Nie sprzeczałem się z nim, chociaż w duchu nie przyznałem mu racji. Zapytałem go, co to oznacza dla Kena. Odpowiedział po dłuższym namyśle.
– Ty i Katy nie wyjawiliście nam wszystkiego, prawda?
Poprawiłem się na krześle. Opowiedzieliśmy im o porwaniu, ale postanowiliśmy nie mówić o internetowej rozmowie z Kenem. Zatrzymaliśmy to dla siebie.
– Powiedzieliśmy.
Pistillo popatrzył na mnie, a potem znów wzruszył ramionami.
– Rzecz w tym, że nie wiem, czy jeszcze go potrzebujemy. Zapewniam cię, że nic mu już nie grozi, Will. – Nachylił się do mnie. – Wiem, że nie miałeś z nim kontaktu… Po jego minie poznałem, że w to nie wierzy.
– Gdybyś jednak jakoś zdołał się z nim spotkać, to powiedz mu, żeby przestał się ukrywać. Nigdy nie mógł czuć się bezpieczniej niż teraz. Owszem, możemy go wykorzystać do potwierdzenia prawdziwości dowodów.
Jak już powiedziałem, było to pięć pracowitych dni.
Nie licząc spotkania z Pistillo, spędziłem ten czas z Norą. Niewiele rozmawialiśmy o jej przeszłości, ponieważ pod wpływem wspomnień jej twarz przybierała pochmurny wyraz. Wciąż bardzo bała się męża. Obiecałem sobie, że rozprawimy się z panem Crayem Springiem z Cramden w stanie Missouri. Jeszcze nie wiedziałem jak. Jednak nie pozwolę, żeby Nora żyła w strachu.
Nora opowiadała mi o moim bracie, o tym, że zgromadził pieniądze na szwajcarskim koncie, że usiłował znaleźć tam spokój, ale nie zdołał. Mówiła również o Sheili Rogers, tej ptaszynie ze złamanym skrzydłem, o której tak wiele się dowiedziałem i która znalazła pociechę w ucieczce za granicę i swojej córce. Głównie jednak Nora opowiadała mi o mojej bratanicy, Carly, a kiedy to robiła, cała promieniała. Dowiedziałem się, że Carly uwielbiała zbiegać z zamkniętymi oczami z pagórków, że lubiła czytać i fikać koziołki, śmiać się zaraźliwie. Z początku Carly była nieufna i nieśmiała wobec Nory, gdyż rodzice, z oczywistych powodów, nie pozwalali jej nawiązywać kontaktów towarzyskich, ale Nora pokonała jej opory. Porzucenie tego dziecka (dokładnie tak się wyraziła, chociaż uważałem, że ocenia to zbyt surowo) przyszło Norze z najwyższym trudem.
Katy Miller trzymała się z daleka. Wyjechała – nie powiedziała mi dokąd, a ja nie pytałem – ale dzwoniła prawie codziennie. Poznała prawdę, ale nie sądziłem, żeby to jej wiele dało. Dopóki Duch gdzieś przebywał, dopóty sprawa nie była zamknięta. Oboje będziemy oglądali się przez ramię, póki on żyje.
Chyba każdy z nas czegoś się obawia.
Chciałem zobaczyć się z bratem, może teraz bardziej niż kiedykolwiek. Myślałem o tych wszystkich latach, które spędził na wygnaniu, o ukrywaniu się. To nie dla niego. Ken musiał być nieszczęśliwy. On lubił stawiać czoło rzeczywistości; nie zwykł chować się w cieniu. Pragnąłem zobaczyć brata z oczywistych względów – pójść z nim na zabawę, zagrać w kosza jeden na jednego, posiedzieć razem do późna i oglądać telewizję. Zresztą doszły nowe powody.
Jak już wcześniej wspomniałem, zachowaliśmy w tajemnicy fakt, że rozmawialiśmy przez Internet z Kenem. Przemilczeliśmy to, bym mógł się z nim porozumieć. W końcu udało mi się nawiązać kontakt za pośrednictwem internetowej grupy dyskusyjnej. Powiedziałem Kenowi, żeby nie obawiał się śmierci. Miałem nadzieję, że zrozumie aluzję. Zrozumiał. Ponownie nawiązałem do naszego dzieciństwa. Ulubioną piosenką Kena był utwór Blue Oyster Cult Don't Fear the Reaper, Znaleźliśmy listę dyskusyjną dla wielbicieli tej starej kapeli heavymetalowej. Nie było ich wielu, ale zdołaliśmy z Kenem ustalić pory kontaktu.
Ken wciąż był ostrożny, ale i on chciał już to zakończyć. Ja przynajmniej miałem ojca i Melissę, a także matkę. Ogromnie tęskniłem za Kenem, ale myślę, że on za nami jeszcze bardziej.
W każdym razie po długich przygotowaniach umówiliśmy się na spotkanie.
Kiedy ja miałem dwanaście łat, a Ken czternaście, pojechaliśmy na letni obóz zwany Camp Millstone, w Marshfield, w stanie Massachusetts. Obóz reklamowano jako znajdujący się „na Cape Cod”. Gdyby to była prawda, przylądek zajmowałby prawie pół stanu. Wszystkie domki nosiły nazwy znanych college'ów. Ken spał w Yale. Ja w Duke. Podobały nam się wakacje. Graliśmy w koszykówkę, piłkę nożną, braliśmy udział w wojnie niebieskich i szarych. Jedliśmy paskudne żarcie i piliśmy obrzydliwy wywar nazywany „sokiem z żuka”. Nasi wychowawcy byli zabawnymi sadystami. Wiedząc to, co wiem teraz, nigdy nie posłałbym mojego dziecka na letni obóz.
Cztery lata temu zabrałem Squaresa i pokazałem mu Camp Millstone. Obóz był na sprzedaż, więc Squares kupił teren i zrobił z niego ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy dla uprawiających jogę. Wybudował sobie dom w miejscu, gdzie niegdyś było boisko do piłki nożnej. Wiodła tam tylko jedna droga, a budynek stał na samym środku dawnego boiska, nikt więc nie mógł zbliżyć się niepostrzeżenie.
Uznaliśmy, że to będzie idealne miejsce.
Melissa przyleciała z Seattle. Dmuchając na zimne, kazaliśmy jej wylądować w Filadelfii. Ona, mój ojciec i ja spotkaliśmy się w knajpce Vince Lombardi Rest Stop przy New Jersey Turnpike. Stamtąd pojechaliśmy razem. Nikt nie wiedział o spotkaniu oprócz Nory, Katy i Squaresa. Oni podróżowali osobno i mieli przybyć nazajutrz, ponieważ także chcieli zakończyć tę sprawę.
Pierwszy wieczór planowaliśmy spędzić w gronie rodzinnym.
Prowadziłem. Ojciec siedział obok mnie, Melissa ulokowała się z tyłu. Prawie nie rozmawialiśmy. Wszyscy czuliśmy rosnące napięcie – ja chyba najbardziej. Nauczyłem się, że nie ma niczego pewnego. Dopóki nie zobaczę Kena na własne oczy, nie uściskam go i nie usłyszę, dopóty nie uwierzę, że w końcu wszystko jest w porządku.
Myślałem o Sheili i Norze; o Duchu i przewodniczącym klasy w liceum, Philipie McGuanie, oraz o tym, kim się stał. Zwykle jesteśmy zaskoczeni, słysząc o przemocy na przedmieściach, jakby dobrze nawodnione trawniki, schludne domki, Liga Juniorów i mecze piłki nożnej, lekcje gry na pianinie, boiska do gry w klasy oraz zebrania rodziców były rodzajem zaklęcia, odpędzającego zło. Gdyby Duch i McGuane wychowali się zaledwie piętnaście kilometrów od Livingston – gdyż, jak mówiłem, taka odległość dzieliła nasze przedmieście od centrum Newark – nikt nie byłby „wstrząśnięty” ani „zaskoczony” tym, kim się stali.
Puściłem płytkę kompaktową z koncertem Springsteena, który odbył się w lipcu 2000 roku w Madison Square Garden. Na drodze numer dziewięćdziesiąt pięć trwały roboty drogowe – rzadko kiedy ich tam nie prowadzą – więc podróż trwała pięć męczących godzin. Podjechaliśmy do czerwonych zabudowań farmy. Nie było innych samochodów, czego oczekiwaliśmy. Ken miał przyjechać po nas.
Melissa pierwsza wysiadła z wozu. Trzask zamykanych drzwiczek odbił się głośnym echem. Rozejrzałem się, ale przed oczyma miałem dawne boisko do piłki nożnej, chociaż garaż znajdował się tam, gdzie niegdyś stała jedna z bramek. Podjazd biegł przez teren, gdzie kiedyś były ławki. Spojrzałem na ojca. Odwrócił wzrok.