– Parę tygodni i się pan oswoi. Często pan gra?
– Kiedy tylko mogę. Dla mnie to więcej niż gra. To…
– …świętość – dokończył za niego Win. Oczy Hermana rozbłysły.
– Właśnie. Pan gra w golfa, panie Lockwood?
– Tak.
– Nic nie dorówna tej grze.
– Nic – przyznał Win. – Gdzie pan grywa?
– Takim jak ja trudno znaleźć dobre pola. Należę do klubu Świętego Antoniego w Westchester. Zna go pan?
– Nie.
– Marne pole. Osiemnastodołkowe, oczywiście. Skaliste. Trzeba skakać jak górska kozica.
Opowieści golfiarzy. Myron kochał je. Tak jak wszystko, nieprawdaż?
– Czegoś nie rozumiem – czujnie podchwycił temat. – Masz przecież takie wpływy, Hermanie. Dlaczego nie grasz, gdzie ci się podoba?
Ache i Win zmierzyli go takim wzrokiem, jakby był świętym tureckim, modlącym się w Watykanie.
– Pan wybaczy, ale Myron nie zna się na golfie – rzek Win. – Myśli, że „żelazo” dziewiątka to komponent witaminy.
Herman się zaśmiał. Dwaj gangsterzy zawtórowali. Myron nie rozumiał dlaczego.
– Znam się doskonale – odparł. – Golf to gromada facetów w śmiesznych strojach, którzy na wielkich trawiastych nieruchomościach walą kijami w piłki.
Zaśmiał się. Nikt mu nie zawtórował. Golfiści nie słyną z poczucia humoru. Herman schował kij do worka.
– Członkostwa klubu golfowego nie da się wymusić ani kupić – wyjaśnił. – Za bardzo szanuję tę grę i jej tradycje żeby chwytać się tak chamskich metod. Miejsca w pierwszej ławce w kościele nie załatwia się, przykładając księdzu pistolet do głowy.
– Świętość – powtórzył Win.
– Tak jest. Prawdziwy golfista czymś takim się nie splami.
– Do klubu musi go ktoś zaprosić – dodał Win.
– Właśnie. Na wspaniałym polu golfowym nie tylko siei gra. Takiemu polu składa się hołd. Z rozkoszą przyjąłbym zaproszenie na któreś z nich. To moje wielkie marzenie. Niestety, nie do spełnienia.
– Dałby się pan zaprosić na dwa?
– Dwa… – Herman urwał.
Oczy, które rozbłysły mu na ułamek sekundy, szybko zgasły, jakby zląkł się, że z niego kpią. – Jak to? Win wskazał na zdjęcie na ścianie po lewej.
– To klub golfowy w Merion – rzekł i wskazał ścianę w głębi. – A to w Pine Valley.
– I co?
– Z pewnością pan o nich słyszał.
– Słyszałem?! To dwa najsłynniejsze pola golfowe na Wschodnim Wybrzeżu, dwa z najlepszych na świecie. Niech pan wymieni jakiś dołek. Proszę, jakikolwiek, na którymś z nich.
– Dołek szósty w Merion.
Twarz Hermana rozjaśniła się jak twarzyczka dziecka na widok prezentów pod choinką.
– Jeden z najbardziej niedocenionych dołków na świecie. Z uwagi na zakrzywiony tor należy zacząć od lekkiego podkręcenia piłki. Orientujemy się na środkowy dół z piachem, ścinamy do środka, nie za blisko granicy toru po prawej. A na koniec średniodługim „żelazem” celujemy w łagodnie wzniesioną łączkę, uważając na piachy z prawej i lewej.
Win uśmiechnął się.
– Imponujące – pochwalił.
– Nie powie mi pan, panie Lockwood, że grał pan w Merion i Pin Valley! W głosie Hermana zabrzmiało coś znacznie więcej niż podziw.
– Jestem członkiem obydwu klubów.
Herman gwałtownie wciągnął powietrze. Myron na wpół oczekiwał, że się przeżegna.
– Członkiem obydwu?! – spytał z niedowierzaniem Ache.
– W Merion daję przeciwnikom trzypunktowe fory, a w Pine Valley pięciopunktowe. Zapraszam pana na weekend do obu klubów. Spróbujemy zaliczyć siedemdziesiąt dwa dołki dziennie, po trzydzieści sześć na każdym z pól. Zaczniemy o piątej rano. Chyba że to dla pana za wcześnie.
Herman potrząsnął głową. Czyżby ze łzami w oczach?
– Za wcześnie? Skądże – zapewnił.
– Następny weekend panu odpowiada?
Herman Ache podniósł słuchawkę.
– Wypuśćcie dziewczynę – polecił. – Wyrok odwołany. Ten, kto tknie Myrona Bolitara, już nie żyje.
31
Win i Myron wrócili do biura. Myron, choć boleśnie poobijany, kości miał całe. Nie wątpił, że wytrzyma. Już taki był. Bardzo dzielny.
– Ależ ty wyglądasz! – powitała go Esperanza.
– Przywiązujesz za dużą wagę do pozorów. – Rzucił jej zdjęcie Adama Culvera. – Sprawdź, czy twoja Llucy go rozpozna.
– Jawohl, Kommandant!
Zasalutowała. Jej ulubionym serialem był Hogan ‘s Heroes. Myron wprawdzie za nim nie przepadał, ale chętnie zobaczyłby młodego zarozumiałego dupka z telewizji, jak wykrzykuje: „Hej, mam pomysł na sitcom! Rozgrywa się w hitlerowskim obozie jenieckim w Niemczech. Beczka śmiechu!”.
– Były telefony?
– Z milion. Głównie z mediów, z prośbą o komentarz w sprawie kontraktu Christiana. – Uśmiechnęła się. – Dobra robota.
– Dzięki.
– Czy ten Otto Burke… – przytknęła ołówek do ust – jest kawalerem?
Myron spojrzał na nią przerażony.
– A dlaczego pytasz?
– Milusi. Mdłości powróciły.
– Chcesz podwyżki? Powiedz, że tak.
Esperanza uśmiechnęła się z udaną nieśmiałością, ale nie odpowiedziała. Ruszył do gabinetu.
– Chwileczkę – powstrzymała go. – Kilka minut temu był dziwny telefon.
– Od kogo?
– Od jakiejś Madelaine. O namiętnym głosie. Nie podała nazwiska.
Dziekanowa. Hm.
– Zostawiła numer? Esperanza podała mu kartkę.
– Prezerwatywa twoją sojuszniczką, pamiętaj! – powiedziała.
– Dzięki, mamo.
– Skoro już przy tym jesteśmy, twoja mama dzwoniła dwa razy, ojciec raz. Martwią się o ciebie.
Myron wszedł do gabinetu, swojego małego sanktuarium. Lubił w nim przebywać. Ponieważ większość negocjacji i ważnych spotkań odbywał w tradycyjnie udekorowanej salce; konferencyjnej, gabinet mógł urządzić, jak chciał. Z lewej miał oczywiście widok na Manhattan, a na ścianie za sobą oprawione w ramki plakaty do broadwayowskich musicali: Skrzypka na dachu, The Pajama Game, How to Succeed in Business Without Really Trying, Człowieka z La Manchy, Nędzników, La Cage aux Folles, Chorus Linę, West Side Story, Upiora w operze.
Na kolejnej ścianie wisiały fotosy: Humphreya Bogartal i Ingrid Bergman z Casablanki, Woody’ego Allena i Diane Keaton z Annie Hal, Katherine Hepburn i Spencera Tracy’ego z Żebra Adama, Groucha, Chica i Harpa z Nocy w operze, Adama Westa i Burta Warda z Batmana, telewizyjnego, j prawdziwego Batmana, w którym Burgess Meredith grał Pingwina, a Cesar Romero Dżokera. Batmana ze złotego wieku: telewizji.