– Agencja RepSport MB.
– Znajdź, co możesz, na temat domu przy Kenmore Street siedemdziesiąt osiem w Glen Rock. Nazwisko właściciela, wierzytelności, wszystko.
– Przyjęłam. Odłożyła słuchawkę. Myron wystukał drugi numer.
– Dzwonię do znajomej z centrali telefonicznej – wyjaśnił Jessice. – Lisa? Tu Myron. Możesz mi pomóc? Adres to Kenmore Road siedemdziesiąt osiem w Glen Rock. Nie wiem, ile telefonów ma ten gość. Możesz to sprawdzić? Muszę znać wszystkie numery, pod jakie zadzwoni w ciągu następnych dwu godzin. Tak. Aha, dowiedziałaś się czegoś o tym numerze na dziewięćset? Co?… Dobrze, rozumiem. Dziękuję.
Rozłączył się.
– Co powiedziała?
– Że jej firma nie zarządza numerami na dziewięćset. Robi to jakiś mały oddział w Karolinie Południowej. Nie ma o nim żadnych informacji.
– I co teraz? – spytała Jessica. – Poobserwujemy dom?
– Pójdę tam. Ty zaczekasz.
– Dlaczego?
– Przecież nie chcesz nikogo wystraszyć. Jeżeli ten nygus ma coś wspólnego z twoją siostrą, to powiedz, jak zareaguje na twój widok?
Skrzyżowała ręce na piersi i się nadąsała. Wprawdzie Myron miał rację, ale wcale jej się to nie podobało.
– Idź – powiedziała.
Wysiadł. Było to monotonne osiedle z dwupoziomowymi domami jak spod sztancy, na działkach o powierzchni trzech czwartych akra. Niektóre stały tyłem do ulicy, kuchnie miały z prawej, a nie z lewej strony i elewacje przeważnie z aluminium. Uliczka z daleka cuchnęła klasą średnią.
Myron zapukał.
– Jerry?
Chudzielec, który otworzył mu drzwi, zrobił zdezorientowaną minę. Z bliska wyglądał lepiej, twarz miał nie tyle dziwną, co ponurą. W czarnym golfie i z zapalonym papierosem z powodzeniem mógłby czytać wiersze w kafejce dla bohemy.
– Pan do kogo?
– Jerry…
– Pomylił pan domy. Nie nazywam się Jerry.
– A wyglądasz jak on.
Przez twarz chudzielca przemknął mroczny cień.
– Pan wybaczy, ale nie mam czasu – powiedział, chcąc zamknąć drzwi.
– Na pewno, Jerry?
– Powiedziałem już, że…
– Znasz Kathy Culver?
Atak był tak nieoczekiwany, że chudeusz zbladł.
– O co… o co chodzi?
– Przecież wiesz.
– Kim pan jest?
– Myron Bolitar.
– My się znamy?
– Gdybyś był zapalonym kibicem koszykówki, to… Nie, nie znamy się. Chciałbym zadać ci kilka pytań.
– Nie mam nic do powiedzenia.
Nadszedł czas, by wyłożyć karty na stół. Myron wyjął magazyn.
– Na pewno, Jerry?
Białka oczu chudego powiększyły się dziesięć razy, wyzierając z jego końskiej twarzy jak porcelanowe spodki.
– Pan mnie z kimś pomylił. Żegnam. Zatrzasnął drzwi.
Myron wzruszył ramionami i wrócił do samochodu.
– I co? – spytała Jessica.
– Potrząsnąłem nim. Zobaczymy, co z niego wypadnie.
Lokalny kiosk z gazetami.
Win pamiętał czasy, kiedy słowa te budziły nostalgię, wyczarowując z pamięci sielankowe rockwellowskie obrazki z życia Ameryki. Czasy bezpowrotnie minione. Dziś każda ulica, każdy róg, każde nudne przedmieście wyglądały jednakowo. Słodycze, gazety, pocztówki z życzeniami… i magazyny porno. Kupujące snickersy dzieciaki mogły się na nie napatrzyć do woli. Pornografia stała się najważniejszym towarem w Ameryce. Pornografia najostrzejsza. Taka, przy której Penthouse przypominał pismo dla pań domu.
– Przepraszam – zagadnął Win sprzedawcę biletów loteryjnych.
– Tak?
– Czy dostanę najnowsze numery Orgazzmu, Spermy, Wzwodu Powszedniego, Języczka, Szparki i Cyców?
Jakaś starsza kobieta sapnęła z oburzenia i posłała mu lodowate spojrzenie. Win uśmiechnął się do niej.
– Niechaj zgadnę – powiedział. – Dziewczyna Playboya z czerwca tysiąc dziewięćset dwadzieścia sześć?
Chrząknęła i się odwróciła.
– Pan sprawdzi tam – odparł sprzedawca. – Pomiędzy komiksami a wideo Disneya.
– Dziękuję.
Win znalazł trzy pisma – Orgazzm, Wzwód Powszedni i Szparkę. W jednym z trzech innych kiosków kupił Języczek, ale Spermy i Cyców nie było. Odnalazł je dopiero w Sprośnym Pałacu Króla Dawida, sklepiku z ostrym porno na Czterdziestej Drugiej Ulicy. Nad frontem wisiał wielki neon: OTWARTE CAŁĄ DOBĘ. Klient nasz pan. Win uważał się za światowca, ale rekwizyty i zdjęcia, które ujrzał w „pałacu”, przerosły jego wyobraźnię i doświadczenia.
Wyszedł stamtąd tuż przed dwunastą. Co za pożyteczny i kształcący ranek! Z sześcioma magazynami pod pachą złapał taksówkę do śródmieścia. Kilka z nich przejrzał po drodze.
– Na razie wszystko w porządku – rzekł na głos. Taksówkarz zerknął w lusterko, żeby mu się przyjrzeć, wzruszył ramionami i powrócił do śledzenia ulicy.
W swoim gabinecie Win rozłożył pornosy na wielkim biurku, obejrzał je dokładnie i porównał. Coś takiego! Jego podejrzenia się sprawdziły. Było tak, jak myślał.
Pięć minut później schował pisma do szuflady biurka i połączył się z Esperanzą.
– Jak tylko przyjdzie Myron, bądź łaskawa przysłać go do mnie – poprosił.
9
– Coś ci wyznam – powiedziała Jessica, gdy, zostawiając za sobą opary spalin i moczu, wychodzili z garażu Kinneya na w miarę świeże powietrze na ulicy.
Skręcili w Piątą Aleję. Kolejka po paszporty sięgała za posąg Atlasa. Murzyn z długimi dredami raz po raz kichał, a grajcarki fruwały mu wokół głowy jak tuziny węży. Stojąca za nim kobieta cmokała, niezadowolona. Wielu czekających z udręczonymi twarzami patrzyło na katedrę Świętego Patryka po drugiej stronie ulicy, jakby błagali o boską interwencję. Japońscy turyści pstrykali zdjęcia rzeźbie i ogonkowi.
– Słucham – odparł Myron.
Szli. Jessica ze wzrokiem utkwionym przed siebie.
– Nie byłyśmy z sobą blisko. Właściwie rzadko rozmawiałyśmy.
– Od kiedy? – spytał zaskoczony.
– Od jakiś trzech lat.
– Dlaczego?
Potrząsnęła głową, ale na niego nie spojrzała.
– Trudno powiedzieć. Zmieniła się, a może po prostu dorosła i nie umiałam sobie z tym poradzić. Oddaliłyśmy się od siebie. Kiedy się spotykałyśmy, odnosiłam wrażenie, jakby nie mogła wytrzymać ze mną w tym samym pokoju.