Выбрать главу

Win posłał Myronowi wymowne spojrzenie: „Zachowaj spokój”.

– Ilu was było?

– Sześciu.

– Nie wystarczyły ci jej pieniądze, Horty? – spytał cicho Myron. – Musiałeś ją zgwałcić?

– Powiedziałem ci już, człowieku…

– Nie przyszła do tej szatni na umówiony grupowy stosunek z pół tuzinem chłopa. Zgwałciliście ją.

– Jakim cudem, człowieku? – Horty potrząsnął głową. – To skończona kurwa. Kto się raz skurwił, kurwą pozostanie. Taka jest prawda. Pierdolona cipa rżnęła niepokalaną dziewicę. Panienkę rozgrywającego. Za kogo się uważała, do kurwy nędzy! Właśnie dlatego przypomniałem jej, co robiła. Pokazałem jej, kim jest. Nie żadną królową balu. Tylko zdzirą, która kocha szarpać druty.

Win na wszelki wypadek zastąpił Myronowi drogę.

– A poza tym byłem to winien jej kochasiowi. Z okładem.

– Christianowi Steele’owi?

– Tak. Steele zaszkodził mnie, więc ja jemu, puszczając jego kurewkę w obieg. Należał mu się rewanż, gościu. Zrewanżowałem się kutasowi, przez którego wyleciałem z drużyny.

– Wyleciałeś nie przez Christiana.

– Co ty gadasz, człowieku?

– Rozmawiałem z trenerem Clarkiem. Wyleciałeś, bo dwóch zawodników przyszło nawalonych na mecz. Christian nie miał z tym nic wspólnego.

– No, no. – Horty wzruszył ramionami. – Coś takiego.

– Twoja skrucha jest wzruszająca.

– Muszę jechać do lekarza. Noga jebie mnie jak cholera.

– Nie martwiłeś się, że cię złapią?

– Co?

– Nie bałeś się, że Kathy zawiadomi policję o gwałcie?

Horty zrobił taką minę, jakby Myron nagle przeszedł na japoński.

– Ocipiałeś, człowieku? Komu mogła powiedzieć. Właśnie dała mi dużą kasę, żeby wyciszyć sprawę. Gdyby pisnęła słowo, wszystko by się wydało. Cała brzydka prawda. Wszyscy by się dowiedzieli – Christian, jej mamuśka, papcio, profesorowie. Wszyscy by się dowiedzieli, że zapłaciła kupę szmalu, żeby to ukryć. A gdyby okazała się na tyle głupia, żeby sypać? Przecież byli świadkowie tego, co wyprawiała na tamtej imprezie ze mną i z Williem, i były zdjęcia. Kto po ich obejrzeniu uwierzyłby, że ją zgwałciliśmy?

Ten sam argument wysunął dziekan Gordon. Wielkie umysły myślą jednakowo.

– Ej, człowieku, noga boli mnie jak cholera!

– Czy potem widziałeś Kathy?

– Nie.

– To ty wyrzuciłeś jej majtki?

– Nie. Majtki miał inny chłopak. Chciał zachować je na pamiątkę. Kiedy usłyszał, że zginęła, skrewił i je wyrzucił.

– Kto to był?

– Nie jestem kapusiem.

– No, to będziesz – rzekł Win i postawił nogę na jego złamanej goleni.

To wystarczyło.

– Dobra, dobra. Jak mówiłem, było nas sześciu. Trzech ziomali, dwóch białasów i jeden żółtek.

Równe prawa dla gwałcicieli wszystkich ras!

– Jednym był kopacz, Tommy Wu. A poza tym ja, Ed Woods, Bobby Taylor i Willie.

– To pięciu.

Horty zawahał się.

– Daj żyć, człowieku. Ten szósty wyrzucił majtki, ale to przyjaciel. Nadal wspomaga mnie kasą, kiedy jestem spłukany. Zrobił karierę.

– Jaką karierę?

– Gra zawodowo i tak dalej. Nie podam ci nazwiska. Win lekko nacisnął jego nogę. Horty podskoczył.

– To Ricky Lane – powiedział. Myron zamarł.

– Napastnik Jetsów?

Głupie pytanie. Ilu grających w zawodowej lidze Rickych Lane’ów studiowało na Uniwersytecie Restona?

– Tak. Człowieku, nic więcej nie wiem.

– Masz do niego jeszcze jakieś pytania? – spytał Win Myrona.

Myron potrząsnął głową.

– To odejdź.

Myron się nie ruszył.

– Powiedziałem: odejdź.

– Nie.

– Słyszałeś, co powiedział. Nie wsadzisz go do pudła. Sprzedaje dzieciom narkotyki, gwałci niewinne kobiety, szantażuje, kradnie i śmieje się z tego.

– O co, kurwa, biega?!

Horty usiadł prosto.

– Odejdź – powtórzył Win.

Myron się zawahał.

– Człowieku, powiedziałem wszystko, co wiem.

Do głosu Horty’ego wkradło się drżenie. Myron nie ruszył się z miejsca.

– Nie zostawiaj mnie z tym pojebem! – krzyknął Horty.

– Odejdź – powtórzył Win.

– Nie. – Myron potrząsnął głową. – Zostanę.

Win przyjrzał mu się uważnie, skinął głową i podszedł do Horty’ego, który próbował odpełznąć, ale nie odpełzł daleko.

– Tylko go nie zabij – przestrzegł Myron.

Win skinął głową. Zabrał się do dzieła z precyzją chirurga Z kamienną twarzą. Jeśli słyszał krzyki Horty’ego, nie dał tego po sobie poznać.

Niebawem Myron kazał mu przestać. Win niechętnie odstąpił od ofiary.

Odeszli.

39

Ricky Lane mieszkał w osiedlu domów w New Jersey podobnym do tego, w którym zamieszkał Christian. Win zaczekał w samochodzie. Podchodząc do frontowych drzwi, Myron bardziej poczuł, niż usłyszał basy aparatury stereo. Ricky otworzył mu dopiero po trzech dzwonkach i kilkakrotnym pukaniu.

– Cześć, Myron – powiedział.

Miał na sobie rozpiętą jedwabną koszulę – trudno powiedzieć, ostatni krzyk mody czy górę od piżamy – która odsłaniała jego muskularne ciało, związane tasiemką spodnie, a na nogach klapki. Może strój ten służył mu do spania. Może w nim wypoczywał. A może szykował się do odegrania epizodu w Marzę o Jeannie.

– Musimy porozmawiać – powiedział Myron.

– Wejdź.

Ogłuszająca muzyka była tak potworna, że w porównaniu z nią zespół Wymaz z Szyjki brzmiał łagodnie jak Brahms. Salon był w gładkim nowoczesnym stylu. Mnóstwo włókna szklanego, czerni i bieli. Mnóstwo obłych krawędzi. Aparatura stereo na całą ścianę – z korektorem błyskającym światłami jak urządzenie na statku kosmicznym w serialu Star Trek.

Ricky wyłączył stereo. Zapadła nagła cisza. Myronowi przestały wibrować płuca.

– Co się stało? – spytał Ricky, ze zdziwieniem w oczach chwytając w locie szklany słoik.

– Nalej do niego – powiedział Myron.

– Co?

– Chcę, żebyś do niego nasikał.

Ricky spojrzał na słoik, a potem na Myrona.

– Nie rozumiem – powiedział.

– Rozrosłeś się. Bierzesz sterydy.

– Coś ty, człowieku. Nie ja.

– No, to daj mi próbkę moczu. Zbadają go w laboratorium.