Выбрать главу

– Wiem.

– Zastanawiam się…

– Nad czym?

– Co bym zrobiła w takiej sytuacji. Żeby cię ochronić.

– Nie zabiłabyś.

– Nie. Chyba nie.

Myron przyglądał się jej. Była bliska łez.

– Czegoś się o nas z tego dowiedziałem – rzekł. Zaczekała, aż rozwinie temat.

– Win i Esperanza nie chcieli, żebym znowu grał. Ale nie starali się mnie powstrzymać. Bałem się, że być może nie rozumiesz mnie tak dobrze jak oni. Lecz nie o to chodziło. Nie potrafili dostrzec tego co ty.

Bacznie mu się przyjrzała. Puściła kolana, postawiła nogi na podłodze.

– Nigdy dotąd o tym nie mówiliśmy – powiedziała.

Skinął głową.

– Faktem jest, że nigdy nie ubolewałeś nad końcem swojej kariery koszykarskiej – ciągnęła. – Nie okazywałeś słabości.

Upchnąłeś w sobie żale niczym w jakimś kufrze i żyłeś dalej, do wszystkiego podchodząc tak, jakbyś chciał zdusić rozpacz. Nie czekałeś. Brałeś to, co ci pozostało, i przyciskałeś do siebie w obawie, że twój świat jest równie kruchy jak to kolano. Popędziłeś na studia prawnicze. Pomknąłeś z pomocą Winowi. Chwytałeś, co ci wpadło w ręce. Urwała.

– Włącznie z tobą – dokończył.

– Włącznie ze mną. Nie tylko dlatego, że mnie kochałeś. Ale dlatego, że bałeś się utracić jeszcze więcej.

– Kochałem cię naprawdę. I wciąż kocham.

– Wiem. Nie chcę wszystkiego zwalać na ciebie. Byłam idiotką. To ja głównie zawiniłam. Przyznaję. Jednakże twoja miłość graniczyła z desperacją. Przemieniłeś swój żal w zachłanną żądzę. Bałam się, że się uduszę. Nie chcę wyjść na domorosłego psychiatrę, ale musiałeś opłakać swój los. Rozprawić się z przeszłością, zamiast dusić ją w sobie. Nie potrafiłeś jednak spojrzeć prawdzie w oczy.

– Myślisz, że zrobiłem to, wracając do gry?

– Tak.

– Ten lek nie jest uniwersalny.

– Wiem. Ale z pewnością odrobinę ci ulżył.

– I dlatego uważasz, że pora, abym się do ciebie wprowadził.

Przełknęła ślinę.

– Jeśli chcesz. Jeśli jesteś gotów.

Spojrzał w górę i rzekł:

– Potrzebuję więcej zamkniętej przestrzeni.

– Zgoda – szepnęła. – Co tylko zechcesz. Przytuliła się do niego. Wziął ją w ramiona, mocno objął i poczuł się jak w domu.

Był duszny ranek w Tucson w Arizonie. Frontowe drzwi otworzył wielki Murzyn.

– Pan Burt Wesson?

Wielkolud skinął głową.

Win uśmiechnął się.

– Tak – odparł. – Jak najbardziej.

***