie”. Ale taka gwałtowna reakcja? Wydawała się przesadna.

Nieważne. McGuane zawsze był przygotowany. Ślady krwi wywabiono nowym utleniaczem, tak że nawet ultrafiolet niczego nie ujawni. Włosy i kawałki tkanek również usunięto, a nawet gdyby jakieś zostały, to co z tego? Nie zamierzał zaprzeczać, że Ford i Cromwell go odwiedzili. Chętnie przyzna, że tak, i powie, że stąd wyszli. Może to udowodnić, bo jego ochrona już zastąpiła oryginalną taśmę spreparowaną, na której Ford i Cromwell opuszczają budynek.